Artykuły

Między piekłem a piekłem

"Transfer" w reż. Macieja Englerta w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Piekło to najprężniej rozwijający się region świata. W sztuce rosyjskiego dramaturga dociera ono już wszędzie: od kuchni po biuro, od sypialni po widownię

Piekło to inni - za czasów Sartre'a takie hasło musiało brzmieć radykalnie. Ale dla rosyjskiej Młodej Dramaturgii pozostało ono jedynie optymistycznym złudzeniem. Najbardziej obiecujący dramaturg tego nurtu, wielokrotnie nagradzany autor ponad 12 sztuk Maksym Kuroczkin (rocznik 1970) idzie znacznie dalej. Piekło Kuroczkina, jakie pokazuje on w sztuce "Transfer" z 2002 r., ma wymiar totalny. Jest na tyle wszechobecne, że nie sposób odróżnić go od codzienności.

Bez trudu opanowuje ono sterylne mieszkanie znerwicowanego biznesmena Aleksieja Curicowa (Andrzej Zieliński). Pewnego wieczoru zjawia się u niego kolega z wojska Sasza Pampucha (Przemysław Kaczyńki). Przyjaciel przekazuje mu zaproszenie od przebywającego wśród potępieńców ojca. I Alosza rusza tam bez zdziwienia. Bo... dlaczego nie?

Wyprawa nie wydaje się większym dyskomfortem niż kolejne godziny u boku małżonki. Eugenia Curikow w wykonaniu Agnieszki Pilaszewskiej to wcielenie przywar kobiety w wieku przejściowym między kociakiem a matroną. Rozbuchane libido chowa niezdarnie w zwojach łososiowego negliżu, tworząc wyjątkowo irytującą kombinację gospodyni z reklam i pijanej gejszy. To Dulska sobotniej nocy.

Współtowarzysze wycieczki nie wydają się atrakcyjniejsi. Do szarego, zaśmieconego świata zmarłych bohater dociera razem ze swą harcerzykowatą sekretarką Maszą (Monika Kwiatkowska-Dejczer) oraz Dymitrem (Borys Szyc) - szczególnie infantylnym, krnąbrnym egzemplarzem męskiej prostytutki. Alosza nie jest lepszy od swych towarzyszy. Wyłazi z niego podstarzały yuppie, dla którego przekraczanie granic śmierci to kwestia transportu, a nie transcendencji. Curikow wejdzie do zaświatów niczym turysta i wróci nieporuszony. Żaden metafizyczny pyłek nie zabrudzi mu garnituru.

Wizję stagnacji pogłębia to, że ta koszmarna pielgrzymka praktycznie nie rusza z miejsca. Nie trzeba się ruszać. Nie trzeba nawet zmieniać dekoracji.

W piekle na scenie Teatru Współczesnego jest wszystko, co doskonale znamy. Metal, szkło, aneksik kuchenny z lewej, biureczko z prawej... Ludzie tak samo zabiegani, poskładani ze złudzeń, z gazetowych frazesów. Pewne urozmaicenie mógłby stanowić przebywający tam Bóg, ale i on okazuje się ostatecznie nudny, tandetny, zahukany.

Englert i Kuroczkin prześcigają się w złośliwościach wobec rodzaju ludzkiego. Reżyser prezentuje menażerię komicznych typów, dla których "przykazanie to wyzwanie". Cudzołóstwo? Ależ proszę! Łapówka? Dlaczego nie? Galerię potworności zamykają dziewczynka z horroru rodem i dobrotliwa staruszka upiorek (Danuta Szaflarska). Aż wstyd pomyśleć, z jakim zachwytem ogląda się te kanalie.

Tekst Kuroczkina prowokuje i wciąga zarazem. Wiele odkrywa, ale jest w nim też jakiś znajomy pazur. Jakby Witkacy upił się z Bułhakowem i nabazgrał sobie genialny dramacik. Chwilami aż nazbyt genialny. Można umrzeć ze śmiechu. Spyta ktoś, po co umierać, skoro wszędzie jest tak samo? Bo właściwie... dlaczego nie?

autorka jest studentką Wydziału Wiedzy o Teatrze Akademii Teatralnej w Warszawie.

Na zdjęciu: Borys Szyc i Agnieszka Pilaszewska.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji