Artykuły

Rycerz nieistniejący

Waldemar Wolański, inscenizując w łódzkim Arlekinie napisany przez siebie apokryf, epilog przygód Don Kichota, za­myka historię w kilkunastu efektownych i okrutnych obrazach, żongluje wizualny­mi kliszami na temat siedemnastowiecz­nej Hiszpanii. Reżysera interesuje mit Don Kichota postawiony wobec mitu Dulcynei.

Intryguje już ekspozycja przedstawie­nia: Święta Inkwizycja pali na stosie cu­dzołożnicę. Naga kobieta wisi przywiąza­na do pala, płomienie biegają wokół jej stóp. Scenę wypełnia szczelnie tłum zakapturzonych mnichów. Mnisi pełzną i mrowią się po podestach jak robactwo. Każdy zamaskowany aktor dźwiga ze sobą identycznie ubraną, równie wielką lalkę. W Hiszpanii Don Kichota jest ciasno - nie ma w niej miejsca na miłość i dobro. Tytu­łowy bohater spektaklu Wolańskiego tak­że nie pasuje do tej rzeczywistości, wypa­da poza jej ramy. W odróżnieniu od peł­nego witalności świata najczęściej spoczywa nieruchomo, wykonuje powolne ruchy, jego gesty są oszczędne. Don Kichot jest filozofem. Lalką, która zastanawia się, kim lub czym była? Czy wszyst­ko, o czym wie, że powinno się jej było przydarzyć, istotnie się jej przydarzyło? Czy więzienie i przesłuchujący ją inkwi­zytorzy istnieją naprawdę?

Don Kichot niczym spowity w śnieżno­białą zbroję Agilulf z Guildiverny, bohater "Rycerza Nieistniejącego", bajki Italo Calvino, może i chce istnieć tylko dzięki wierze i sile woli. Rycerz nieistniejący wewnątrz zbroi był pusty, w spektaklu Wolańskiego życie jest również na ze­wnątrz lalki, maski, czerni. Naturalnej wielkości postać Don Kichota jest animowana jak w japońskim bunraku przez trzech lalkarzy, przebranych za sługi Świętej Inkwizycji. Nie wiadomo, który z aktorów daje mu swój głos. Wydaje się, jakby w tak pojętym Don Kichocie było naprawdę trzech różnych ludzi. Wolań­ski sugeruje jeszcze coś: animacja to tor­tura dla lalki - przecież poruszają nią mnisi, próbujący wymusić na bohaterze denuncjację Dulcynei. Animatorzy porzu­cają lalkę Don Kichota na scenie na dłu­gie chwile, ale przedmiot nadal gra - kontrastuje z dziejącymi się w tle sekwen­cjami, cały czas widzimy jego zmęczoną i smutną twarz.

Błędny rycerz nie jest szalony, nie fan­tazjuje - po prostu przychodzą do niego duchy i postaci, dla których poświęcił swoje życie, które towarzyszyły mu lub stanęły na jego drodze. Spektakl koncen­truje się na przedstawieniu halucynacji bohatera, którego zdradzili wszyscy - po­spolity złodziejaszek i konfident Sancho Pansa, nawet piękna Dulcynea. Dramat bohatera zawiera się w znakach i obra­zach, które go otaczają. Rzeczywistość w tej postaci, jaką reżyser materializuje na scenie (procesy, pojedynki, stosy), Don Kichot odbiera jako obelgę.

Tkając sceniczne obrazy, Wolański stosuje różne techniki animacji. Aktor przeistacza się w lalkę, lalka w aktora. Oto Dulcynea (Masza Bogucka-Bauman) od­słania poły olbrzymiej spódnicy rozpiętej na drucianym rusztowaniu. Wewnątrz tego dowcipnego mansjonu, pomiędzy nagimi udami skrywa się karczma, w któ­rej trójka lalkowych desperados tuli się do smukłych nóg aktorki. Obcałowują je i głaszczą, a wielka łydka lub obcas bucika Dulcynei odtrąca jednego absztyfikanta po drugim. Ta surrealistyczna z ducha sekwencja wręcz kipi od eroty­zmu. I nagle Wolański zaskakuje widza po raz kolejny - oto zmienia rozmiar bohaterki, na drewnianej scence wewnątrz spódnicy pojawia się lalka Dulcynei tego samego wzrostu co mężczyźni z karczmy. Dulcynea zaczyna wraz z trójką oprychów fruwać w powietrzu i odbijać się od nie­widzialnych ścian karczmy. Wreszcie desperados kładą się na niej w niedwu­znacznym celu wszyscy razem - poezja zmienia się w dosłowność, erotyzm w pornografię, ale jaka to pornografia, skoro spółkują drewniane lalki?! Teatral­ny majstersztyk!

Udał się także Wolańskiemu taniec przebranych w biel i czerwień dziew­cząt z Andaluzji. To jeden z piękniejszych peanów na cześć ziemskiej miłości, jakie widziałem w teatrze. Są w nim suknie zmysłowo odsłaniające uda, kastaniety w dłoniach aktorek, gra kolorów bieli, czerni i czerwieni. Cielesność tańczą­cych dziewcząt została wyeksponowana właśnie przez zderzenie ze światem la­lek. Z pustym, martwiejącym co jakiś czas odwłokiem Don Kichota - który w swym teatralnym konkrecie jako lalka, animowany obiekt, ma tylko drewnianą głowę i pusty pancerz. Miłość to pew­ność istnienia, które tylko kobieta dać może. Bo kobieta na pewno istnieje - powiada Calvino. Nic dziwnego, że sta­ry rycerz wybiera ciało młodej a nie przy­jaźń starej Dulcynei (Maria Sowińska). Bo zawsze wybieramy ciało - ono jest za­przeczeniem pustki. A jednak Don Kichot przegrywa swą najważniejszą walkę. Jego wybór był fałszywy - piękna, gib­ka i młoda Dulcynea odkrywa swoje prawdziwe oblicze. Aktorka pojawia się w trupiej masce na twarzy. Miłość to śmierć - ale w koncepcji Wolańskiego bohaterowi nie zadaje jej człowiek, tylko los. Dylcynea albo mnich w szatańskiej czerwieni, pojawiający się na moment w scenach zbiorowych, to tylko prze­brania Wielkiego Wiatraka, demona Thanatosa, który co chwila upomina się o Don Kichota. Monstrum jest grane przez aktora na szczudłach, miele skrzyd­łami, dudni zaświatowym głosem. Szlach­cic z La Manchy rusza na swój ostatni bój i wtedy porywa go wir, wiatrak obraca skrzydłami, bohater znika w ciemności i zawierusze. Jaki jest sens ostatniej bi­twy Don Kichota? Rycerz nieistniejący Wolańskiego chce uśmierzyć wściekłość śmierci. Spektakl zmierza do niby zna­nej, ale w kontekście mitu Don Kichota jakże niepokojącej konstatacji: śmierć jest albo lodowym powiewem, albo bije od niej nieoczekiwane ciepło. To od nas zależy, co wybierzemy. Rycerz Smętne­go Oblicza wybrał chłód. Tylko tyle mógł zrobić dla siebie i Dulcynei, odkąd nie poznał prawdziwego, poza cielesnego błogosławieństwa miłości. I tego, żeby być, także trzeba się uczyć - pisał autor "Rycerza Nieistniejącego".

O ile wiem, przygotowując łódzką pre­mierę, Wolański nie myślał o pokrewień­stwie swego Don Kichota z bohaterem przypowieści Italo Calvino. A jednak obu spotyka identyczny koniec. Powinnością rycerza jest przegrać jak najpiękniej. Dlatego w jednej ze scen w geście autor­skiego miłosierdzia wysyła Wolański do bohatera maleńką dziewczynkę w białej sukienczynie. Dziecko jest podobne do infantki Małgorzaty z obrazu Velazqueza. Daje Kichotowi bukiecik polnych kwiatuszków. I bierze go za drewnianą rękę. Smutna lalka Don Kichota i naturalność dziecka są każde na swoim miejscu - tożsame, przeglądają się w sobie jak w lustrze. Oboje zbawia ich absolutna niewinność.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji