Artykuły

Coś dla dorosłych dzieci

Pierwsze sceny przedstawienia wzbudziły we mnie sporo niepokoju. Oto grupa dorosłych "dzieci z Bullerbyn" spotyka się po wielu latach i próbuje wspominać dzieciństwo. Przygaszone światła, nastrój powagi, egzystencjalizmu, roztrząsania istoty bytu. Oho, pomyślałem sobie, ale ten Jaskuła zaraz przywali!

Na szczęście, po tym dramatycznym wprowadzeniu, na scenie są już same "jaja". Śmiech, zabawa, żywa, wartka akcja - wszystko to sprawia, że spektakl ogląda się znakomicie. Dała temu wyraz przeładowana premierowa widownia (organizatorzy zupełnie nie zapanowali nad przedstawieniem - przyszło znacznie więcej widzów niż miejsc w Studyjnym, klaszcząc, wyjąc i wrzeszcząc w trakcie każdego "zaciemnienia".

Jest bowiem czym się zachwycać. Rewelacyjny był już sam pomysł sięgnięcia po świetną książkę Astrid Lindgren. A jeszcze udało się reżyserowi (debiut w tej roli Zdzisława Jaskuły) "wycisnąć" z powieści teatralną atrakcyjność utworu. Ktoś kiedyś powiedział, że dobre kino to po prostu dobrze opowiedziana historia. Okazuje się, że doskonale sprawdza się to i w teatrze.

W "Dzieciach z Bullerbyn" dużo "roboty" mają aktorzy. Roboty, trzeba zaznaczyć, bardzo wdzięcznej i umożliwiającej stworzenie przesympatycznych, znakomitych kreacji. Najbardziej do ideału zbliżyli się: Sławomir Sulej jako Olle, Mirosława Olbińska w roli Lisy i Ewa Harasimowicz odtwarzająca Annę. Były to najpełniejsze postacie, najbardziej "prawdziwe" i "krwiste". Zrobione z odpowiednim dystansem, ale jednocześnie z dużą troską o wiarygodność bohaterów. Przyzwoicie i rzetelnie, choć nie pokazali nic wielkiego, potraktowali swoje zadanie Mariusz Studziński jako Lasse i Wojciech Oleksiewicz w roli Bossego. Rozczarowuje, niestety, Aleksandra Leszczyńska, czyli Britta. Szczególnie na tle udanych kreacji kolegów.

Krystyna Rostworowska przygotowała skromną scenografię na podstawie znanych z wydań książkowych "Dzieci z Bullerbyn" ilustracji Hanny Czajkowskiej (rozumiem, że po części miały na to wpływ minimalne środki finansowe jakimi dysponował teatr). Można się było obawiać, że odbierze to przedstawieniu, niezbędnej dla młodego widza, widowiskowości. Spokojnie jednak te niedostatki przedstawienia nadrabia wszystko, co w nim gra (przepraszam za to sformułowanie aktorów). Za pomocą licznych rekwizytów udało się bowiem stworzyć prawdziwe perełki, np. sceny z poduszką, w której znajduje się mała siostra Ollego.

Dowcipnymi piosenkami uświetnił spektakl Wojciech Walasik. Nie jestem jednak przekonany, czy rzeczywiście są to najlepsze utwory dla najmłodszych. Starsi widzowie pokładali się podczas ich wykonywania ze śmiechu, natomiast dzieci nie do końca chyba "wyłapywały" o co chodzi. Wydaje mi się, że one oczekują od piosenek większej przebojowości.

"Dzieci z Bullerbyn" to bardzo prosty, zabawny, dynamiczny spektakl. Jeśli jeszcze aktorzy poćwiczą nieco piosenki, będzie znakomity.

P.S.: Premierze towarzyszyło otwarcie wystawy Elżbiety Towarnickiej "Niezwykły świat Astrid Lindgren". Zaprezentowano na niej liczne książki, wydawnictwa, rysunki i inne eksponaty dotyczące pisarki i jej bohaterów. Teatrowi Studyjnemu udało się również pozyskać fundatorów różnych niespodzianek, które są serwowane dzieciom z domów dziecka podczas specjalnych przedstawień "Dzieci z Bullerbyn". Są to: Hurtownia Cytrusów Witolda Ciary (Łódź, ul. Konstytucyjna 47), Hurtownia Mrożonej Żywności "Yettipol (Łódź, ul. Konstytucyjna 47) oraz przedsiębiorstwo "DIM" w Rybniku, oddział w Łodzi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji