Artykuły

Osobliwości i demony

Międzynarodowy Przegląd Inicjatyw Teatralnych "Białysztuk" w Białymstoku. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.

Duży poziom absurdu, historie liryczne i dramatyczne, do tego mocna muzyka. Sale wypełnione po brzegi. Teatr, a właściwie przedsięwzięcia parateatralne, mają się nieźle.

Przegląd właśnie takich inicjatyw - teatru łączonego z innymi dziedzinami sztuki - zakończył się wczoraj w mieście. Białysztuk przyciągnął sporo widzów, mimo że wstęp na większość imprez był płatny, w kwocie średnio 15-20 zł. Kilka rozmaitych, sięgających po różne środki wyrazu spektakli, nietypowy pokaz animacji z muzyką na żywo, czytanie dramatu współczesnego - w tym roku Stowarzyszenie Promocji Artystycznej zaproponowało widzom pięciodniowy blok imprez. Niektóre przedstawienia były już prezentowane w Białymstoku przy okazji innych wydarzeń, ale że zazwyczaj były to pojedyncze pokazy - Białysztuk okazał się więc szansą dla tych, którzy zobaczyć ich nie mieli okazji.

Sprawy w swoje ręce

Tak było w przypadku przedstawienia "Król kier na wylocie" [na zdjęciu] warszawskiego Studium Teatralnego - przejmującej historii Żydówki, która przeszła piekło, byle tylko wyciągnąć męża z obozu koncentracyjnego (znakomite przedstawienie dwa lata temu pokazywano na Dniach Sztuki Współczesnej). "Noc nadchodzi od wewnątrz" Teatru Kolegtyw miał jakiś czas temu premierę na Węglówce - ascetyczny, na najwyższych emocjach zagrany spektakl, inspirowany flaubertowskim "Kuszeniem świętego Antoniego" jest widowiskiem z gatunku tych, które warto zobaczyć nawet dwa razy - więc powtórka satysfakcjonować mogła i tych, co już widzieli, i tych, co jeszcze nie zdążyli. Dodać warto, że "Noc..." to spektakl twórców Białegosztuku, skupionych w stowarzyszeniu, tak jak zresztą większość widowisk w ramach przeglądu. Kilka lat temu absolwenci miejscowej Akademii Teatralnej - aktorzy, reżyserzy - nie tylko założyli własne grupy teatralne, ale też wzięli w swoje ręce sprawy logistyczne i zaczęli organizować pierwsze odsłony festiwalu, i właśnie na nim się prezentować. Dlatego też niemal podczas każdej edycji przeglądu można liczyć na to, że zobaczymy nowe spektakle - właśnie Teatru Kolegtyw, Grupy Coincidentia czy Teatr Malabar Hotel. Nawiasem mówiąc, w przypadku tych dwóch ostatnich grup - "Białysztuk" to też często jedyna - na ich zobaczenie - okazja. Twórcy są zmęczeni już niejasną sytuacją i obietnicami, że wreszcie - z pomocą miasta - będą mieli jakieś własne przytulisko, by robić próby, grać. Częściej grają poza Białymstokiem niż w mieście, z którego teatralnie się wywodzą, i w którym muszą korzystać nieustannie z życzliwości zaprzyjaźnionych placówek. W tym roku i Teatr Coincidentia, i Teatr Malabar Hotel pokazały białostockie premiery.

Upiorne panopticum

Spektakl tego - drugiego - inspirowany "Matką" Stanisława Ignacego Witkiewicza to przedstawienie, które wkroczyło w wyższe rewiry absurdu. Dramatyczna historia toksycznej relacji między synem a matką i innymi kobietami w wykonaniu trójki aktorów (Magdalena Czajkowska, Marcin Bikowski i Marcin Bartnikowski) to jakby konglomerat Monty Pythona, mrożkowskiego "Tanga" a nawet filmu "Rejs" - tylko w jeszcze bardziej psychodelicznym wydaniu. Niekiedy przypomina psychodramę, unurzaną w kokainowym widzie, w której wszyscy bohaterowie w swej zachłanności, nienasyceniu, z góry skazani są na porażkę, dążą do katastrofy. Olbrzymie zadanie dla aktorów - co i chwila wcielają się w inną postać, zmieniają głosy, przybierają kolejne miny, już nie wiadomo, kto jest matką, kto synem, kto służącą, kto narzeczoną - sytuacja zmienia się z minuty na minutę. Czasem jednym bohaterem jest trzech aktorów naraz. Cała trójka odgrywa koncertowo najróżniejsze stany emocjonalne postaci - od najbardziej karykaturalnej groteski, przez histerię, demoniczne szaleństwo, po delikatność, wyciszenie. Z elementami rozkawałkowanego manekina w rękach wyglądają niekiedy przerażająco, aż do finału, gdy na scenie powstaje trupie panopticum.

Zupełnie inny, o bardziej kojącym, lirycznym charakterze okazał się być spektakl francuskiego teatru Velo Theatre "Appel d'air". Teatr jednego aktora, bez praktycznie ani jednego słowa, zawieszony jakby w czasie i przestrzeni. Samotnik - dziwak, spoglądający z okna na wieże wielkiego miasta, we własnym domu, nie ruszając się z wielkiego łóżka, tworzy wykreowany świat. Wszystko tu jest kruche, zawieszone na linkach, wszystko główny bohater na nowo eksploruje, na nowo odkrywa. I na oczach widza, sam się bawiąc, inscenizuje rozmaite historie i obrazy. Plastikowemu parostatkowi urządza urodziny, tańczy z nim tango, przygotowuje strategicznie starcie pingwinów... Wszystko to też na poziomie sporego absurdu, ale w baśniowej konwencji. I wielce urokliwej, choć o finale już wcale nie takim bajecznym.

Wilkanoc

Wydarzeniem mogło być połączenie animacji i muzyki na żywo: "Wilkanoc". Zeszli się najwięksi w swych dziedzinach: mistrz polskiej animacji Mariusz "Wilk" Wilczyński i zespół Pogodno, grający transową, zakręconą muzykę. A jednak czegoś zabrakło, a może było ciut przydużo? W efekcie przedsięwzięcie okazało się nawet ciekawe, a jednak męczące, przydługie, nieco niedopracowane - chyba że w tej chropowatości była metoda... Najpierw widzowie obejrzeli zestaw filmów Wilczyńskiego - w tym znakomite przewrotne "Kizi Mizi". Potem zaczął się performance - Wilczyński - siedząc z boku z kamerą w jednej dłoni, a pisakiem w drugiej - rysował na papierze, a rejestrowany przez niego obraz od razu był rzucany z rzutnika na ścianę, przeplatając się przygotowanymi wcześniej krótkimi animacjami. Do takiego działania na żywo grało Pogodno. Pomysł był ciekawy, takie też w całym przedsięwzięciu zdarzały się momenty - obserwowanie jak spod pióra Wilczyńskiego wyłaniają się postaci, ożywające przy świetnej muzyce. Jednak też sporo w tym wszystkim było chaosu, mimo powtarzalnych motywów. A i obie indywidualności - Wilczyński i zespół jakby przytłumiały się nawzajem. Osobiście całą prezentację bym skróciła - zamiast czterech filmów, wystarczyłby jeden, a potem od razu performance.

Białysztuk, w chwili zamykania "Gazety" kończyły dwa ostatnie przedsięwzięcia: czytanie dramatu Miłki Malzahn "Korytarz" i białostocka premiera "Krabata" Grupy Coincidentia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji