Artykuły

Zepsuta Izia górą

Jeden z 12 spektakli w bieżącym repertuarze opolskiego Teatru im. Jana Kochanowskiego to "Tumor Mózgowicz" według Stanisława Ignacego Witkiewicza. Reżyser Jan Nowara nazwał go "musicalem metafizycznym". Niestety, nieco na wyrost - więcej tu kabaretu, niż poczucia "dziwności istnienia".

Niewątpliwym atutem przedstawienia Nowary jest tempo. Spektakl jest dynamiczny, zwarty i zabawny. Może nawet jest nieco zbyt szybki - gwałtowne zwroty nastrojów zagłuszają filozoficzny podtekst perwersyjnej historii o zauroczeniu genialnego naukowca demoniczną "bydlondynką". Nie do końca czytelne są muzyczne wstawki, które wydają się być spóźnionym hołdem złożonym pamiętnej "Szalonej lokomotywie" Grechuty. I choć muzyka Tomasza Bajerskiego jest wcale efektowna (widz może sobie ją nabyć na kompakcie), do kompozycji muzyków grupy "Laboratorium" jej daleko.

Można odnieść wrażenie, że reżyser zatrzymał się nieco w pół drogi, kreując przedstawienie hybrydalne, zawieszone między spektaklem "normalnym" a muzycznym. W efekcie dostajemy rodzaj kabaretu, w którym najlepsze są pojedyncze sceny (skecze?). I one jednak chwilami ocierają się o efekciarskie grepsy. W finale spektaklu na widowni dzwoni telefon komórkowy, a w dramatycznej scenie defenestracji małego Izydora słyszymy reklamowy slogan "Filplast twoim oknem na świat!" Można zrozumieć konieczność wywiązania się z umowy ze sponsorem (bo chyba o to chodzi), wskazany byłby jednak trafniejszy wybór mecenasa. W tym przypadku na miejscu byłby raczej producent fikuśnej bielizny.

Otóż to - najlepsze w spektaklu jest to, co perwersyjne. Zepsuta do szpiku kości Izia, przekonująco zagrana przez adeptkę Aleksandrę Cwen, epatuje zmysłowym głosem i długimi nogami. W niczym nie ustępuje jej kolejny wamp - dojrzała, po kobiecemu agresywna Małgorzata Andrzejak. Uzależnienie najsilniejszego nawet mężczyzny od kobiety, intelekt przegrywający z rozbuchanymi zmysłami - ten wątek jest najbardziej czytelny i najlepiej pokazany. "Piekielne pomysły działają na zmysły..." - oto główne przesłanie "Tumora..." Anno Domini 1998.

W sumie można się było tego spodziewać. Obsypany nagrodami "Bzik tropikalny" Horsta D'Albertisa, najciekawsza ostatnia inscenizacja Witkacego, był pomyślany jako parodia modnych romansów z egzotycznych krain, pozbawiona metafizycznych rozważań. Wychodzi na to, że w Witkacym pociąga nas dziś nie metafizyczne nienasycenie, ale pogoń za silnymi wrażeniami w postaci tajemniczych proszków i zdeprawowanych nastolatek. Takie czasy...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji