Profesor w świecie widowisk
Z kart "Raptularza" wyłania się postać nie tylko badacza i obserwatora bieżących wydarzeń, ale wszechstronnego humanisty, który patrzy na kulturę jako na całość. Pisze równie kompetentnie o teatrze, jak i o muzyce, porusza się swobodnie w historii XVIII wieku i w teorii dowcipu politycznego - o książce prof. Zbigniewa Raszewskiego pisze Roman Pawłowski.
Raptularz" Zbigniewa Raszewskiego to pasjonująca książka o Polsce drugiej połowy XX wieku widzianej z perspektywy historyka teatru.
Ta książka to osobisty dziennik, który ten znakomity historyk teatru, autor monografii "Bogusławski" i książki "Teatr w świecie widowisk" prowadził nieregularnie od roku 1965 do śmierci w roku 1992. Zapiski z lat 60. wydał wcześniej "Znak", fragmenty drukowała prasa teatralna, a dzisiaj w dwutomowym wydaniu "Pulsu" otrzymujemy całość "Raptularza".
To wydarzenie nie tylko w świecie teatru. Raszewski poprzez swoje bliskie kontakty z wybitnymi artystami - Schillerem, Dejmkiem, Swinarskim, Grotowskim - był żywą kroniką polskiego teatru II połowy XX wieku. Zarazem przez swoje losy osobiste stał się naocznym świadkiem najnowszej historii kraju. Od okupacyjnych przeżyć w Bydgoszczy, przez wnikliwą analizę stalinizmu, po chaos epoki Gomułki i krytyczną ocenę przemian po 1989 r. "Raptularz" jest świadectwem swojego czasu. Wiarygodnym, bo sporządzonym przez zawodowego historyka.
Kajdany z gumy
Raszewski nie jest zwyczajnym historykiem, ale historykiem teatru, i to zasadniczo wpływa na jego perspektywę. Autor "Raptularza" patrzy na wydarzenia polityczne swej epoki jak na widowiska, co pozwala mu uchwycić niewidoczne z bliska mechanizmy, rozpoznać, kto jest reżyserem, kto aktorem, a kto tylko podrzuca kwestie.
W ten sposób opisuje warszawskie manifestacje w 1966 r. w obronie biskupów po słynnym liście "Przebaczamy i prosimy o przebaczenie" i zamieszki w marcu 1968 r. na Uniwersytecie Warszawskim. Ale i zmianę warty pod Grobem Nieznanego Żołnierza czy uroczystość beatyfikacji hiszpańskiej zakonnicy w Rzymie. Pod piórem Raszewskiego masowe wydarzenia zmieniają się w scenariusze, które można by powtórzyć na scenie.
Drugą cechą "Raptularza" jest obsesyjna dbałość o fakty, widoczna zwłaszcza w pierwszym tomie poświęconym schyłkowi epoki Gomułki i sprawie zdjęcia "Dziadów". Można się na podstawie tych zapisów uczyć warsztatu historyka: Raszewski weryfikuje plotki i zasłyszane wiadomości, zbiera świadectwa i dokumenty, nawet bilety do teatru i karteluszki z odręcznymi notatkami (przedrukowane w książce). Z dokładnością do kwadransa notuje czas spotkań i rozmów telefonicznych, jakby przygotowywał materiał źródłowy dla historyków z następnych pokoleń, którzy chcieliby odtworzyć szczegóły z życia polskiej inteligencji w PRL.
I rzeczywiście, jego relacja z Marca '68 należy do najdokładniejszych i najbardziej wiarygodnych, jakie powstały. Raszewski dzięki swej manii zbierania pamiątek i materialnych świadectw uratował od zapomnienia wiele mało znanych faktów.
Któż mógłby przypuszczać, że słynne kajdany Konrada, które Gustaw Holoubek nosił w finale "Dziadów" Dejmka były z... gumy? Co za ironia - symbol terroru, który stał się jednym z powodów zdjęcia przedstawienia ze sceny, a w konsekwencji doprowadził do przesilenia politycznego, był atrapą. Tylko historyk teatru mógł dokonać tego odkrycia.
Fundament bez fundamentalizmu
Z kart "Raptularza" wyłania się postać nie tylko badacza i obserwatora bieżących wydarzeń, ale wszechstronnego humanisty, który patrzy na kulturę jako na całość. Pisze równie kompetentnie o teatrze, jak i o muzyce, porusza się swobodnie w historii XVIII wieku i w teorii dowcipu politycznego.
Bardzo ważnym elementem jego światopoglądu jest religia. Katolicyzm był dla Raszewskiego fundamentem, na którym opierało się wszystko, także jego zachwyt nad misteryjnymi przedstawieniami Dejmka i fascynacja postacią Edyty Stein, Żydówki i katoliczki, o której pisał na długo przedtem, zanim została wyniesiona na ołtarze.
Ten fundament nie zamienił się jednak nigdy w fundamentalizm. Raszewski miał świadomość, jakie niebezpieczeństwo może nieść religijność aspirująca do rządzenia państwem. Pisał o tym na początku 1990 r. w związku z dyskusją o religii w polityce na łamach "Gazety": "Każda próba formułowania programu dla którejkolwiek zbiorowości z odwołaniem się do Ewangelii musi być naciągana, i to grubo. Ewangelia po prostu przestrzega przed wdawaniem się w jakąkolwiek działalność nie służącą bezpośrednio miłości bliźniego. Mądrzy Anglosasi wiedzą to, uprawiają politykę, bo muszą, ale przynajmniej nie blagują, że mogłoby to mieć cokolwiek wspólnego z Ewangelią".
Szkoła myślenia
"Raptularz" czyta się znakomicie zarówno jako materiał źródłowy do dziejów inteligencji polskiej, jak i jako prywatną historię jednego z jej najwybitniejszych przedstawicieli. Niektóre poglądy Raszewskiego mogą dzisiaj budzić konsternację, jak notatka z okazji zjednoczenia Niemiec 1 lipca 1990 r., w której radzi organizować zawiązki nowej Armii Krajowej szkolone w "atakowaniu obozów koncentracyjnych i w niszczeniu dróg dojazdowych do obozów".
Jednak jako całość "Raptularz" jest świetną szkołą krytycznego myślenia. Uczy podawania w wątpliwość obiegowych prawd, formułowania niezależnych sądów i odwagi ich głoszenia. I pokazuje, jak ważne jest oparcie poglądów na rozległej wiedzy, nie tylko specjalistycznej.
"Raptularz" to dziennik człowieka głodnego wiedzy, który szuka jej z energią studenta pierwszego roku, chociaż już od dawna ma stopień profesorski. Chciałoby się życzyć takiej energii nie tylko dzisiejszym historykom teatru.
Zbigniew Raszewski, "Raptularz", redakcja Edyta i Tomasz Kubikowscy, Wydawnictwo Puls, Warszawa