Artykuły

Nędznicy

"Les Miserables" w reż. Wojciecha Kępczyńskiego w Teatrze Muzycznym Roma w Warszawie. Pisze Marzena Rutkowska w Tygodniku Ciechanowskim.

Dyrektorowi Romy dość trudno było znaleźć sponsorów na ten spektakl, bo nędza źle się kojarzy. Na szczęście udało się. I powstał niewątpliwie hit, na który bilety wyprzedane są niemal do końca grudnia. Opinia jest jednoznaczna. Widzowie i krytyka zgodnie zachwycili się przedstawieniem.

Polska premiera pojawiła się w stolicy na srebrny jubileusz musicalu. Właśnie w tym roku mija 25 lat od jego słynnego wystawienia w londyńskim West Endzie. I choć "Nędznicy" nie są inscenizacyjnie łatwym materiałem, to wszystkie światowe renomowane teatry muzyczne ubiegały się o prawa do realizacji. Obejrzało więc musical na całym świecie miliony widzów. Trudność inscenizacyjna przy realizacji spektaklu spowodowana jest bogactwem zawartości treściowej prozy Victora Hugo. Ta niegdyś szkolna pozycja lekturowa na tle polityczno-społecznym kreśli interesujące ludzkie portrety. I wcale losy tych bohaterów nie należą do przeszłości. Zawirowania polityczne kompilują losy ludzkie, doprowadzając do rewolucji. Zachowania władzy, policji, urzędników wydają się mieć swoje odpowiedniki we współczesnej rzeczywistości (stąd częste brawa przy otwartej kurtynie).

Fabuła spektaklu to losy dwójki bohaterów Cosetty i Valjeana. Historia życia uciekinierów i tułaczy stała się pretekstem do pokazania historii XIX-wiecznej Francji. Jean Valjean po blisko 20-letnim pobycie w więzieniu warunkowo wychodzi na wolność. Ale jest od razu jakby wyrzutkiem społecznym. Otacza go nieufność i pogarda, tylko biskup Digne widzi w nim człowieka. Złapany na kradzieży srebra Valjean myśli, że znowu trafi do więzienia. Pomaga mu w zniwelowaniu złego czynu biskup, więc Valjean postanawia rozpocząć nowe, przyzwoite życie. Zmienia w związku z tym nazwisko. Zostaje właścicielem fabryki i miejskim burmistrzem. Pomaga kobiecie, która ma nieślubne dziecko. A kiedy ta umiera, odnajduje jej córkę Cosette i opiekuje się nią, zabierając dziewczynę od dręczących ją przybranych rodziców do Paryża.

W tych losach nie byłoby szczególnego dramatu, gdyby nie to, że prawda o bohaterze wychodzi na jaw. Inspektor policji rozpoznaje byłego galernika. Zaczyna go prześladować. Na dodatek Paryż zrywa się do rewolucji. Budowane są barykady, słychać strzały. Toczą się walki. Ludzkie losy coraz bardziej się zapętlają, by w końcu spektaklu znaleźć swój szczęśliwy finał.

Literatura Victora Hugo i libretto według tej prozy, a także znakomita, interesująca muzyka sprawiły, że na całym świecie odbyło się 50 tysięcy (w tym 10 tysięcy w samym Londynie) profesjonalnych przedstawień. Płyty z takimi przebojami, jak "Schyl kark", "Wyśniłam sen", "Boże ty mój", "Gwiazdy" czy "Jeszcze dzień" osiągnęły milionowe nakłady.

Siłą warszawskiej inscenizacji jest niewiarygodnie piękna scenografia autorstwa krakowskiego twórcy Grzegorza Policińskiego. To totalny rozmach i inscenizacyjne szaleństwo. Świat emocji, nastrojów i zdarzeń precyzyjnie wyczarowują lasery. Te inscenizacyjne fajerwerki tworzą przed oczami widzów niemal przesuwające się obrazy filmowe. Policińskiemu przy pomocy cyfrowych osiągnięć udało się stworzyć szalony, magiczny świat XIX-wiecznej Francji. Jednolitość, a jednocześnie różnorodność pomysłów przenosi widza do karczmy Thendadierów, domu publicznego, na paryską ulicę biedy, na rewolucyjne barykady i most, z którego w nurty rzeki dramatycznie rzuca się inspektor Javert.

Te scenograficzne cuda i cudeńka wzbogaca niesamowitym światłem Sebastian Gonciarz. Efekty świetlne jakby nasycają i pogłębiają obraz. Wizualizacje świetlne dynamizują i dramatyzują sceniczne wydarzenia. Jeśli do tego dochodzi znakomita muzyka wieloosobowej orkiestry, którą perfekcyjnie prowadzi Maciej Pawłowski, to sukces murowany.

Ale są i mankamenty w tym baśniowym wydarzeniu artystycznym. Wojciech Kępczyński ma szczęście do niezwykle pracowitych i uzdolnionych aktorów. Castingi wyłaniają i pozostawiają tych najlepszych. Generalnie aktorzy zatrudniani są do danego spektaklu. Zdarza się jednak, że pozostają w teatrze i obsadzani są w kolejnych adaptacjach. Jest więc w Romie kilka głośnych nazwisk. Słowa uznania należą się Łukaszowi Dziedzicowi, który znakomicie wykreował postać Javerta. Silny, niemal kryształowy głos idzie w parze z umiejętnościami aktorskimi. Łukasz Zagrobelny to sprawdzona już marka. Kocha go młoda żeńska widownia. Anna Dzionek i Tomasz Steciuk swoimi wokalno-aktorskimi umiejętnościami rozśmieszają publiczność. Głosowo i aktorsko sprawdza się w roli Valjeana Janusz Kruciński. Nie zawodzą Edyta Krzemień i Ewa Lachowicz. Urodę i talent wokalny prezentuje Marcin Mroziński. Ale niestety zawodzi Paulina Janczak. Aktorka ma niezłe warunki głosowe, jest uroda i... koszmarna dykcja. Tak zwane "szypiaszcze" głoski wymawiane są w sposób niedopuszczalny na scenie.

Role Gavroche'a i małej Cosette są grane przez kilkoro młodych wykonawców.

Nie popisała się też Paulina Andrzejewska jako choreograf. W scenach zbiorowych choreografia powinna być dynamiczna, bardziej bogata.

Reasumując - wieczór w Romie jest interesujący. Zaspokaja oczekiwania publiczności i krytyki.

Dobrze, że właśnie tacy "Nędznicy" pojawili się w stolicy. To wyśniony artystyczny sen.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji