Artykuły

Artyści to moi przyjaciele

Zadaniem, które muszę zrealizować, jest planowanie obsad z dwu-, a nawet trzyletnim wyprzedzeniem. Obsady są znane na cały obecny sezon, do grudnia tego roku potwierdzę przedstawienia i wykonawców na sezon 2011/2012. A do maja przyszłego roku chcę uporać się z kolejnym, 2012/2013. Wszyscy mi mówią, że to strasznie ambitny plan, ale spróbuję go zrealizować - mówi Leszek Barwiński, casting director w Operze Narodowej.

Leszek Barwiński wyjaśnia, kim jest casting director i jakie są jego zadania w Operze Narodowej.

Czy ma pan takie same możliwości jak pana koledzy w teatrach w Europie czy Ameryce?

- Niestety nie, bo Opera Narodowa nie dysponuje takimi finansami jak światowe sceny, które mogą zaproponować wyższe honoraria. Wiadomo też, że moi koledzy z La Scali czy Covent Garden rozmawiają z artystami z innej pozycji niż ja. Moim atutem jest natomiast to, że po latach pracy na zachodzie, znam dobrze zarówno dyrektorów teatrów, jak i artystów, wręcz jestem z nimi zaprzyjaźniony. Kiedy dzwonię lub koresponduję, łatwiej prowadzić mi negocjacje.

Jeśli Opera Narodowa nie jest w stanie płacić wielkich honorariów, to czym może przyciągnąć sławnych śpiewaków?

- Na pewno możliwością pracy z wybitnymi reżyserami. Kiedy śpiewak nie zna teatru, ale wie, że wystąpi w spektaklu Keitha Warnera czy Willy' Deckera, może uznać, iż czeka go interesująca przygoda artystyczna. Poza tym jeżeli wiadomo, że tu śpiewały Edita Gruberova i Renee Fleming, to ranga teatru się

zmienia. Drobnymi krokami wchodzimy do międzynarodowego życia i liczę, że różnice między nami a resztą świata będą się zacierały.

Kiedy Opera Narodowa będzie jednak robić koprodukcje polegające nie tylko na przygotowaniu wspólnej inscenizacji, ale i tej samej obsady co na scenach Londynu, Walencji czy Brukseli?

- To jeszcze przed nami, ograniczają nas finanse oraz terminy. Bardzo chciałem, by w styczniowej premierze "Trojan" Berlioza wzięła udział obsada występująca w tej inscenizacji w Petersburgu czy w Walencji. Dzwoniłem do wykonawców, ale przyjęli już inne propozycje na ten czas. Zadaniem, które muszę zrealizować, jest planowanie obsad z dwu-, a nawet trzyletnim wyprzedzeniem. Obsady są znane na cały obecny sezon, do grudnia tego roku potwierdzę przedstawienia i wykonawców na sezon 2011 - 2012. A do maja przyszłego roku chcę uporać się z kolejnym, 2012 - 2013. Wszyscy mi mówią, że to strasznie ambitny plan, ale spróbuję go zrealizować.

Przyjechał pan do tego teatru z ogromną wiedzą o śpiewakach europejskich. Polskich też pan zna tak dobrze?

- To był mój słabszy punkt. Znam oczywiście gwiazdy: Aleksandrę Kurzak, Ewę Podleś, Piotra Beczałę czy Mariusza Kwietnia, ale wiedzę o tzw. krajowym rynku śpiewaczym szlifuję na bieżąco.

Organizuję ogromną ilość castingów, także dla artystów mających już pewien dorobek. Nie po to, by sprawdzać ich umiejętności, ale by ich poznać. Właściwie wszyscy przyjęli to z ochotą. Już wiem, że jest w Polsce dużo bardzo ładnych głosów. Natomiast od wielu oczekiwałbym czegoś więcej, niż tylko wyśpiewania wszystkich nut.

Szykuje pan kadrową rewolucję artystyczną?

Nie, stopniowo wprowadzam zmiany. Myślę, że są już efekty po kilku miesiącach, choćby w obsadach ról drugoplanowych. Inni otrzymali szansę zaśpiewania nowych dużych partii: Rafał Bartmiński - Pinkertona w operze "Madame Butterfly" czy Anna Lubańska w "Carmen".

A czy powstanie wreszcie w Operze Narodowej studio dla młodych śpiewaków, o którym mówi się od lat?

- Na pewno, stworzymy je w kooperacji z innymi teatrami w Europie, dzięki temu młodzi ludzie będą mogli uczestniczyć w wielu kursach mistrzowskich. Nie zamierzamy ich uczyć od podstaw, tylko szlifować umiejętności i powoli wprowadzać na scenę. Opera Narodowa powinna szukać w świecie jedynie solistów do głównych ról w danym przedstawieniu.

Zdradzi pan natomiast, jakie gwiazdy zaprosi pan do Opery Narodowej?

- Jeszcze w tym sezonie zaśpiewa Renee Fleming. Chciałbym zaprosić Dianę Damrau, prowadzę rozmowy z Anną Netrebko, a także z Angelą Gheorghiu, ale to artystka nieprzewidywalna... Jestem szczęśliwy, że polubiła nasz teatr Edita Gruberova, która po czerwcowym koncercie zgodziła się w tym sezonie wystąpić w koncertowym wykonaniu opery - w "Robercie Devereux" Donizettiego. Teraz namawiam ją, by zrobiła następny krok i wzięła udział w naszym przedstawieniu. Zasugerowałem "Lukrecję Borgię", zobaczymy, co z tego wyniknie.

Nie żałuje pan, że dał się skusić na tę pracę?

- Wręcz przeciwnie. Co rano przychodzę do teatru z radością i siedzę do późnego wieczora. Pracowałem przez 20 lat z największymi gwiazdami jako dyrektor największych firm fonograficznych Deutsche Gramophon i Decca, a teraz mogę wykorzystać swoje doświadczenie w budowaniu prestiżu i rangi Teatru Wielkiego Opery Narodowej na świecie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji