Trzecia część "Dziadów"
Niezbyt uzasadniona wydaje mi się zawarta zarówno w programie I części widowiska Mickiewicz, jak i teraz - w programie przedstawienia III część Dziadów - sugestia, jakoby cel tych spektakli stanowiło swoiste "zrehabilitowanie" filomatów. Pokazanie, że stowarzyszenia wileńskich studentów były przede wszystkim politycznymi, patriotycznymi i wolnościowymi organizacjami. Że Nowosilcow nie maltretował niewinnych czcicieli wiedzy i miłośników natury, ale konspiratorów. Od czasów pierwszej lektury i szkolnej egzegezy, poprzez kolejne doświadczenia teatralne, dla każdego chyba Polaka jest Dziadów część III przede wszystkim dramatem politycznym. Udramatyzowaniem procesu i oskarżeniem wysuniętym przeciwko zaborcy. Sprawa, czy filomaci istotnie spiskowali przeciwko okupantowi, czy też padli ofiarą sfingowanego oskarżenia w procesie, który był potrzebny Nowosilcowowi do zastraszenia polskiego społeczeństwa, nie jest istotna. Z wcześniejszych i późniejszych przykładów wiadomo dobrze, że różne procesy polityczne, niezależnie od tego, czy akty oskarżenia były wynikiem fantazji i inwencji tajniaków i prokuratorów, czy też zawierały prawdziwe dowody winy przeciwników okupacyjnej władzy, w swojej treści były tak samo okrutne i były takim samym bezprawiem. Jak bezprawiem, ubieranym często w rozmaite kłamliwe pozory, jest odbieranie wolności jednemu narodowi przez drugi naród.
Istotna natomiast wydaje mi się podjęta przez Hanuszkiewicza próba pokazania III części Dziadów jako niemalże reportażu, czegoś w rodzaju "teatru faktu", gdzie relacja z wydarzeń i publicystyka polityczna jest ważniejsza, a przynajmniej równoważna wobec poezji. Nie chodzi o to, że spektakl w Teatrze Małym zawiera wyłącznie III część Dziadów, bo takie spektakle robiono już wcześniej, ale o sam sposób ujęcia i podania tekstu. Tekst, a ściślej - jego publicystyczna zawartość podana jest tu wyjątkowo przejrzyście; rozkład akcentów, pointy scen, kompozycja widowiska rozgrywanego na półkolistej arenie i na estradzie, wszystko to służy jasnemu i konsekwentnemu przekazowi tych treści dramatu.
Są sceny robiące ogromne wrażenie, jak początkowe śpiewanie fragmentów Ustępu, czy finał, kiedy żelazne drzwi więzienia zamykają się za Konradem, jest kontynuacja wziętej z pierwszej części widowiska Mickiewicz interpretacji filomatów jako młodych chłopaków-konspiratorów. Jednakże w wykonaniu i konstrukcji całości mnożą się niekonsekwencje. "Młodzieżowa" koncepcja załamała chyba nie tylko obsadę, ale także odbiła się na prowadzeniu poszczególnych ról. Młodzi, zdolni aktorzy wyglądają tu chwilami na amatorów, a co gorzej są wyraźnie manieryczni. Zarówno "młodzieżowa" i akrobatyczna koncepcja roli Konrada (Kolberger), jak i archaiczna interpretacja postaci Księdza Piotra (Machalica) odbierają siłę i sens najważniejszym, nie publicystycznym, ale filozoficznym scenom poematu. A w ogóle dobrego aktorstwa jest mało. Oba salony są nieudane. Warszawski nie ma w sobie ani ironii, ani dowcipu, ani goryczy. Zamienia się w popisy recytacji. Wileński przypomina szkołę tańca. A demonstrujący duże możliwości Tesarz gra nie Senatora, tylko policmajstra. Jedynie Hanuszkiewicz w maleńkim epizodzie i Barszczewska jako Pani Rollison pokazują prawdziwe aktorstwo. Trzy i półgodzinne przedstawienie ciągnie się i nuży. Słuchając tekstu, który nikomu nie może być obojętny, w pewnym momencie można się: zdrzemnąć, jak kiedyś generał-gubernator na wieczorze patriotycznych improwizacji poetyckich u Deotymy.
Wynikająca jasno z samego przedsięwzięcia grania tylko III części koncepcja widowiska o charakterze publicystyki polityczno-historycznej kłóci się z widocznymi zamiłowaniami do poetyckiej recytacji i do sztucznych kompozycji teatralnych. Z jednej strony - diabeł niczym strażnik więzienny, wykręca rękę Konradowi. Z drugiej - tenże Konrad, w scenie egzorcyzmów, lata w powietrzu. Hanuszkiewicz do końca nie zdecydował się na wybór stylistyki swojego spektaklu i to zaważyło na całości! Nie po raz pierwszy (Nie-Boska, Wesele, Mickiewicz cz. I, Sen srebrny) w jego widowiskach znakomite pomysły interpretacyjne i inscenizacyjne kłócą się z innymi koncepcjami i zamierzeniami. Tutaj zamysł pokazania politycznego dramatu stoi w wyraźnej opozycji z widocznym jednocześnie zamierzeniem zastąpienia treści całego poematu przez inscenizację samych Dziadów drezdeńskich. Zabrakło tu jednolitej i określonej interpretacji historiozoficznej i filozoficznej. To, co powinno być podstawą całej teatralnej kompozycji, wynikiem przemyślenia i analizy tekstu, jest pęknięte, dwudzielne i dlatego niejasne. Oczywiście jest to interpretacja na innym zupełnie poziomie niż, na przykład, próby psychoanalizy, ale decyzja grania samej tylko III części Dziadów nie została w tym przedstawieniu dostatecznie umotywowana,