Artykuły

Czerniakowskie zuchy

Skromnie ale z sukcesem można by powiedzieć o przedstawieniu musicalu "Boso ale w ostrogach" w "Komedii". Ten gatunek teatralny podbił w ciągu kilkunastu lat cały niemal świat, wyparł starą operetkę i ma za sobą świetne osiągnięcia artystyczne. U nas ciągle jeszcze znajduje się w powijakach - brak autorów i aktorów. Ale prędzej czy później trzeba będzie z tym coś zrobić, zwłaszcza, że zapotrzebowanie publiczności na widowiska muzyczne, jest ogromne a nie można bez końca żywić jej tylko starociami. Na razie zaś trzeba wszelkie, bodaj w części udane próby w tej dziedzinie witać z uznaniem. I wyrozumiałością.

Ryszard Pietruski i Krystyna Wodnicka zrobili libretto musicalu ze - znanej książki Stanisława Grzesiuka, piewcy Czerniakowa. Przedwojenna Warszawa miała swój inteligencko-mieszczański folklor "Warszawki", utrwalony w najróżniejszych pamiętnikach i z łezką dziś wspominany ze scen niektórych teatrzyków rewiowych i kabaretowych. Miała też folklor przedmieść - proletariacki a właściwie bardziej lumpenproletariacki. Te przedmieścia nędzy i występku, zbrodni i noża już nie istnieją. Nieliczne lumpy rozlazły się po różnych miejscach stolicy i straciły do szczętu nawet swój swoisty charakter, styl. Styl, który zwłaszcza w perspektywie przeszłości i literatury, przestał być bezpośrednio groźny i nabrał swoistego wdzięku. Ten folklor czerniakowski właśnie Grzesiuk zapisał w swej książce.

Musical przenosi ten folklor na scenę - wraz z cechami społecznymi tamtych czasów przedwojennych. Jedno i drugie podane z dyskrecją, uładzone i ugrzecznione, nasycone zacnymi intencjami. Coś jakby "Czerniakowskie zuchy", żeby użyć porównania do krakowskiego wodewilu Krumłowskiego o ich krowoderskich krewniakach. Brak tu wyraźniejszej dramaturgii, akcji, która by nadawała konstrukcję całości. Starcie i pogodzenie się dwóch gangów, a właściwie dwóch grup kumpli nie uczyniło jeszcze z "Boso ale w ostrogach" jakiejś nowej "East Side Story". Raczej jest to seria obrazków z życia przedwojennego Czerniakowa, jednakże wcale zręcznie nanizanych i dobrze podporządkowanych muzyce JANA TOMASZEWSKIEGO - dość banalnej ale miłej dla ucha i z wpadającymi w nie melodiami.

Duże pochwały w tym przedstawieniu należą się reżyserii Zbigniewa Czeskiego. Ma on wyczucie stylu musicalowego i pilnie trzyma się granic dobrego smaku. Całość ujął w układzie baletowym, w rytm muzyki, nad którą pieczę z powodzeniem sprawował Wiesław Machan. Dał sobie radę ze scenami zbiorowymi, zwłaszcza w m umiejętnie, po baletowemu rozwiązanych scenach bójek. Znać ogromny - i uwieńczony pomyślnym rezultatem - wkład pracy i starań, aby przedstawienie toczyło się tak sprawnie - jak się toczy.

Zespół aktorski nieoswojony z potrzebami musicalowymi wybrnął jakoś z narzucających się trudności, robił, co mógł, aby poradzić sobie z wymaganiami wokalnymi i tanecznymi, a także interpretacyjnymi, WŁODZIMIERZ NOWAK i MAREK PEREPECZKO stworzyli sympatyczne i dobrze zróżnicowane postaci bohaterów dwóch kłócących się band. Partnerowały im z powodzeniem HALINA KOWALSKA i IRENA KAREL. Starsze pokolenie robotnicze godnie reprezentowali; IRENA ŁADOSIÓWNA, ANDRZEJ STOCKINGER, BOGDAN NIEWINOWSKI, JERZY PIETRASZKIEWICZ, BOGUMIŁ KŁODKOWSKI budził wesołość jako raz po raz powracający na scenę pijak, poskramiany przez dwóch policjantów (SATURNIN ŻURAWSKI i JERZY TKACZYK). Spośród mnóstwa występujących osób dały się korzystnie zauważyć: DANUTA GALLERT (lokatorka Nowa), IRENA KOWNAS (Dozorczyni), JADWIGA HODORSKA (Fela), ale i wszyscy inni tworzyli udane elementy całości widowiska.

Dekoracje Liliany Jankowskiej dobrze odpowiadały temu przedstawieniu, ale kostiumy - zwłaszcza damskie - wydały mi się zbyt wydziwaczone, wyskakujące z epoki i środowiska, zbyt operetkowe.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji