Artykuły

Pejzaż pożegnalny Romana Kołakowskiego

"Pejzaż mój kochany" Romana Kołakowskiego na 26. PPA. Pisze Leszek Pułka w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Przekomarzania z Bogiem, małżeńskie pyskówki, pytanie o rzeczy ostateczne i tęsknota za pokoleniową legendą wypełniły autorski, pożegnalny koncert Romana Kołakowskiego.

"Pejzaż mój kochany" miał podsumować dorobek artystyczny wieloletniego dyrektora programowego PPA. Laco Adamikowi, który piątkowy koncert w Imparcie reżyserował, powiodło się. Były kosze kwiatów, burza oklasków i niekończący się refren rozentuzjazmowanego Kazika Staszewskiego - o sielskim, kalwaryjskim i śląskim pejzażu z piosenek Kołakowskiego.

Słuchaliśmy gwiazd polskiej sceny od lat identyfikowanych z Przeglądem. Jacek Bończyk, Michał Bajor, Wiktor Zborowski, Janusz Radek, Mirosław Czyżykiewicz, Marian Opania - dość, by popaść w ekstazę. Artyści wystąpili w zadziwiającej scenografii, w nieco zwariowanym świecie. Jakieś pochylone domiszcze z arkadami kryjącymi sekcję dętą, biesiadne stoły, przy których zasiadła orkiestra z diabelskimi różkami, i dyrygent ze skrzydłami anioła wypełnili scenę.

A w tle widać było cebulaste wieże kościołów, tory i semafory, szkolne tablice, a nawet stół-mary. Na scenie kilkanaście postaci: ksiądz w birecie, górnik z pióropuszem, ślubna para stająca przed fotografem do fotografii, czyli pamiątkowego monidła, nieboszczyk. Kostiumowo-architektoniczny bałaganik niczym na obrazkach Nikifora. Z warszawskiej bajki trafił na scenę Impartu Stasiek Wielanek, bard piosenki podwórkowej. Pomysł, aby zmodyfikowanymi strofami słynnej ballady "Bal na Gnojnej" prowadzić wydarzenia wieczoru w tak nikiforowym świecie, wydał mi się atrakcyjny.

Bohaterowie "Mojego pejzażu ukochanego" bardzo często przywoływali etos pokolenia, którym rówieśnik Kołakowskiego, Piotr Siemion, nasycił "Niskie Łąki". Roman Kołakowski zapewne chciał w tę męską legendę wpisać własną biografię poetycką. Udało się w trzech czwartych. O co pretensje raczej do autora tekstów niż do wykonawców. Oni zrośli się ze znanymi od lat manierami interpretacyjnymi i trudno ich ganić lub chwalić - gwiazdy po prostu są. Natomiast w dzień po koncercie bez pomocy notesu z trudem da się przypomnieć teksty. Stąd pewien dyskomfort.

Kołakowski z niemałą swobodą żongluje słowami. Wolność, miłość, prawda, zdrada, nadzieja, Bóg, samotność, śmierć - słowa te słychać w piosenkach serio i buffo. I tylko dziwne odczucie, że właściwie żadne z nich nie zapada w pamięć na zawsze w oryginalnej konstelacji: jako żart lub jako memento. Są jakieś takie banalne niczym strofa cacuszka śpiewanego przez Michała Bajora: "Chciałbym trwać/ Żeby znać/ Zapach łąk/ Czułość rąk/ W ustach mieć kosmyk twoich włosów/ Dłonie spleść/ Oczy wznieść/ Zapaść hen/ W piękny sen/ Pośród traw i rozkwitłych wrzosów". Zupełnie jakbym czytał powieść Rodziewiczówny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji