Artykuły

Obronić godność nawet na dnie

- Krzysztof Warlikowski. Uprawia grę wyobraźni na wysokim piętrze abstrakcji, jego uwagi są bardzo delikatne, ale nigdy nie czuję się na scenie skazana na samą siebie - mówi EWA DAŁKOWSKA, aktorka Teatru Powszechnego w Warszawie.

Z Ewą Dałkowską rozmawia Jacek Cieślak.

Rz: Zagrała pani w spektaklu telewizyjnym "Psie głowy", wyreżyserowanym przez Jerzego Zalewskiego, z którym współpracowała pani po raz pierwszy na planie "Czarnych słońc". Łatwo dała się pani namówić na udział w tamtym apokaliptycznym filmie z muzyką Kultu?

Ewa Dałkowska: W Teatrze Powszechnym, przy portierni, zaczaił się na mnie zaniedbany blondyn w rozchełstanym płaszczu. Wyglądał na kogoś, do kogo nie można mieć cienia zaufania. Ale rozmowa była lepsza, niż mogłaby być przez telefon. Zaprzyjaźniliśmy się, choć Jurek jest trudny. To człowiek, który idzie własną drogą. Bardzo konsekwentny.

A jak było z Kultem?

- Zespół nie zdawał sobie sprawy, że z wykonawczynią tytułowej piosenki, czyli ze mną, trzeba ustalić tonację. Rzecz odbyła się za moimi plecami. Realizator nagrania mówił, że nie wszyscy muzycy znali nuty, ale z Kazikiem Staszewskim nie było takiego problemu. Spotkaliśmy się w studiu. Oderwał się od malowania i przyszedł w stroju roboczym. Próbowaliśmy sobie pomóc. Nie było wyjścia - musiałam zaśpiewać "Czarne słońca" męskim głosem. Wcześniej znałam songi ojca Kazika. Dużo naszych znajomych stykało się w Paryżu.

Jak Zalewski zachęcał panią do udziału w "Psich głowach" Marka Nowakowskiego?

- Chciał mnie zatrudnić do filmu o Narodowych Siłach Zbrojnych. Miałam grać rolę matki Roja - zamordowanego przez UB dowódcy NSZ, która musi rozpoznać syna, widzi trupa i mówi: "To nie jest mój syn. Nigdy go nie dostaniecie". Taką niesamowitą scenę miałam do zagrania! Niestety, produkcja się opóźniała, potem miałam ważne sprawy osobiste. Zagrał ktoś inny. Szkoda takiej szansy.

A "Psie głowy"?

- Zrobiliśmy je przy okazji.

Czy Nowakowski to dla pani ważny autor?

- Tak. Lubię go czytać i podoba mi się jego podejście do polskiej rzeczywistości. Bohaterowie spektaklu żyją na terenie dawnego PGR, który zapewniał im utrzymanie. A kiedy upadł, pojawił się kombinator, nowobogacki. Jednak "Psie głowy" koncentrują się na ludziach odrzuconych, oszukanych. Takich, którzy się bronią.

Bronią? Uciekają w alkohol. Strasznie piją.

- Posłużę się przykładem "Prezydentek" Wernera Schwaba. On również pokazywał osoby wykluczone ze społeczeństwa. Maryjka, którą grałam, myła kible, a jednocześnie była kimś w rodzaju Matki Boskiej. Podobają mi się takie portrety ludzi, o których się myśli, że zeszli poniżej poziomu ludzkiej godności, tymczasem potrafią ją obronić nawet na dnie. Imponują mi ludzie, którzy się nie poddają. To jest również temat "Psich głów".

Bohaterowie Nowakowskiego zdecydowali się na alkoholową szarżę. Pani gra jedną z nielicznych kobiet - sprzedawczynię w sklepie, obserwującą dramat zza lady. Czy polskie kobiety mają z polskimi facetami ciężkie życie?

- Moja bohaterka lubi mężczyzn i znajduje się w centrum ich zainteresowania. Akceptuje upadłych ludzi, czym różni się od milionera, nowego właściciela PGR i człowieka pełnego pogardy. Gdyby tej kobiety nie było, gdzieżby się podziali? A jaki jest los polskich pań - nie wiem. Jestem aktorką.

Chciała pani powiedzieć, że to mąż jest w domu i czeka?

- Tak. Mam dom z mężem, w dobrym stanie. Ze spektaklu Warlikowskiego wracam po pierwszej w nocy. Mąż robi sobie drzemkę o 22, żeby potem ze mną posiedzieć, bo po robocie muszę się wygadać. To jest taki domowy klub dyskusyjny. Oczywiście z wyszynkiem. A z tak zwanych obowiązków kobiecych ("szycie, pranie, gotowanie - to coś dla was moje panie") tylko pranie należy do mnie, bo mąż gardzi czystością.

A czy można powiedzieć jednoznacznie, która płeć dawała sobie lepiej radę w PRL, a która teraz?

- To jest dla mnie trudne pytanie, bo w zasadzie nie dzielę ludzi według płci, zwłaszcza że prawdziwi mężczyźni wyginęli na wojnach. Teraz płcie mało się różnią. A recepty na sukces są podobne do tych z czasu PRL. Liczy się talent, ale przede wszystkim wyczucie wiatru, zdolność mimikry i poprawność.

Co może zrobić aktor, kiedy widzi podczas prób, że żyruje własną twarzą spektakl albo film, którego nie akceptuje?

- Powiadają, że człowiek nie wie, kiedy da d... Zdarzyło mi się zagrać rolę rewolucjonistki Wiery Zasulicz w filmie o Waryńskim. Potem się zawstydziłam. Znany gwiazdor i "autorytet niepodległościowy" zagrał w filmie Ozierowa "Wyzwolenie Europy". Ciekawa jestem, czy ma to sobie za złe? Kiedy już się podpisało umowę, nie można się wycofać. Można tylko walczyć z reżyserem o swoje, na ile to możliwe.

Reżyser jest ślepy?

- Nie, ale co ma robić? Obrazić się? Pamiętam, jak tuż po stanie wojennym grałam w debiutanckim filmie Aleksandra Kuca, nie mylić z Kazimierzem Kutzem, wspólnie z Jerzym Nowakiem i Zygmuntem Hübnerem. Kiedy przyszłam na plan, okazało się, że Nowak kręci scenę kąpieli w łazience z samym operatorem. Reżyser siedział przed zamkniętymi drzwiami. Jurek tak się wkurzył, że wyrzucił Kuca z łazienki. Sam sobie zagrał scenę i reżyser nie miał nic do powiedzenia.

Chyba lepiej osiągnąć porozumienie?

- Tak było w "Korczaku" Andrzeja Wajdy. Wojtek Pszoniak czuł się zobowiązany wobec rodziny Korczaka i starał się, wraz z Andrzejem Kotkowskim, przekonać Wajdę, żeby zrealizował film chronologicznie, chociaż zamierzał go zacząć jak Hitchcock - od trzęsienia ziemi, czyli mocnych scen wojennych. Andrzej jest reżyserem otwartym na aktorów i nie rezygnuje z dyskusji. Podobnie było na planie "Bez znieczulenia". Uznał, że scenariusz Agnieszki Holland i Krzysztofa Zaleskiego trzeba poprawić. Scenarzyści codziennie dostarczali nowe dialogi, mimo to wciąż byłam niezadowolona. "Ojej, już myślałem, że dzisiaj będzie dobrze", mówił Wajda. Już tak jest, że walka na wyobraźnie trwa do końca. Każdy ma swój pomysł na to, co wyłania się ze sztuki, ze scenariusza. Wygrywa ten, kto potrafi przekazać swoje wyobrażenia, zaczarować wszystkich. Zwycięża lepsza interpretacja.

A jak porozumieć się z innymi aktorami, jeśli współpraca się nie układa?

- To zależy od rodzaju roli. Jeżeli jest duża, ma się poczucie wyższości tego, co się robi. Z tego powodu, wielcy aktorzy najczęściej nie lubią odsłaniać się na próbach. Taki był Zapasiewicz. Najpierw musiał sobie wszystko logicznie poukładać, a jeżeli był już pewny swego - nie wypalał się przed premierą. Kiedy próbowaliśmy "Garderobianego", krytykowałam go. Nie miałam wyjścia. Wchodziłam na scenę z moim epizodem Maggie, a Zbyszek grał do sufitu. Nie wytrzymałam. Zrobiłam awanturę. Zapasiewicz wyszedł na papierosa. Hübner mi podziękował, a Zbyszek zmienił strategię. Musiał mnie zauważyć.

Grał starego, odchodzącego aktora. Miał prawo gapić się w sufit.

- To prawda, a ja musiałam zaistnieć z moją postacią. No, przecież epizody nie są pisane bez powodu. A gra się je ciężko, może najciężej. Trzeba przełamać opór reżysera i kolegów ze sceny. Także swoją nieśmiałość. Co z tego, że rola jest mała. Trzeba walczyć o miejsce dla niej w spektaklu.

Czy podczas prób często zmieniają się relacje między aktorami?

- Przed premierą "Dantona" Wajdy Bronisław Pawlik był świetnym Dantonem, a nie wiadomo było, jaki jest Robespierre Wojciecha Pszoniaka. Wajda rozmawiał z Wojtkiem, starał się dociec, dlaczego nie ma żadnego pomysłu. W końcu Wojtek zagrał Robespierre'a tak, że rola Pawlika przestała istnieć. Ściął Dantona dosłownie. Bo Pawlik odsłonił się za wcześnie.

Jaką lekcję dał pani Zygmunt Hübner?

- Wspominał o aktorce, która całą rolę grała w kulisach i kiedy wchodziła na scenę, była już wypalona. Podczas prób lubił, żeby aktor proponował, co chce grać. Nie miał jednej, ustalonej wizji. Prowadził i tworzył teatr surowy, ale aktorzy do niego lgnęli. Właściwie nie reżyserował, tylko inscenizował. Uwagi miał specyficzne. Pytał: "W tych butach chcesz grać?". Nie w głowie mu były metafory, naprawdę chodziło o szczegóły. Teatr traktował niezwykle poważnie. Stawał się zupełnie innym człowiekiem, kiedy grał w filmie albo reżyserował filmy. Wtedy dopuszczał do głosu swoje poczucie humoru. Ale nauczył mnie przede wszystkim "Akostwa": rzadko szedł na kompromis. Był autorytetem, dlatego poprosiłam, żeby został ojcem chrzestnym mojego syna, pomimo że był niewierzący. Dostał na to specjalną zgodę księdza. Kiedy przyszliśmy do domu, na przyjęcie, powiedział: "No, to jak już wszedłem w rodzinę, to chyba nie wypada, żebyśmy byli na pan - pani".

Czy zdarzył się w pani życiu taki reżyser, który wziął panią za rękę jak dziecko i przeprowadził przez spektakl, tak że nie miała pani najmniejszych wątpliwości?

- Takim reżyserem jest Krzysztof Warlikowski. Uprawia grę wyobraźni na wysokim piętrze abstrakcji, jego uwagi są bardzo delikatne, ale nigdy nie czuję się na scenie skazana na samą siebie. Krzysztof jest na wszystkich spektaklach, jeżeli jest konieczność, omawiamy najdrobniejsze szczegóły i wprowadzamy korekty.

Zespół Warlikowskiego to niesamowita aktorska kompania, złożona z bardzo różnych osobowości, reprezentujących kilka pokoleń. Spędzacie wiele czasu na tournée. Jesteście zgrani również poza sceną?

- Kwitnie życie towarzyskie, jest dużo szaleństwa, tańca. Kiedy jesteśmy za granicą, wypożyczamy rowery i zwiedzamy miasta, gdzie występujemy. Chodzimy do muzeów. Ostatnio byliśmy w Lublinie, więc poszliśmy na zamek, obejrzeć wystawę "W stronę Schulza". Potem był czas na dobre jedzenie. Po spektaklach często biesiadujemy. Finały odbywają się w hotelowym pokoju Zygi Malanowicza. Całe towarzystwo spływa z lokali do niego, bo jest bardzo wytwornym gospodarzem.

Słyszałem, że nawet jeśli macie różne poglądy, nie tracicie sympatii do siebie. To dziś takie rzadkie.

- Ostatnio Jacek Poniedziałek mówił mi: "Ewa, nie rób tego, tak cię kocham, proszę, nie rób tego". Nie wiedziałam, o co mu chodzi. Potem domyśliłam się, że miał na myśli mój udział w komitecie honorowym Czesława Bieleckiego.

A czy nie jest tak, że w najnowszym spektaklu Krzysztofa Warlikowskiego rolę Elizabeth Costello, pisarki ateistki, osoby wykluczonej, która stanęła u wrót nieba i nie ma szans, żeby dostać się do raju - gra pani dlatego, że ma poukładane relacje z Kościołem?

- Po pierwsze, nie mam poukładanych relacji z Kościołem. Chciałabym, bo moja rodzina jest wierząca, ale kiedyś zwątpiłam. Nie mam łaski wiary. Tyle. Po drugie, inaczej rozumiem rolę, na co wpłynęła lektura "Hańby" Coetzeego. Pomyślałam, że jest poszukującym chrześcijaninem. To dla mnie ewidentne. Warlikowski długo nie miał finału "Końca". Kiedy dodał fragment z "Elizabeth Costello" powiedział: Coetzee znowu nas uratował. Obsadził mnie, co bardzo mi się podobało, bo rzadko ktoś ze śmiertelników ma okazję, żeby zawalczyć o niebo. Moja bohaterka walczy. Pod koniec życia pożegnała się ze światem. Czuła się już dokumentnie wypalona, tymczasem, w ostatniej chwili, zobaczyła szansę. To wcale nie jest kafkowski finał, tak jak pan napisał. Dla mnie to koniec, w którym nikomu nie odmawia się nadziei. Nie wiadomo, jak będzie, ale trzeba próbować do końca.

Ewa Dałkowska

Jej role charakteryzuje rzadka w polskim kinie i teatrze lekkość, za którą kryje się jednak często mroczna tajemnica granej postaci. Bohaterki Ewy Dałkowskiej znają i rozumieją świat lepiej od nas. A jeśli nawet uległy na chwilę wielkim emocjom, zachowują spokój. Jest obecnie aktorką Nowego Teatru Krzysztofa Warlilkowskiego. Gra w "Dybuku", "(A)Polonii" i "Końcu". Z kolegami z obecnego zespołu spotkała się w "Festen" Grzegorza Jarzyny w Rozmaitościach. Wcześniej była wiele lat związana z Teatrem Powszechnym, do którego zaprosił ją Zygmunt Hübner.

W stanie wojennym występowała w podziemnym Teatrze Domowym.Karierę w kinie rozpoczęła kreacją Gorgonowej w filmie Janusza Majewskiego. Znamy ją z "Bez znieczulenia" i "Korczaka" Andrzeja Wajdy, "Aktorów prowincjonalnych" Agnieszki Holland oraz "Roku spokojnego słońca" Krzysztofa Zanussiego. Trzykrotnie zagrała medium - w "Medium", "Lekcji martwego języka" i "Głosach". Kilka razy dubbingowała głosy w "Harrym Potterze". Od wielu lat związana jest z kabaretem Pod Egidą Jana Pietrzaka.

Kobieta z prowincji

8.00 | canal+ | PIĄTEK

Psie głowy

21.35 | tvp 1 | PONIEDZIAŁEK

Rzeczpospolita

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji