Artykuły

Widzimy, wiemy, nie milczymy

"Milczenie" w reż. Katarzyny Deszcz w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach. Pisze Monika Rosmanowska w Gazecie Wyborczej - Kielce.

"Milczenie" w reżyserii Katarzyny Deszcz od pierwszej chwili chwyta za gardło. Krzyczy i wymierza kolejne ciosy tak, by ani przez chwilę "ofiara" nie poczuła się zbyt wygodnie. Bo i o tej sztuce nie można milczeć!

Sezon w Teatrze im. Stefana Żeromskiego rozpoczyna od mocnego uderzenia. Przygotowywany w pośpiechu i poza planem spektakl (wypełnia lukę po "Śnie nocy letniej", którego premiera z powodu choroby reżysera została przesunięta) na pewno będzie jednym z ważniejszych punktów repertuaru. Ze względu na temat, który porusza, ale przede wszystkim sposób, w jaki to robi.

Bo "Milczenie" to przede wszystkim popis aktorskiej gry. Kobiety: Marzena Ciuła-Szczerska (szczególne ukłony opowieść o doświadczeniach maltretowanej Suzan), Teresa Bielińska (zastraszona i uzależniona od męża psychopaty Mary) i Zuzanna Wierzbińska (depresyjna, ale zmuszająca się do uśmiechu Janet, bo on tego chce) są niezwykle sugestywne. Po mistrzowsku budują napięcie i operują emocjami - od niedowierzania, smutku, przez specyficzną radość i sympatię, po współczucie i przerażanie. Bo ta historia nie może się dobrze skończyć. Panie co chwilę wciskają widza - swoją "ofiarę" - w fotel. Świetnie w rolę wchodzi Mirosław Bieliński (Billy), który od początku budzi niechęć i obrzydzenie, który nie pozwala widzowi nawet na cień współczucia. Ciekawym pomysłem było umieszczenie śledczych na filmie wyświetlanym na jednej ze ścian. Edward Janaszek, Maciej Pesta, Andrzej Plata i Łukasz Pruchniewicz nie mieli łatwego zadania, dysponując twarzą jako jedynym środkiem wyrazu. Wywiązali się z niego bezbłędnie.

Aktorom "nie przeszkadza" też ascetyczna scenografia Andrzeja Sadowskiego. Cela, w której bohaterki są po zabójstwie, ale też ta, w której żyją na co dzień. Więzieniem jest dom-twierdza, który dzielą z oprawcą. Więzienie jest wreszcie w nich samych, zniewolonych i zastraszonych.

Spektakl powstał na podstawie tekstu brytyjskiej autorki Shelagh Stephenson, która snuje opowieść wokół rodzinnego dramatu. Scenariusz dla wielu jest doskonale znany. On - psychopatyczny ojciec znęca się nad swoimi kobietami: żoną i dwoma córkami. Krzyczy i bije, gdy zbyt głośno włączą światło, gdy szklanka nie jest ustawiona 25 centymetrów od brzegu stołu lub gdy masło na grzance nie zostało rozsmarowane w odpowiednią stronę. Bo najważniejszy jest regulamin, a że ciągle go zmienia, to o pomyłkę nietrudno. Upaja się zapachem krwi i strachu. Ale kocha swoje kobiety. Ubiera je w czerwone marynarki, by zawsze mógł je wypatrzyć, kupuje córkom obrączki, by żaden inny mężczyzna nie próbował się nimi zainteresować i wchodzi w nocy do ich łóżek. Wybawieniem od ojca i męża potwora może być tylko śmierć. Jego śmierć! Pozornym jednak. Bo on wraca jako senny koszmar.

Shelag Stephenson, a za nią Katarzyna Deszcz analizują postępowanie bohaterów cofając się do ich przeszłości. Do sadystycznej matki, która zamykała syna na ciemnym piętrze, do dzieciństwa tej, którą w późniejszych latach wybrał sobie za żonę, zagubionej i samotnej półsieroty i córki alkoholika. "Czy chcesz nam o czymś powiedzieć?" - pytali jedną z córek lekarze, gdy trafiała do szpitala. "Nie, nic, nie. Bo co mogłam im powiedzieć. Jak zacząć? Wiedziałam, że gdybym powiedziała, zabiłby nas wszystkie". Dlaczego milczeli sąsiedzi, gdy całował córki na ulicy, ale "nie tak, jak całuje ojciec. Milczałyśmy my... i świat" - mówi Susan, a to oskarżenie jeszcze długo brzmi w uszach.

Ktoś może powiedzieć, że temat jest doskonale znany, więc po co znów go poruszać. Może mieć dość, bo telewizja, prasa, a teraz jeszcze teatr atakuje go obrazami, których nie chce oglądać. Ale powinien! Z badań wynika, że co piąta kobieta w Polsce jest ofiarą przemocy domowej, a co dziesiąta jest stale i wielokrotnie maltretowana. Według CBOS 37 proc. Polaków i aż 41 proc. pań zna przynajmniej jedną bitą i zastraszaną kobietę. W 2008 roku policja odnotowała przypadki blisko 140 tys. ofiar przemocy domowej, w tym prawie 82 tys. to kobiety, 31 tys. dzieci do lat 13, a kolejnych 15 tys. to nieletni w wieku 13-18 lat.

Te liczby są wystarczającym powodem, by "Milczenie" na deskach kieleckiego teatru pokazywać. A gdy dołożymy do tego niezaprzeczalne walory artystyczne, to spektakl trzeba. Polecam!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji