Artykuły

Wrocław. Wołanie o wolność na Festiwalu Opery Współczesnej

Na zakończenie II Festiwalu Opery Współczesnej zobaczymy nowatorski spektakl o wolności i władzy "La liberta chiama la liberta". To ostatnia część trylogii belgijskiego performera Jana Fabre.

Rozmowa z Michałem Zadarą*

Ewa Orczykowska: Na konferencji prasowej powiedział Pan, że spodziewa się, że Fabre (cytuję) "da Panu w mordę". Czy jest Pan na to przygotowany?

Michał Zadara: Jestem gotowy na różnicę zdań, a nawet dezaprobatę, zwłaszcza, że Fabre ma barokowy styl, pełen przepychu i bogactwa. Ja postawiłem na minimalizm - silne, wyraziste obrazy, które zmieniają się rzadko, ale dzięki temu każda zmiana ma znaczenie. Nie chciałem imitować stylu Fabra, nawet mając świadomość, że ta opera to część trylogii, która jest jego autorskim projektem.

A widział Pan dwie poprzednie części?

- Oglądałem zdjęcia, zapoznałem się ze stylem autora, ale równie ważne było odcięcie się od niego.

Co Fabre może Panu zarzucić?

Inscenizacja jest kompletnie nie w jego stylu. Nie ma w niej dodawania znaczeń, ale też nie tłumaczę fabuły. Wręcz przeciwnie - oczyściłem inscenizację ze wszystkiego, co nie jest absolutnie konieczne.

Czy takie oczyszczanie można nazwać istotą pracy reżysera nad operą, której głównym środkiem wyrazu winna być muzyka?

- Kiedy idę na koncert, wyłączam intelekt i oddaję się wyłącznie emocjom. Operę rozumiem jako koncert dla uszu i oczu - dodatkowo dostajemy wizualizację muzyki, która pomaga widzowi zrozumieć strukturę dźwięków. Ich powtórzenia, różne motywy przekłada się na obrazy. To trudne zadanie dla reżysera. Jeżeli działań jest na scenie za dużo, publiczność przestaje słuchać, bo czeka na kolejne atrakcje. Jak zbyt mało - dostajemy koncert z obrazkami. Na scenie powinno się dziać tyle, by widz zrozumiał muzykę nie tylko przez emocje, lecz także przez mózg. I miał z tego przyjemność.

Czym to się różni od reżyserowania w teatrze?

- Przede wszystkim w operze pracuje się z większym i bardziej różnorodnym zespołem. Przyjemne jest to, że ciągle znajduje się w świecie dźwięku i trzeba być bardzo skupionym nie tylko na mózgu i oczach, ale też na tym, co wpływa przez uszy. Czasami trzeba też więcej pracować nad aktorstwem z samymi wokalistami, ale oni zawsze chętnie uczą się teatru.

"La liberta " to światowa prapremiera. Denerwuje się Pan?

- W naszym społeczeństwie niewiele osób interesuje się operą, więc nie czuję jakiejś szczególnej presji. Koniec końców opera jest sztuką niszową. Męczy mnie za to, jak po premierze ludzie podchodzą do mnie, żeby powiedzieć swoje zdanie na temat mojej pracy, choć wcale ich o to nie prosiłem.

Wtedy trzeba kiwać głową i się uśmiechać...

- Tak, albo mówić: "Przepraszam, muszę wracać do rodziców". Moi na szczęście zawsze są obecni na premierach i mogę się nimi zająć, przez co nie mam czasu na mądre dyskusje. Zresztą wszystko, co mam do powiedzenia, mówię ze sceny.

Szczątkowa fabuła, brak bohatera o czym właściwie jest ta opera?

- Temat "La liberty..." pokrywa się z tym, co mówi o niej jej kompozytor Eugeniusz Knapik - że wyobraźnia nie ma granic, dopóki się nie posunie za daleko i nie ogarnie jej pycha, bo wówczas staje się czymś destrukcyjnym. Według mnie to trochę bardziej złożone. Jest pewien proces w świadomości, który opisał Hegel: człowiek wytwarza jakieś dzieło, dajmy na to obraz, nie wiedząc jeszcze, że dokładnie w tym momencie staje się malarzem - świadomość bycia artystą dociera do niego znacznie później. Jest jeszcze kolejny etap, o którym Hegel już nie wspomina: kiedy twórca przestaje mieć kontrolę nad własnym dziełem, bo staje się ono własnością świata i to ludzie nadają mu sens. I tu dochodzimy do tematu opery - bo opowiada ona o tym, że coś, co poszło w świat, może zniszczyć swojego twórcę.

Da się to powiedzieć w jednym zdaniu?

- "La liberta " jest o tym, że nie można być właścicielem własnej twórczości.

***

Michał Zadara (ur. 1976) - przedstawiciel młodej generacji reżyserów teatralnych. Studiował nauki polityczne i oceanografię w USA, a dopiero później zdecydował się na warszawską Akademię Teatralną i krakowską PWST. Po studiach zatrudniał się m.in. jako PR-owiec, stolarz i informatyk Od sześciu lat współpracuje z teatrami m.in. w Gdańsku, Krakowie, Wrocławiu, Berlinie i Tel Awiwie. W 2007 roku został laureatem Paszportu "Polityki". Ostatnio wyreżyserował dla Teatru Wielkiego operę "Oresteja".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji