Artykuły

Czyściec artystów

Sztuka mówi o niebezpieczeństwie unicestwienia wyższych potrzeb jednostki w imię ideologii

W 1937 roku w Monachium otwarto objazdową wystawę "Entartete Kunst" - "Sztuka zwyrodniała". Prezentowano na niej kilkaset obrazów, rzeźb i książek, które naziści uznali za "wynaturzone, próżniacze i antyniemieckie". Opatrzona szyderczymi komentarzami wystawa miała uczyć społeczeństwo, jaką sztukę należy odrzucić. W ciągu czterech lat obejrzały ją cztery miliony Niemców i Austriaków.

Do tej wystawy nawiązuje tytuł najnowszej sztuki Ingmara Villqista, napisanej specjalnie dla Teatru Polskiego w Poznaniu. Opowiada ona o ostatnim dniu trwających przez tydzień przesłuchań, na które wzywani są artyści. Prowadzą je trzej oficerowie oddelegowani z marynarki wojennej. Jednak nie jest to dramat o prześladowaniu awangardy w nazistowskich Niemczech, podobnie jak jego poprzednia sztuka - "Noc Helvera" - nie była tylko obrazem faszystowskiego terroru. "Entartete Kunst" przedstawia model każdej rzeczywistości, w której artysta jest wrogiem publicznym. Kontekst historyczny i polityczny jest celowo zatarty: nie wiadomo, gdzie i kiedy rozgrywa się akcja sztuki ani kim są jej bohaterowie - bohaterskimi marynarzami czy oprawcami, którzy łamią swoim ofiarom palce podczas wielodniowych przesłuchań. Nawet pokój, w którym rzecz się rozgrywa, jest nieokreślony: obok typowych akcesoriów biurowych stoją w nim szafy z biologicznymi preparatami i stoły z instrumentami medycznymi. Ze starego magnetofonu sączy się jazz.

Scenografia nie wskazuje na konkretny moment w historii, bo Villqist nie zajmuje się krytyką XX-wiecznego totalitaryzmu. Stawia pytanie o prawo do uprawiania sztuki w ogóle. Oficerowie zadają przesłuchiwanym artystom tylko jedno pytanie: po co? Po co ktoś pisze, maluje, gra. Żaden nie odpowiada. Najbardziej wstrząsające jest to, że w dramacie ani razu nie pojawia się słowo "sztuka", tak jakby go w ogóle nie było. Nie mówi się o literaturze, ale o słowach, nie mówi się o malarstwie i rzeźbie, ale o obrazach i przedmiotach, nie mówi się o muzyce, ale o dźwiękach. Jest to rzeczywistość z koszmaru Witkacego: społeczeństwo zbydlęcone, masa, która zatraciła potrzeby estetyczne i metafizyczne. Równolegle do przesłuchania trwa na ulicy wielka parada, której odgłosy docierają przez okno. To jest jedyna alternatywa dla "sztuki wynaturzonej".

Pokój przesłuchań ze sztuki Villqista jest metaforycznym czyśćcem artystów każdej epoki. Nikt nikogo tutaj nie bije ani nie strzela nikomu w tył głowy. Biją na innym piętrze. Tutaj przesłuchiwanych myje się, strzyże, goli i obcina paznokcie. Czystych, wymytych i pozbawionych zmysłów wysyła się z powrotem do społeczeństwa, aby po roku znów wezwać na zabieg, po którym większość przestaje być artystami.

W jakim stopniu jest to portret współczesności, a w jakim minionego stulecia? Można "Entartete Kunst" rozumieć jako odpowiedź na ostatnie wydarzenia w polskim świecie artystycznym: aferę wokół Zachęty, publiczną dyskusję o tym, co jest sztuką, a co nie jest i odwołanie szefów znaczących galerii w Warszawie i Gdańsku. Jednak sprowadzanie dramatu tylko do polskiego kontekstu byłoby uproszczeniem. "Entartete Kunst" wynika z doświadczeń całego XX w., który przyniósł wybuch sztuki awangardowej, a zarazem jej zagładę. Mówi o niebezpieczeństwie, które nie znikło razem z totalitaryzmem, niebezpieczeństwie unicestwienia wyższych potrzeb jednostki w imię takiej czy innej ideologii.

Ta wizja świata, w którym artyści są jak trędowaci, a sztuka jest chorobą, z której wyleczyć może tylko higiena, znalazła w teatrze sugestywny wyraz. Przedstawienie, które reżyserował sam autor, jest perfekcyjnym widowiskiem z ekspresjonistycznym światłem i bogatą warstwą muzyczno-dźwiękową. Łamie teatralne przyzwyczajenia: publiczność siedzi w zbudowanym na scenie pudełku przypominającym salę kinową, a spektakl rozpoczyna projekcja filmu o okrętach podwodnych. Atmosferę psychicznego terroru budują odtwórcy czterech głównych ról: Piotr Kaźmierczak (Pierwszy), Michał Kaleta (Drugi), Roland Nowak (Rottemeister) i Monika Zalewska (Dziewczyna). Rysują portret ludzi poddanych nieprawdopodobnemu ciśnieniu, które zmienia ich w potwory.

Największym zaskoczeniem jest jednak sam Villqist. To zaskoczenie podwójne: autor psychologicznych jednoaktówek napisał całkiem odmienny, pełnowymiarowy dramat. Okazał się przy tym równie ciekawym reżyserem, co dramaturgiem. Na "Entartete Kunst" czułem się jak na okręcie podwodnym, który chroni się przed atakiem głębinowym na dnie oceanu. Z zewnątrz napiera potężne ciśnienie, wewnątrz groźna cisza, przerywana tylko dźwiękiem sonaru. Za chwilę zacznie brakować tlenu. I nie wiadomo, kiedy się wynurzymy. I czy w ogóle jest jeszcze po co się wynurzać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji