Artykuły

Piekło dobrze zagrane

Z prawdziwą przyjemnością anonsuję państwu udaną najnowszą premierę w Teatrze Narodowym - "Taniec śmierci" Augusta Strindberga, znakomicie zainscenizowany przez Adama Hanuszkiewicza. Były dyrektor sceny narodowej (1968-1982) po mistrzowsku zagrał w tym przedstawieniu rolę Kapitana. Świetnie partnerowali mu aktorzy, którzy pod jego okiem stawiali pierwsze zawodowe kroki. Na deskach Narodowego: Anna Chodakowska oraz Krzysztof Kolberger.

August Strindberg pisał o swoich "sztukach kameralnych", że są "jak zwykle mozaiką ułożoną z mojego własnego życia i z życia innych ludzi..., nie są ani autobiografią, ani spowiedzią. Cokolwiek nie odpowiada faktom, jest poezją, nie kłamstwem". Utwory Strindberga tak właśnie należy czytać - zarazem jak autobiografię, dokument psychologiczny i samodzielne dzieła fikcji literackiej. Nie inaczej w "Tańcu śmierci", gdzie znajdziemy refleksy bolesnych związków autora z kobietami, w tym jego trzech tragicznie nieudanych małżeństw.

"Taniec śmierci" wypełnia bezwzględna, egoistyczna "walka płci" małżonków dobiegających właśnie 25 lat pożycia - gwałtownie starzejącego się Kapitana Edgara i jego o dziesięć lat młodszej żony Alicji, byłej aktorki. Przypomnijmy, że aktorkami były zarówno pierwsza, jak i trzecia żona autora. O jedno doświadczenie więcej związku z artystkami sceny ma na swoim koncie reżyser Hanuszkiewicz.

Akcję sztuki Strindberg - zgodnie ze średniowieczną ikonografią danse macabre - umieścił we wnętrzu okrągłej wieży fortecznej. Inscenizatorowi idealnie udało się wpisać miejsce akcji w warunki Sceny przy Wierzbowej. Kiedy za pomocą maszynerii dźwigu krąg sceny - ciasno przez scenografa Franciszka Starowieyskiego zastawionej autentycznymi, mocno zniszczonymi sprzętami -wynurzył się z otchłannych czeluści, para nieruchomo siedzących małżonków sprawiała nieodparte wrażenie... wysłanników piekła. Tam też, w mrocznych podziemiach miary swój dalszy ciąg kulminacje najbardziej śmiałych scen spektaklu.

Przekonującą, pełnokrwistą postać Kapitana, człowieka niepohamowanie pysznego, choć w sprawach służby, twardo trzymającego się zasad honoru - skłóconego nie tylko z żoną, ale i z całą niemalże społecznością małej wyspy, na której stacjonuje jego garnizon stworzył Adam Hanuszkiewicz.

W swoim Edgarze, który nauczył się "przekreślać upokorzenia losu, przekraczać je i iść dalej", zaakcentował skłonność do wielkoduszności. Rewelacyjną partnerkę znalazł Hanuszkiewicz w Annie Chodakowskiej, która w roli Alicji chętnie ujawnia rys demoniczny. Sceny ich nie przebierającej w środkach, bezpardonowej gry, wydały mi się zdecydowanie bardziej interesujące niż zrezygnowana zgoda ostatnich scen, które reżyser nacechował liryzmem, jak na mój gust, nazbyt patetycznym. Układu "trójkąta" dopełnia Krzysztof Kolberger, ciekawie interpretujący zagubienie Kurta - przyjaciela z lat młodości Edgara, a kuzyna Alicji, który staje się bezwolnym zakładnikiem w ręku obojga.

Adam Hanuszkiewicz w "Tańcu śmierci" zrezygnował z artystycznej brawury, do jakiej nas przez lata przyzwyczaił. Dał przedstawienie powściągliwe w formie, nieomal akademickie (no, może poza tą hałaśliwą, współczesną muzyką jako ilustracją tańca Kapitana), przejmujące, wartościowe, godne polecenia. Czynię to tym chętniej, że nie należałem do szczególnych entuzjastów jego poetyki scenicznej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji