Kto zabił, kogo zabili
Cudowna gra w morderstwa. Jak we wzorowym kryminale w stylu najbardziej angielskim z angielskich - u Agathy Christie, powiedzmy. Liczy się wszystko: psychologia, charaktery, maniery, wnętrza, brytyjski splendid isolation i brytyjski lęk przed cudzoziemcem, a też i pogarda drobna wobec jego obcości...
Liczy się - obowiązkowo! - czarny humor w dobrym wydaniu. Liczy się dialog, więc liczą się aktorzy. Muszą być znakomici, bo w przeciwnym wypadku połowa przepięknych suspensów przepadłaby na amen.
Laurence Olivier i Michael Caine gwarantowali Josephowi Mankiewiczowi sukces w ekranowej wersji tej sztuki. Przedtem, 12 lutego 1970, przedstawił ją w St. Martin Theatre w Londynie Clifford Williams i od razu stała się hitem hitów. Zagrali w tej prapremierze Anthony Quayle i Keith Baxter.
Pora na tytuł. Wszystko to dotyczy Detektywa Anthony'ego Shaffera, który to Detektyw pozazdrościł laurów Czarnej komedii, innego Shaffera, Petera, zresztą rodzonego brata Anthony'ego.
Bardzo utalentowana rodzinka. I bardzo już sławna, umiejętnie łącząca dobry, profesjonalny poziom z rzeczywistą komercją. Poziom rozrywki, bo o nią chodzi.
W Warszawie tę rozrywkę udostępniają w Ateneum - reżyser Janusz Warmiński, (niedostrzegalne dla widza czuwanie nad niegubieniem perełek tekstu) oraz wykonawcy: Leonard Pietraszak i Krzysztof Kolberger. I nikt już więcej, wbrew programowi, nie bierze udziału w tej zabawie w morderstwa prawdziwe, wymyślane i komponowane z poczuciem tworzenia czegoś w rodzaju dzieła sztuki.
Obaj panowie są wyborni. Charakterystyczni, skontrastowani, dowcipni. Pietraszak - Anglik jak z recepty, we wnętrzu jak z recepty i Kolberger, dla Pietraszaka nikt, homo novus, Włoch z kontynentu, który przecież sprawi mu parę niespodzianek. Kolberger przecharakteryzowuje się nawet parokrotnie, zmienia osobowość, cały czas balansując na cienkiej granicy pomiędzy pastiszem a serio.
Bo to jest stylowy i... stylistyczny pastisz klasycznego, dobrego kryminału angielskiego (zastrzeżenie konieczne!).
Bardzo dobra rozrywka na lato pełne szczęku szabel i woni agenturalnych teczek.