Artykuły

Konflikt pokoleń w Toruniu

- Przegrana w naszych staraniach o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury w 2016 roku, w pewnym sensie jest odbiciem stanu kultury w Toruniu. Otóż jest to miasto, w którym występuje nieprzenikalność kultury - nazwijmy to - oficjalnej i offowej. Te środowiska traktują siebie wrogo lub protekcjonalnie i w ogóle ze sobą nie rozmawiają - mówi Jadwiga Oleradzka, dyrektor Teatru im. Horzycy w Toruniu.

Grzegorz Giedrys: Kto ponosi winę za klęskę naszych starań o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury w 2016 roku?

Jadwiga Oleradzka: Wszyscy są winni, wszyscy przegrali. Sukces ma wielu ojców, klęska jest sierotą. Ja się w ogóle zastanawiam, dlaczego niektórzy atakują, a inni się bronią w tej sprawie. Ani urzędnicy nie są temu szczególnie winni, ani też atakujący nie są zawsze uprawnieni do krytyki. Bardzo długo nie chciałam zabierać głosu, ponieważ nigdy w pełni się w program ESK nie zaangażowałam i z określonych powodów wyraziłam désinteréssment dla całej inicjatywy.

Jakie to były powody?

- Gdy Olga Marcinkiewicz, była dyrektor Toruń 2016, organizowała radę programową ESK, zapomniała, że w Toruniu jest teatr i międzynarodowy festiwal, i wskazała do rady wyłącznie przedstawiciela sceny z Bydgoszczy. Więc jeśli się nie angażowałam, to w zasadzie nie mam prawa do krytyki. W związku z tym szukanie tureckiej głowy do ścięcia nie ma zupełnie sensu. Przez dłuższy czas się temu wszystkiemu przyglądałam, brałam udział w kolejnych spotkaniach, które były rozmową o wszystkim i o niczym. Jeśli uważam, że należało to zrobić lepiej, powinnam przecież się w to zaangażować.

Krystian Kubjaczyk, dyrektor Toruń 2016, stwierdził, że Teatr Horzycy sam zadecydował o tym, że się nie włączy w ESK.

- To nieprawda. Już wyjaśniam. Podstawą naszej propozycji było poszerzenie cyklu związanego z prezentacją współczesnego dramatu europejskiego, który organizujemy od trzech lat z ogromnym powodzeniem. Na ostatnie spotkanie w poniedziałek aż 100 osób musieliśmy odprawić z kwitkiem, takie były u nas tłumy. Chcieliśmy wraz z Bajem Pomorskim przygotować po pięć prezentacji nowych dramatów w sezonie - promowalibyśmy dramaturgów, tłumaczy i reżyserów.

Ponadto - widzowie mieliby pełny dostęp do zaplecza technicznego Horzycy i Baja. Teatrom szkolnym i studenckim dalibyśmy możliwość pokazania się na naszej scenie. Myśleliśmy też o założeniu pisma kulturalnego, pobudzaniu krytyki sztuki i organizacji cyklu debat na temat życia kulturalnego w mieście. Pod koniec sierpnia chcieliśmy zrobić Noc Teatrów - gralibyśmy - także Baj i inne sceny - spektakle wymiennie przez całą noc.

Co do festiwalu dyrektor biura ESK Krystian Kubjaczyk zapytał mnie, co konkretnie chciałabym zaproponować publiczności na Kontakcie w 2016 roku. Nasz festiwal jest oparty na aktualnościach, więc nie mogłam z takim wyprzedzeniem wymyślić tezy programowej i podać tytułów spektakli, które jeszcze w ogóle nie powstały. Na tym rozmowy się skończyły. Niczego z naszych propozycji nie znalazłam w aplikacji.

Z czego wynika nasza porażka?

- Przegrana w pewnym sensie jest odbiciem stanu kultury w Toruniu. Otóż jest to miasto, w którym występuje nieprzenikalność kultury - nazwijmy to - oficjalnej i offowej. Te środowiska traktują siebie wrogo lub protekcjonalnie i w ogóle ze sobą nie rozmawiają. Inicjatywa Kulturalna, na przykład, którą założyli ludzie młodzi, rzuca inwektywy, nazywając kulturę oficjalną kulturą urzędniczą. Z drugiej strony" starzy" sięgają po najlepszy ze znanych sobie chwytów - protekcjonalizm. Umieszczają ich działalność w sferze amatorszczyzny i dziecinady. Nigdy nie będzie dyskusji, gdy dwie strony tego sporu z taką zapalczywością będą się zwalczały. Ta sytuacja bierze się z nieprzenikalności tych środowisk i niewiedzy - to "dwa na słońcach swych przeciwnych Bogi". Nie rozumiem przywiązania młodych działaczy do konieczności przygotowania strategii rozwoju kultury. Jeśli będzie to papier, na którym zapiszemy sobie różne szczytne cele miasta, to on wyląduje na zakurzonej półce w urzędzie. Jeśli zapisów tego dokumentu nie będzie wykonywała osoba obdarzona autorytetem i szacunkiem, nic z tego nie będzie.

Poza tym nie sądzę, żeby każda oficjalna kultura powstawała u nas pod dyktando urzędników. W Teatrze to nie występuje.

Pojawiają się głosy, że biuro ESK za mało intensywnie współpracowało z UMK i instytucjami wojewódzkimi.

- Odniosłam wrażenie, że po macoszemu potraktowano Probaltikę w tej aplikacji - a to kolejna toruńska impreza wraz z filmowym Tofifest, która ma potencjał europejski. A jeśli chodzi o współpracę z nami, poproszono o nią w ostatnim momencie.

W kwietniu, gdy sprawami programowymi ESK zajął się Zbigniew Lisowski.

- Spotkaliśmy się 29 kwietnia i do 4 maja napisaliśmy projekt programu Teatru. Wcześniej był u nas poprzednik Lisowskiego - Roman Kołakowski, ale to była rozmowa o wszystkim i o niczym. Moim zdaniem zmarnowaliśmy początki naszego ubiegania się o tytuł. Olga Marcinkiewicz, była dyrektor Toruń 2016, nie wykonała tej pracy, która polega na spotykaniu się z największą liczbą mieszkańców. To była chyba osoba nieszczególnie komunikatywna. Szefem takiej instytucji powinien być ktoś obdarzony czymś w rodzaju charyzmy. Wiem, że to brzmi jak idiotyczny banał, ale pewnie gdzieś tacy ludzie w Toruniu są.

Publicznie skrytykowała pani język aplikacji konkursowej.

- Jak każdy, chętnie czytam coś, co jest napisane prosto. A jeżeli coś ma być czytane przez europejskich urzędników, cele muszą być wyłożone jasno. Aplikację tymczasem napisano w dziwnym języku, niebywale nadętym, niewspółczesnym: nikt tak dziś nie mówi, nikt tak nie pisze. To brzmiało jak referat czytany na spotkaniu początkujących studentów olśnionych metajęzykiem, nudno, nieprawdziwie. Dobra aplikacja mogła nam dać bonus, który z naturalnych przyczyn miały inne miasta. Warszawa ma ludzi i instytucje, Gdańsk - mit "Solidarności", Lublin - promieniowanie Europy na Wschód, a Katowice postawiły na rewitalizację poprzez kulturę obszarów zniszczonych przez przemysł, co szczególnie podoba się Unii. Myśmy wybrali jakieś abstrakty, Historię i Kosmos.

Czytała pani inne aplikacje?

- Przeglądałam warszawską. Odniosłam wrażenie, że w znacznej części są to pobożne życzenia, ale dla Warszawy - miasta z ogromnym potencjałem - nie ma nic niemożliwego. Na pewno będą mieli problemy z przekonaniem mieszkańców do uczestnictwa w całym przedsięwzięciu. W ośrodku takim jak Toruń było by to znacznie łatwiejsze. I właśnie wciągnięcie mieszkańców w starania o ESK było tak naprawdę naszą jedyną szansą na sukces, ale jak widać, przy takim rozdarciu i wszystkich małych wojnach okazało się to niemożliwe. Powstaje pytanie, co naszą aplikację chcieliśmy uzyskać?. Sięgnęliśmy po bardzo odległą historię, Kopernik w końcu dawno umarł Zabrakło nam praktycyzmu i odpowiedzi na pytania, które - jak można było się spodziewać - padły podczas prezentacji. Współcześnie w Polsce Toruń kojarzony jest z Radiem Maryja. Ta rozgłośnia w naszym mieście stawia przed nami wiele pytań natury politycznej i filozoficznej.

To na jakich wartościach powinniśmy oprzeć swoją tożsamość w tym konkursie?

- Na przykład na byciu małym miastem, w którym 100 tys. mieszkańców zależy na kulturze - w jak najszerszym sensie tego słowa, w którym większość z nas chce działać na rzecz swojego miasta. Te działania przecież są. Za wzorowy przykład takiego postępowania uważam inicjatywy Stowarzyszenia Bydgoskie Przedmieście. Jest Inicjatywa Kulturalna, są inne skupiające młodych stowarzyszenia. Przy całym rozchwianiu tych zespołów i przekonaniu, że tylko oni tworzą prawdziwą kulturę, cenię sobie ich działalność. Wynika ona bowiem z autentycznej niezgody na rzeczywistość, co jest cechą młodości. Tę aktywizację mieszkańców powinniśmy zacząć cztery lata temu - możliwe, że już wtedy wpadlibyśmy na pomysły do aplikacji, które nie mogłyby się narodzić w żadnym innym polskim mieście. Tymczasem postawiliśmy na rozmach, taki na jaki było nas stać, czyli malutki. Więc przegraliśmy z wielkimi miastami grając na ich warunkach. W końcu wszystkim zaczęło się bardzo spieszyć i powstała taka właśnie aplikacja. Wydaje mi się, że Toruń nie miał w ogóle żadnych szans na tytuł.

Dlaczego?

- Jeśli kraj, który jest w strukturach europejskich od niedawna i jest w dodatku raczej biedny, dostaje szansę na promocję na kontynencie, musi działać w szczególny sposób. Wtedy na stolicę wybiera się albo miasto, które ma wybitnych ludzi kultury tak jak Kraków, albo ośrodek dysponujący największymi środkami i najlepszą infrastrukturą - jak Warszawa czy Wrocław. Obecnie tylko najbogatsze polskie miasta stać byłoby na wysiłek organizacji imprez związanych z ESK. Myślę, że do tego grona można byłoby zaliczyć też Gdańsk, ale na zupełnie innych prawach. Sprawy werdyktu ESK nie można natomiast sprowadzać do tego, że to była decyzja Platformy Obywatelskiej, wspierającej swoich kandydatów na prezydenta. Nie można tego tak wulgaryzować.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji