Artykuły

Wajdelota

Jestem na występie Ewy Benesz, aktorki związanej niegdyś z Laboratorium Grotowskiego. Sala Instytutu Teatralnego nabita do ostatniego miejsca, ludzie obsiedli parapety i podłogę. Benesz w prostej sukience siedzi pośrodku sali na krześle i mówi XII Księgę "Pana Tadeusza" - pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

Mówi sugestywnie, prawie bez gestykulacji, ręce nieruchomo spoczywają na kolanach, tylko głowę zwraca to w jedną, to w drugą stronę, szukając wzrokiem kontaktu z publicznością.

Kiedy 30 lat temu Benesz chodziła z "Panem Tadeuszem" po białostockich wsiach, recytując poemat w wiejskich świetlicach i klubach, nie wszyscy chcieli jej słuchać. Reporterka warszawskiej "Kultury" w artykule "Wajdelota na delegacji" opisywała, jak w jednej wsi kawalerka podczas występu rzucała w okna świetlicy kamieniami. W innej aktorka musiała konkurować z objazdowym kinem. W jeszcze innej - z telewizją.

W Instytucie Teatralnym Mickiewicza słuchają wszyscy. Ciszę zakłóca tylko szept tłumaczki, która streszcza poemat na angielski zagranicznym gościom festiwalu. Słucham Mickiewiczowskiej frazy, która w wykonaniu Benesz brzmi lekko, potoczyście. Wyobrażam sobie, że tak musiał brzmieć poemat, kiedy go Mickiewicz mówił swoim przyjaciołom emigrantom w Paryżu. Słucham, ale gdzieś w tyle głowy czuję ukłucie: czy to mnie jeszcze obchodzi? Czy ta arcypolska, arcyszlachecka opowieść jest ważna dla Polaka współczesnego, żyjącego na początku XXI wieku? W drugiej połowie lat 70. recytowanie "Pana Tadeusza" po dawnych szlacheckich zaściankach było równie wywrotowe jak zebrania KOR-u. Podobno kiedy Grotowski dowiedział się o projekcie Benesz, dziwił się, że cenzura jej na to pozwala. - Mickiewicz wtedy był jak uderzenie w twarz. To był bunt - wspominała po latach aktorka. "Pan Tadeusz" był buntem przeciw PRL-owskiej szarości, urawniłowce, beznadziei, był powrotem do kraju ludzi wolnych, dumnych ze swojej narodowej tożsamości, niepodległych.

A dzisiaj? Czy odzyskanie wolności nie odebrało arcypoematowi jego najważniejszego przesłania? Czy to, że narodowe tradycje przywłaszczyli i zmanipulowali politycy, nie odbiera radości obcowania z nostalgicznymi opisami szlacheckich obyczajów i kultu przeszłości? Czy cały ten patriarchalny świat Soplicowa, w którym kobieta wybierająca mężczyznę jest przedmiotem powszechnych kpin i żartów, da się zaakceptować w dzisiejszej rzeczywistości feminizmu i równouprawnienia? A koncert Jankiela, najsłynniejszy bodaj fragment XII Księgi? Czy nie brzmi naiwnie i fałszywie w kontekście Jedwabnego i wszystkiego, czego dowiedzieliśmy się o relacjach polsko-żydowskich nie tylko w wieku XX, ale i wcześniej, w czasach rzekomo tolerancyjnej I Rzeczypospolitej? Tak, Polska z "Pana Tadeusza" traci swój czar. Staje się idylliczną Atlantydą, która nigdy nie istniała, żyje jedynie w wyobraźni swych wyznawców. I nie pomoże tu wirtuozeria Ewy Benesz. Wracając do domu, powtarzam w pamięci soplicowskie menu: "szczuki główne i podgłówne". Jak to będzie po angielsku?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji