Artykuły

Z bardzo aktualną pointą

"Zły" w reż. Jana Buchwalda w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

Z wielowątkowej powieści Tyrmanda Wojciech Tomczyk, autor adaptacji w Teatrze Powszechnym, wybrał kilka tematów, które interpretuje z dzisiejszej perspektywy, zachowując wierność względem oryginału. Przy czym trzeba dodać, że realizacja Tomczyka nie jest rodzajem bryku czy streszczenia powieści. Dziś, kiedy wyrosły już kolejne pokolenia fanów Batmana czy Supermana, postać Złego z powieści Leopolda Tyrmanda nie wywiera już takiego wrażenia na odbiorcy jak w połowie lat 50. Mimo upływu ponad pół wieku od napisania powieści nie traci ona na aktualności.

"Zły" Tyrmanda niesie wartości, które zawsze będą aktualne - konieczność obrony słabszych, walki o prawdę za cenę narażenia własnego życia. Jest jeszcze jeden ważny aspekt. Tytułowy bohater powieści Leopolda Tyrmanda to były przestępca, który teraz broni poniżanych, a złoczyńcom sam wymierza zasłużoną karę.

Według autora adaptacji powieści Wojciecha Tomczyka, "Zły" nawiązuje do archetypu chrześcijańskiego: nawróconego grzesznika, który wymierza sprawiedliwość światu i sobie. Podobnie jak św. Paweł, bohaterowie "Dziadów" albo "Potopu". No, może autor scenariusza przedstawienia w Teatrze Powszechnym za bardzo się rozpędził w tych porównaniach. Zwłaszcza jeśli chodzi o wielkość i głębię postaci oraz jakość tekstu literackiego. Niemniej trop jest bardzo zbliżony. Zresztą Tomczyk, znakomity współczesny dramaturg, lubi penetrować rejony związane z poszukiwaniem prawdy i dociekaniem sprawiedliwości, zwłaszcza tam, gdzie nie ma ona szans na realizację. Niedawno mieliśmy okazję obejrzeć w Teatrze Telewizji powtórkę znakomitego dramatu Tomczyka "Norymberga" ze świetnymi rolami Dominiki Ostałowskiej, Janusza Gajosa oraz Haliny Łabonarskiej.

"Zły" w adaptacji Tomczyka podejmuje temat braku miejsca dla prawdy w życiu społecznym, niemożności stanowienia sprawiedliwego prawa. Akcja toczy się równolegle, rozwijanych jest kilka tematów, a "przerywnikiem" między poszczególnymi wątkami są piosenki śpiewane przez Karolinę Porcari (niestety, z przesadnym nagłośnieniem, co nie jest winą wykonawczyni) oraz sceny taneczno-ruchowe w rytm jazzowego podkładu muzycznego. Są one doskonale - z dużą dozą poczucia humoru (jak m.in. scena u fryzjera czy gimnastyka) - opracowane przez Jarosława Stańka i świetnie wykonane przez zespół. To najlepsze fragmenty spektaklu, któremu, niestety, brakuje zwartej dramaturgii w scenach dialogowych i sytuacyjnych. Jednak ta warstwa przedstawienia ma szansę na poprawę. Przy niewielkiej korekcie reżysersko-aktorskiej spektakl wiele zyska.

I, jak już prawie w każdym przedstawieniu, tak i tutaj, na tylnej ścianie od czasu do czasu pojawia się wideoprojekcja. Nie wiem, po co. Trudno powiedzieć, że wnosi klimat Warszawy lat pięćdziesiątych. Natomiast atmosferę tamtego czasu na pewno można odnaleźć w scenach rozgrywających się w słynnej Kameralnej - modnej wówczas restauracji, gdzie spotykali się pisarze, artyści i tzw. półświatek warszawski.

Główny temat w przedstawieniu wyreżyserowanym przez Jana Buchwalda budowany jest wokół przekrętu finansowego związanego z podrobieniem biletów na mecz Polska - Węgry, co miało przynieść mafii ogromne pieniądze. Jest zatem wątek głównego warszawskiego przestępcy, herszta mafijnego Filipa Merynosa (w tej roli Dariusz Siastacz) pozostającego w konflikcie ze Złym (gra go Grzegorz Falkowski). Jest temat zakochanej pary, czyli urodziwej Marty Majewskiej (ładnie prowadzona postać przez Paulinę Chruściel) i lekarza Witolda Halskiego (nieprzekonująco zagrana rola przez Piotra Ligienzę) oraz starającej się o romans z nim Olimpii Szuwar (w znakomitym wykonaniu Agnieszki Krukówny - to najlepsza rola w spektaklu). Jest też postać Anieli, sekretarki Merynosa, zabiegającej o jego uczucia do niej (ogromnie zabawna, charakterystycznie zagrana przez Marię Robaszkiewicz), a także wyraziście nakreślony przez Karola Szczerbińskiego pastiszowy portret Lowy Zylbersztajna, warszawskiego geszefciarza, robiącego ciemne interesy, gdzie tylko się da. Nie mogło też zabraknąć scen w komisariacie z dwoma milicjantami - nierozgarniętym szeregowym Maciejakiem (Jarosław Gruda) oraz porucznikiem Dziarskim (Zbigniew Konopka). W znakomicie pomyślanym i zrealizowanym finale spektaklu zdejmie mundur milicjanta, włoży cywilną marynarkę i zamiast aresztować głównego przestępcę Merynosa, poda mu rękę, mówiąc: "Razem możemy dokonać dużych rzeczy. To miasto dopiero będzie nasze". Oczywiście, przy takim aliansie nie mogło zabraknąć Lowy Zylbersztajna, to przecież dobry interes.

Bardzo wyraziście i aktualnie wybrzmiewająca pointa przywodzi na myśl niedawne afery, łącznie z hazardową, i każe się zastanowić, skąd się wzięła współczesna elita gospodarcza, gdzie są korzenie owych wielkich fortun niektórych polityków. I nie tylko polityków.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji