Artykuły

Refleksje o "Dziadach"

Wypada za­cząć od Swinarskiego: pa­miętna inscenizacja "Dziadów" w kra­kowskim Tea­trze Starym jakby onieśmieliła następców, ba! - na­wet epigonów, w dziejach prezentacji mickiewiczowskiego arcydzieła na­stąpił po roku 1973 znamienny interwał, pełen szacunku i le­ku; a potem tradycyjnie nad grobem zmarłego kolegi dał Słowo Adam Hanuszkie­wicz, iż jego "Dziady" w Teatrze Narodowym wskrzesi. Tymczasem doszli do głosu i inni; przedstawie­nia Brauna, Mrówczyńskiego, Bara­nowskiego nie wzbudziły entuzjaz­mu, ale sumowały się w swoistym opozycjonizmie wobec kanonu kra­kowskiej inscenizacji. Był to bunt zrozumiały, bo zdawał się rodzić z szlachetnej ambicji. Tyle, że czasem ambicja bywała jedynym wianem, jakim mogli się legitymować bun­townicy...

I wreszcie Hanuszkiewicz wywią­zał się ze swej obietnicy. Czas kazał mu zmodyfikować jej wymowę, obecna inscenizacja odchodzi daleko od ustaleń Swinarskiego, jest próbą wykładni bardzo indywidualnej, i to we wszystkich polach: układ mate­riału tekstowego, nowe akcentacje wątków, nowe dyspozycje dla aktor­skiego ansamblu.

Poetyka recenzji w piśmie co­dziennym utrudnia krytykowi szczegółową egzegezę tej mnogości znaczeń, jakie niesie z sobą ponad trzy­godzinne przedstawienie. Jedno ato­li trzeba podkreślić: Hanuszkiewicz istotnie próbował wystylizować swe "Dziady" w duchu odmiennym, całkowicie odmiennym, niż wielcy poprzednicy. Zważywszy na rangę utworu w katalogu kultury naro­dowej każda nowa wykładnia "Dziadów" (nawet kiedy przyj­dzie spierać się o jej szczegó­łowe propozycje i proporcje) jest ważkim faktem kulturotwórczym, bo wzbogaca po równi filolo­gie, jak teatry, stwarza też platfor­mę do dalszej dyskusji o samym dziele.

II.

HANUSZKIEWICZ już samym doborem materiału tekstowego odrzuca wersję ludowej obrzędowości "Dziadów". Nie rezyg­nuje atoli z obrzędu jako ele­mentu kompozycyjnego. Ale ludo­wość guseł zastępuje mistyką mszal­ną: zamiast guślarzy - chorały gregoriańskie. Taki punkt wyjścia ma dla widowiska znaczenie dwojakie: wyznacza mu linią myślenia i wy­znacza nastrój (o drugiej z tych spraw za chwilę!).

Linia myślenia odchodzi już kon­sekwentnie od romantycznej magii duchowej metamorfizacji, jaką chcie­li dostrzegać w tekście Mickiewicza dawni komentatorzy i praktycy. Hanuszkiewicza tymczasem interesuje tu głównie swoisty teatr faktu. Wy­chodząc od analizy zbioru "gryp­sów", jakie warszawskiemu Muzeum Mickiewicza ofiarowała prawnuczka Onufrego Pietraszkiewicza, a które ongiś wymieniali między sobą filareccy "lokatorzy" lochów u Bazylia­nów i Dominikanów, inscenizator czyta ten dramat jako zakamuflowany reportaż o antycarskim spisku młodych patriotów wileńskich. Re­portaż, a więc nie "sentymentalny, martyrologiczny" (określenia Ha­nuszkiewicza) dramat, lecz publicystyczny zapis, rzecz o czynie.

Trudno temu zamysłowi odmawiać znamion oryginalności. A z drugiej strony trudno się też dziwić, że nie­zbyt czytelny w samym biegu przed­stawienia, gdzie tradycja dawnych rozwiązań popycha częstokroć reży­sera, a zwłaszcza aktorów ku uję­ciom bardziej konwencjonalnym. W praktycznym efekcie zamyślony reportaż o spisku staje się zatem po prostu dramatem politycznym. Czy były i są nim "Dziady"? Niewątpli­wie, tak. Czy w swej materialnej i intelektualnej osnowie są też czymś więcej, jako dokument filozofii ro­mantycznej, jako traktat o dialektyce wiary i miłości? Oczywiście, są tym także! Hanuszkiewicz koncen­trował się na jednej warstwie znaczeniowej, tego tak bogatego w pod­teksty, materiału literackiego. Miał do tego prawo...

III.

SPEKTAKL w Teatrze Małym rozpoczyna się w nastroju dramatyczności misterium. Sprzyja temu asceza dekoracji, która ogranicza się de facto do pustych płaszczyzn rzeźbionych świa­tłem; sprzyja posępna barwa chóral­nych pieni, jakie z przykładną precy­zją celebruje chór PWSM, a ton pod­daje natchniona deklamacja Władysława Krasnowieckiego, mówiącego wersety "Ustępu".

Wraz z biegiem scenicznych zda­rzeń misterium przeistacza się w tekst o spisku młodych, a potoczysta powszedniość frazy Mickiewiczow­skiej staje się w scenach "Balu u Senatora" czy "Salonu Warszawskie­go" iście zaskakująca.

Przedtem przecież jest jeszcze wielka sprawa Konrada, który w tym przedstawieniu Gustawem być nie zdążył, ale Wielką Improwizację nam mówi. Właśnie bez całej otoczki "martyrologii", bez podtekstów Werterowskiego herosa z romantycz­nej pustelni. Krzysztof Kolberger jest po prostu młodym, targanym cierpieniem, przytłoczonym samotnością i lękiem przegranej więźniem. Mówi swój wielki monolog z silą. Reżyser nie poskąpił mu też swoistej buty (aktor wkłada ręce do kieszeni w momencie, gdy wadzi się z Absolutem!) - Kolberger wytrzy­muje tę wielką próbę, zaś rozgrzaniem tonu i kolorystyką całej tej ogromnej eksplozji słów daje dowód, że wiązane z rozwojem jego talentu nadzieje nie były płonne...

Z innych pozytywów aktorskich te­go przedstawienia trzeba wspomnieć o Henryku Machalicy jako pełnym skupieniu Księdzu Piotrze: z praw­dą i wewnętrznym żarem przeszedł aktor przez trudną scenę egzorcyzmów, którą fantazja inscenizatora rozbudowała tu do wymiarów Grand Guignolu. Namiętny monolog - oskarżenie Sobolewskiego mówił z prostotą Jerzy Matałowski. I wresz­cie Elżbieta Barszczewska jako pani Rollison. Znakomita artystka fascy­nowała po równi siłą dramatycznego wyrazu, jak też perlistością dykcji, która pozwala jej nie uronić naj­mniejszego z psychologicznych od­cieni, z jakich zbudowana była ta wspaniała rola; z umiarem partnero­wała Barszczewskiej Janina Nowi­cka jako Kmitowa, a wspomnieć też trzeba o wyraziście zagranych rolach drugiego planu: Janusz Kłosiński - Doktor, Ewa Krasnodębska - Dama, Tadeusz Janczar - Kapral, Andrzej Pieczyński - Duch, Maciej Sławiń­ski - Tomasz, Monika Goździk - Panna.

Niestety, nie mógłbym wpisać na tę listę Jana Tesarza jako Senatora. Już samym zarysem fizycznej sylwetki przeczył on tak historycznej jak literackiej charakterystyce swej postaci, interpretacja pogłębiała jeszcze nieporozumienia: tubalne po­krzykiwania w miejsce finezyjnego okrucieństwa sadysty. Aż dziw, że w bogatym ansamblu Teatru Narodo­wego nie znalazł dyr. Hanuszkiewicz odtwórcy dla roli tak przecież wa­żącej na biegu widowiska...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji