Artykuły

Ionesco mniej znany

W swoim czasie Eugene Ionesco był autorem często i chętnie grywanym w Polsce. Olbrzymia liczba naszych widzów pamięta "Krzesła" czy "Łysą śpiewaczkę". Obecnie Teatr Studio przypomina jego mniej znaną sztukę "Ofiary obowiązku". Ionesco i tutaj penetruje świat mieszczucha. Publiczność od początku asystuje banalnej parze, rozwijającej banalny dialog. Wprawdzie widzowie zaskoczeni są sposobem w jaki ich rozsadzono, ale na razie nic nie szokuje. Za chwilę jednak, i autor, i (świetny) reżyser, jak gdyby nabierają powietrza w płuca. Zaczyna się rozkręcać teatralne szaleństwo. Można by tu doszukać się pewnych podobieństw do naszego Witkacego, tym bardziej że jest coś polskiego w aktorstwie i całej piekielnej atmosferze spektaklu.

Ewa Bułhak, jako reżyser, przyjrzała się dwóm postaciom ostojom mieszczańskiego porządku: pani domu i policjantowi; czyli Magdalenie (Irenie Jun) i Policjantowi (Piotr Bajor). Każda z tych postaci na swój sposób nienawidzi własnej codzienności związanej z profesją. Być może ich reakcjami, ich postępowaniem rządzi konformizm. Ale na pewno w nie mniejszym stopniu nienawiść.

Akcja przedstawienia rozwija się brawurowo. Irena Jun, Piotr Bajor, Andrzej Blumenfeld (Choubert) a także Bożydar Murgan (Pani) tworzą kapitalne postaci, doskonale ze sobą kontrastujące. Tekst podawany jest precyzyjnie z powściągliwością. Aktorzy dobrze czują jego (zamierzoną przez autora) śmieszność, niedorzeczność. Balansują między naturalizmem a surrealizmem. Z upływem czasu zatraca się (z winy autora) wątek opowieści o mieszczuchu pozbawionym "moralnego kręgosłupa". Natomiast trwa świetna teatralna zabawa, trzymająca widza przez cały czas w napięciu. Na przedstawienie przychodzi bardzo dużo młodzieży. Rzecz charakterystyczna - młodzi ludzie nie reagują specjalnie spontanicznie. Można domyślać się, że raczej świadomie i uważnie analizują aktorstwo bardzo dynamiczne, agresywne, a za chwilę pełne dystansu, powściągliwe.

Na pewno jest to przedstawienie pouczające, jak wiele z tekstu może wydobyć aktor i reżyser, a także jak scenograf za pomocą niewielu środków może sobie "zaszaleć". W omawianym przedstawieniu Jerzy Grzegorzewski jako scenograf przeniósł akcję do wielkiego korytarza, huczącego metalowymi drzwiami dającego świetną głębię sceny, atmosferę tajemniczości, zaskoczeń, a w innych momentach aurę banalnego wnętrza mieszkalnego.

Najwyraźniej (i bardzo słusznie!) wśród młodych widzów dużo jest osób związanych ze sztuką. Po jednym ze spektakli widzieliśmy dwie roztańczone nastolatki, które położyły swoje plecaczki przed gmachem teatru i wykonały dość rozbudowany pełen wdzięku taniec. Wygląda na to, że centrum sztuki Teatr Studio ośmiela do niebanalnych i ładnych pomysłów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji