Artykuły

BREAK-DANCE ADAMA HANUSZKIEWICZA

0 tym, że upiorne zadręczanie się wzajem dwojga starzejących się, skazanych na siebie nieudaczników - opisane przez Augusta Strindberga w "Tańcu śmierci" - może budzić prędzej wisielczy śmiech niż współczucie, wiedział już trzydzieści lat temu Durrenmatt. Stąd "Play Strindberg", groteskowa gra miast udręki, pamiętna z warszawskiej inscenizacji Andrzeja Wajdy z Tadeuszem Łomnickim w roli głównej. U Adama Hanuszkiewicza w Narodowym Strindberg przez pierwsze piętnaście minut też dobrze śmieszy. Reżyser w roli Edgara i Anna Chodakowska (Alicja) z wyraźnym, nieomal prywatnym dystansem bawią się swymi bohaterami, obnażają ich małości i, proszę wybaczyć słowo, upierdliwości. Napęd do szermierek słownych wyczerpuje się jednak szybko, po czym pozostają kwadranse wlokących się, niedopróbowanych i niedoreżyserowanych scen, pozbawionych rytmu i napięcia. Nic tu nie narasta - ani groza, ani absurd. Monotonną gadaninę Hanuszkiewicz uatrakcyjnia po swojemu: a to osobiście wykonanym break-dance na stole (pogratulować wigoru!), a to żenującą symboliką, kwintesencją kiczu i prostactwa (kobieta z pobieloną twarzą jako śmierć, cycata służąca-kusicielka). Chodakowska z drwiącego dystansu w pierwszych minutach zjeżdża w tanią afektację nie zostawiając w końcu Alicji niczego poza kabotyństwem, Krzysztof Kolberger (Kurt - "ten trzeci" w tym stadle) zdaje się nieustannie pytać "co ja tutaj robię". Samemu Hanuszkiewiczowi, wracającemu po latach do aktorstwa, nie sposób odmówić siły scenicznej i bezczelnego wdzięku, przechodzącego niekiedy w przejmujący - niejako wystający poza spektakl - smutek. Za mało go jednak, by zakryć dezynwolturę i płaskość przedsięwzięcia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji