"Mrożek 27" równa się "Alfa"
Choć Sławomir Mrożek od ponad dwudziestu lat przebywa na emigracji, sztuki jego nie schodzą z rodzimych scen. Oczywiście, że po roku 1968, kiedy to pisarz potępił oficjalnie interwencję wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji, nastąpiło osłabienie zainteresowania jego dramaturgią w Polsce. Ale nie na długo. Należy też Mrożek do najpopularniejszych współczesnych polskich dramaturgów na świecie. Jego rozpoczętą w r. 1958 "Policją" sławę, umocniły takie dramaty, jak "Tango", "Portret", "Kontrakt", "Na pełnym morzu", "Karola", "Strip-tease", "Emigranci",
"Ambasador". Choć nie wszystkie sztuki tego autora cieszą się jednakim powodzeniem. "Krawiec", "Garbus", "Vatzlav", "Rzeźnik", "Śmierć porucznika" czy "Alfa", należą do mniej znanych. Podobnie jak scenariusze "Wyspa róż", "Amor". Niektóre dramaty, np. "Testarium", "Poczwórka", "Drugie danie" prawie w ogóle nie były wystawiane.
W sobotę, 16 września, sala Teatru Polskiego w Bydgoszczy pękała w szwach. Dyrektor Andrzej Maria Marczewski, zdecydował się bowiem jako pierwszy (w ramach Dyskusyjnego Klubu) pokazać polskiej publiczności właśnie jedną z tych mało znanych na świecie, a zupełnie nie znanych w kraju, sztuk Mrożka - "Alfę". Ponieważ jest to dwudziesty siódmy z kolei dramat tego pisarza, na afiszu i w programie widnieje tytuł "Mrożek 27".
Podobnie jak dominująca część twórczości Mrożka, i "Alfa" porusza problem jednostki ginącej w potyczce z władzą, problem miażdżenia osobowości przez siły polityczne reżimu totalitarnego. Sytuacja dramatyczna, choć bez wątpienia inspirowana wydarzeniami rzeczywistymi, jest też jak zwykle u Mrożka uniwersalna, symboliczna. Rzecz mogła, i może, wydarzyć się zawsze i wszędzie. Bohaterem centralnym, wokół którego rozgrywają się wydarzenia, jest przywódca związków zawodowych, internowany i - choć w bardzo luksusowych warunkach, to jednak - więziony przez tajną policję, która różnymi metodami, nie wyłączając szantażu, usiłuje zmusić go do pójścia na kompromis z władzą. Dramat ten oparty jest głównie na dialogu, Poza ostatnią sceną - zbiorową, wszystkie poprzednie są dwuosobowe. A więc teatr to sprowadzony do konwersacji; słowami, logiką rozumowania postaci, demaskujący absurd społecznych stosunków, układów, struktur. A inscenizacja? Na dużej scenie niewiele stylowych mebli. A ponieważ sztuka formę ma raczej kameralną, aby nie dopuścić do zobojętnienia widza na to, co dzieje się, a ściślej o czym rozmawiają postaci na scenie, wprowadzają realizatorzy pomost w widownię. I te najbardziej kameralne, prywatne, a więc wyciszone też w sensie dosłownym dialogi grane są z bliska. Gwoli też ożywienia, załamania planów i płaszczyzn z balkonu biegną schody ku scenie. Czy jednak te zabiegi dają pożądane efekty? Na widowni i tak dość często skrzypią krzesła, publiczność kręci się, wzdycha, a kiedy opada kurtyna, nie ma burzy oklasków, jak na prapremierę i na Mrożka przystało.
Mimo wszystko jednak sądzę, że inscenizacja ta, ze względu na pewne skojarzenia (bo nie nazwałabym tego aluzjami) z bardzo popularnymi współcześnie w kraju postaciami oraz sytuacjami, cieszyć się będzie chyba zainteresowaniem widzów.