Artykuły

Świat bez Boga

"Blask życia" w reż. Mariusza Grzegorzka w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Pisze Leszek Karczewski w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Mariusz Grzegorzek wystawił na Małej Scenie Teatru Jaracza sztukę Rebekki Gilman "Blask życia". Dzięki kreacjom Małgorzaty Buczkowskiej i Ireneusza Czopa możemy doświadczyć emocji wpisanej w tekst Rebekki Gilman: przerażenia obcością pary głównych bohaterów

Przedstawienie Mariusza Grzegorzka przypomina najlepsze filmy Larsa von Triera. Okrutne historie ulegają w nich przedziwnej estetyzacji. Niby-reportażowe zdjęcia przeplatają się z pejzażami w technicolorze albo z musicalowymi numerami. W "Blasku życia" Rebekki Gilman narrację przerywają pantomimiczne sceny codziennych czynności bohaterów. Na scenografię rzucane są slajdy z amerykańskiej prowincji: autostrady, motele, neony. Pod spodem pulsuje znakomicie wybrana muzyka (Tricky, Tool itd.)

Grzegorzek spektakl zorganizował - i wycofał się. Aktorzy czekają obok dekoracji na swoje wejście. Widzowie są świadkami fascynujących momentów, w których aktor, owładnięty skrajnymi emocjami postaci, z trudem opanowuje się, by dać ręką sygnał obsłudze technicznej.

Przestrzeń - projektu Grzegorza Małeckiego - to maszyna do grania. Przesuwane różnokolorowe ściany, zmieniane narzuty na łóżku oznaczają wędrówkę po kolejnych pokojach przydrożnych moteli. Kontener z zainstalowanymi w środku aktorami co epizod podjeżdża do kolan widzów z pierwszego rzędu. Z odległości mniejszej niż metr widzimy odstręczające detale: krew cieknącą z nosa, siniaki po kajdankach, lakier łuszczący się na paznokciach prostytutki.

Bohaterów spotykamy w przyczepie podstarzałej dziwki (odważnie zohydzona Kamila Sammler): jej córkę Lisę (Małgorzata Buczkowska) i Clinta (Irenusz Czop), złodzieja samochodów. Kobieta przyjmuje klientów za wiszącą na sznurku szmatą: odgłosy seksu z obleśnym Jimem (Robert Latusek wydobył jego komiczne rysy) przeplatają się z rozmową młodych. To znakomity zabieg: pozornie niewinna konwersacja o telewizji przeplata się ze zwierzęcym sapaniem. Słychać podtekst dialogu!

Taki jest świetny i konsekwentnie przeprowadzony pomysł Grzegorzka na spektakl: reżyser szachuje widzów realistycznymi chwytami, zmuszając do emocjonalnej identyfikacji z bohaterami, by za moment żądać dystansu i racjonalnej oceny. Bo jak nie przejmować się historią małżeństwa, w którym Lisa prowadzona na toksycznej uwięzi przez Clinta, naraja mu kolejne kochanki. Od Nastolatki (Marieta Żukowska w epizodzie ze znakomitą aktorską paradą do łazienki na nogach skrzyżowanych z bólu) po niedorozwiniętą Carlę (świetna Anna Sarna, zwijająca w kłębki każdą zdejmowaną z siebie rzecz). Po stosunku Lisa wyprowadza je w las i zabija, nawet nie pomyślawszy, by je uwolnić.

Lisa czuje na sobie palący wzrok męża, hipersamca granego przez rewelacyjnego Ireneusza Czopa. Aktor zmienił się w drapieżnego kota: czując kobietę buja się na nogach, mruczy. Ten zmysłowy portret uzupełnia hipochondria i skłonność do histerii (na premierze Czopowi z emocji elektryzowały się włosy!), która rodzi przemoc.

Choć ataków fizycznych i werbalnych w dramacie Gilman jest niewiele - wszystko, co okrutne, rozgrywa się za sceną - to w sferze symboliczna kipi od przemocy. Nie sposób słuchać tworzących II akt zeznań Lisy. Małgorzata Buczkowka czyni z nich spowiedź wszechczasów: drobiazgową wizję lokalną bez cienia poczucia winy.

Lisa relacjonuje, jak wymyśliła, by jej ofiara usnęła, zamiast cierpieć od strzału w głowę, więc wstrzykiwała w jej żyły odplamiacz, a dziewczyna nie umierała, tylko mówiła, że ją piecze... Kreacja Buczkowskiej jest rekordem świata. Z jej Lisą obcujemy jak z preparatem bakterii, które - nie będąc ludźmi - nie podzielają człowieczego systemu wartości. I to w sposób oczywisty, a nie wymyślony: dla bakterii Bóg nie istnieje.

To jest pointa spektaklu. Już wiadomo, że apelacja od wyroku krzesła elektrycznego dla Lisy jedynie odwlecze egzekucję. Adwokat Carl Sheffield (Mariusz Siudziński) uczy Lisę wystukiwać jednym palcem piosenkę o trzech świnkach na fortepianiku na baterie. Zabawkę kupił Lisie ojciec, ale zmarł, zanim nauczył ją grać. Ten brak ojca jest brakiem Ojca Niebieskiego.

Jeśli czują się Państwo na siłach doświadczyć świata bez Boga, ostrzegam: "spektakl tylko dla dorosłych" w tym wypadku powinien oznaczać co najmniej "dozwolony od lat 21".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji