Artykuły

Nieporozumienie

"Koncert Orfeusza" w reż. Krzysztofa Jasińskiego w Teatrze STU w Krakowie. Pisze Elżbieta Konieczna w Miesiącu w Krakowie.

Co tu się jeszcze zdarzy! On, Orfeusz, pręży się niczym model na wybiegu, gramoli na stołek (gdzie ci zwinni jak węże aktorzy z innych spektakli w STU!), będzie śpiewał z wysoka. Zeskoczy, tragicznie bezradny, w tym spektaklu aktor czterech min.

Wbiegł w snopie świateł. Orkiestra tusz. W nienagannie skrojonym garniturze smokingowym, wyeksponował czarne lakierki, poobracał się na trzy strony świata, wyprężył klatę. - Podobam się? - rzucił w naszą stronę. - O tak! -odpowiedziało mu gotowe na wszystko spojrzenie z pierwszego rzędu, reszta publiczności pozostała nierozgarnięta. Nie dawał za wygraną, dalej przymilnie nagabywał. Wyprężył się w geście boga estrady, teraz was rzucę na kolana. A co! I zasunął Norwidem. Lepiej, żeby tego nie robił. Zdecydowanie lepiej. Choć osoba w pierwszym rzędzie zastygła w niemym geście wzruszenia.

Paweł Gzyl tego wieczoru był współczesnym Orfeuszem. - Ona, Eurydyka, zdradziła mnie z wężem! - skarżył się, omiatając spojrzeniem publiczność. Zapłakał. Od momentu tego płakusiania zajęłam się dociekaniem, kim jest ta pani w pierwszym rzędzie na wprost mnie teatralnie współczująca losowi Orfeusza - Gzyla, starsza kuzynka, fanka? Może ona coś tu gra? Niemożliwe, spektakl jest jednoosobowy. Tymczasem aktor na przemian śpiewał i mówił wierszem teksty dużych poetów: Szymborskiej, Miłosza, Rilkego, to znów rozluźniał atmosferę Koftą, Osiecką, Młynarskim. Popijał wodę z półtoralitrowej butelki. Słowa turlały się bez związku. Wyrazista admiratorka o karminowych ustach i blond grzywie do ramion (efektowna, owszem) wychylona ciałem do przodu, promieniała.

Co tu się jeszcze zdarzy! On, Orfeusz, pręży się niczym model na wybiegu, gramoli na stołek (gdzie ci zwinni jak węże aktorzy z innych spektakli w STU!), będzie śpiewał z wysoka. Zeskoczy, tragicznie bezradny, w tym spektaklu aktor czterech min.

Kim jest mężczyzna w czerni siedzący obok Fanki w pierwszym rzędzie? Sylwetka wydłużona jak z obrazu El Greca, interesująca twarz, oczy wpółprzymknięte, czasem lekki grymas uśmiechu, spokojny, kontrastowo wyciszony. Ożywi się na końcu spektaklu, przy brawach. Kim jest ta para? A jakby o nich napisać scenariusz

Koncert Orfeusza jest kompletnym artystycznym nieporozumieniem. Aż dziwne, jak do tego mogło dojść wobec bardzo dobrej od dłuższego czasu passy teatru STU. Pierwszym nieporozumieniem jest scenariusz - zlepek zlepków tekstów z najróżniejszych parafii. Mają wspomóc współczesną projekcję mitu wstąpienia Orfeusza do piekieł po ukochaną Eurydykę.

Na najprostsze pytanie, o czym ten spektakl jest? Odpowiadam z zażenowaniem: nie wiem, nie wyłowiłam sensu z mgławicy porwanych słów. Czemu ma służyć? Domyślam się, że przeprowadzeniu dowodu na to, iż tragiczny mit da się sprzedać w rozrywkowej panierce.

Wykonawca - aktor, komediant, śpiewak estradowy o imponującej ilości ról zagranych u dobrych i świetnych reżyserów - tu nieporozumienie, efekciarz w złym guście. Reżyser i autor scenariusza Krzysztof Jasiński nie dostrzegł tego, nie złapał dystansu? Sztuka teatru jest brutalną zagadką.

I jeszcze trzeci element Koncertu Orfeusza: dwóch świetnych gitarzystów, koncertmistrzów zamazujących pustotę wieczoru. Ach jak grali! Na szczęście przez dłuższy czas, bez zakłóceń. Z teatru wynoszę ich w pamięci - Piotra Grząźlewicza i Marcina Hilarowicza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji