Artykuły

Teatr z "Trenów"

"Treny" Jana Kochanowskiego to jedno z najbliższych sercu Polaka arcydzieł literatury narodowej. Zajęły takie miejsce przede wszystkim jako najwspanialsza w piśmiennictwie naszym kreacja poetycka ojcowskiego bólu po śmierci ukochanego dziecka. Są jednak również wyrazem głęboko przeżytego dramatu światopoglądowego człowieka renesansu, są poetyckim zapisem procesu przebudowy wewnętrznej poety - od przeżycia prawdziwego kataklizmu duchowego, aż po odbudowę spokoju i duchowej harmonii.

Z dramatu tego, relacjonowanego na kartach cyklu poetyckiego, Adam Hanuszkiewicz spróbował "zrobić" teatr, czerpiąc dlań materię nie tylko z "Trenów" Kochanowskiego. Sięgnął również szerzej do poezji Jana z Czarnolasu. Uzupełnił ją wierszami Bolesława Leśmiana. Wziął muzykę Marcellego i Vivaldiego, zamówił oprawę muzyczną u Andrzeja Bieżana. Wykorzystał pieśń Wacława z Szamotuł w wykonaniu chóru. Wkomponował improwizacje wokalne Andrzeja Pieczyńskiego. Wypełnił spektakl słowem i choreografią, korzystając ze współpracy choreograficznej Hanny Chojnackiej, z udziałem Bożeny Kociołkowskiej i uczniów szkoły baletowej. Sam zajął centralne miejsce w tym przedstawieniu, mówiąc - chwilami bardzo pięknie - strofy Kochanowskiego. Zapewnił sobie udział samej Ireny Eichlerówny, by "wyśpiewała" mu najwspanialej ostatni, Tren XIX.

Powstały w ten sposób twór sceniczny podpisał tym razem już nie jako reżyser, inscenizator, nie jako dramaturg, choć siłą rzeczy sam przyjął na siebie wszystkie te funkcje. Zachował się raczej jak producent, firmując spektakl nagłówkiem: "Adam Hanuszkiewicz przedstawia...". I jako producent właśnie popełnił - jak sądzę - jedyny błąd, wprzęgając do swego przedsięwzięcia choreografię bez zapewnienia sobie współpracy choreografa-poety.

A pomysł współczesnej interpretacji wizji poetyckich Kochanowskiego wizjami choreograficznymi był przecież znakomity. Maurice Béjart wykorzystuje ten chwyt po mistrzowsku już od lat, ukazując swoje widzenie arcydzieł klasyków literatury, wykreowane tańcem, muzyką, śpiewem i słowem. Béjart jest jednak erudytą, filozofem, poetą ruchu, człowiekiem teatru. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co wolno, a czego nie należy, w teatrze tańca. Kiedy wprowadza anioła śmierci - jest nim piękny młodzieniec, fascynujący ofiarą i przez to siejący spustoszenie wśród żywych; nie zaś machinę piekielną, której przydać by należało jedynie kosy i straszyć nią małe dziewczynki. Kiedy potrzebna mu nagość, fascynacja czystym pięknem erotyzmu - sięga po nią bez żadnej żenady, i nie pozostawia niesmaku. Kiedy komponuje miłosny duet - tańczyć każe zawodowym tancerzom, nie ukazuje nieporadności baletowej utalentowanych skądinąd aktorów... A przede wszystkim daleki jest od naiwnych ilustracji, które nie mniej irytują niż opowiadanie poezji własnymi słowami.

Cała reszta w "Trenach" Hanuszkiewicza to piękny sukces odwagi i znakomitego pomysłu przeniesienia tego utworu na scenę, pomysłowej inscenizacji, urzekającej surowym pięknem scenografii Zofii de Ines-Lewczuk i całego zespołu aktorskiego. Jakaż szkoda, że w tę piękną wizję rozdarcia wewnętrznego wielkiego poety wkradła się nuda i naiwność, z braku choreograficznego partnerstwa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji