Dzień gniewu
Nieformalna Grupa Teatralna Genezaret, która od kilku lat działa przy płockiej Farze, podjęła się zadania trudnego. Postanowili pokazać sztukę Romana Brandstaettera "Dzień gniewu". Po pierwsze, to zadanie trudne z racji poruszanej tematyki - holokaustu. Po drugie - z racji swego młodego wieku.
To prawda, że młodzież z "Genezaretu" to nie dzieci, ale trzeba mieć odwagę, żeby starać się pokazać emocje i stany, których doświadczają bohaterowie Brandstaettera. Ponadgodzinne przedstawienie w płockim kościele farnym, poprzedzone trzymiesięcznymi próbami, nie było dziełem amatorów. "Genezaretem", po odejściu dotychczasowego opiekuna ks. Krzysztofa Jończyka do Ciechanowa, zajął się ks. Jarosław Cichocki i to on wspólnie z Andrzejem Łukowskim zadbał o scenografie i kostiumy. Opracowanie muzyczne było dziełem Krzysztofa Wierzbickiego, natomiast odium odpowiedzialności reżyserskiej wziął na siebie Henryk Jóźwiak - aktor Teatru Dramatycznego w Płocku.
Nie jest łatwo pokazać misterium dramatyczne, które autor opatrzył dedykacją: "Pamięci Polaków, którzy za pomoc i schronienie udzielone Żydom podczas okupacji zginęli śmiercią męczeńską z rąk hitlerowskich Kainów". Sztuka idealnie wpisała się w wielkopostny, pełen zadumy klimat "Genezaretu" nie tworzą zupełni amatorzy, dlatego wyszli z tego spektaklu z tarczą. Widzom podobały się stroje, muzyka, śpiewy, gra świateł i oczywiście gra aktorów. Na przykład bardzo wyrazisty Boru, esesman, ekskleryk z Rzymu, przyjaciel opata klasztoru, w którym ukrywa sic uciekający z getta Żyd. Także scena jego cierniem ukoronowania. Wszystko powinno skończyć się źle, ale kończy sic dobrze, bo Born woli zabić swoją kochankę, niż wydać na śmierć Opata - przyjaciela z czasów rzymskich studiów. Przezywa też Żyd.
Jak komentował spektakl proboszcz Fary ks. Jan Cegłowski, młodzież "Genezaretu" podjęła się pokazania niezwykle istotnych problemów teologiczno-filozoficznych. W spektaklu, jak u Brandstaettera, ostatecznie uratowano wiarę w wielkość człowieka. I w jego dobro.
Warto jeszcze przypomnieć, że w gronie 20 tysięcy osób uznanych za "sprawiedliwych wśród narodów świata" jest 6 tysięcy Polaków.
Na zdjęciu: Roman Brandstaetter.