Artykuły

Siebie się boimy

Chłopaki przed blokiem na dużym osiedlu żują gumę, palą papierosy, rozrabiają. A potem strzelają i gwałcą. A potem giną

Blok wyrasta na małej scenie Malarni jak prawdziwy - zajmuje prawie całą przestrzeń. Ma okna, balkony, mały ganek. Obok kawałek podwórka z prostokątem piaskownicy i koszami na śmieci. Aktorzy wpisują się w te realia i grają - jakby byli blokersami. Lecą "wyrazy" sypią się niedopałki, gniotą puszki piwa, dzieciaki się obściskują. Pod skórą czuje się agresję, która wciąż szuka ujścia. I znajduje je. Można splunąć, popchnąć, kopnąć, szarpnąć, dokopać, bluznąć, nasikać Debilowi do plecaka.

W centrum wydarzeń jest dziewczyna - Szparka (Ewa Szumska): traktowana jak przedmiot - wyłącznie instrumentalnie. W kolejnej scenie będzie szkolną panią psycholog, która z balkonu na piętrze - jak z katedry - wygłosi kilka sloganów o wychowaniu, malując się, odświeżając -jak samica spragniona wyłącznie seksu. Chłopcy mają ją w garści. A potem jest wojsko. A potem jest wojna. Blok zapada się: jakby był z kartonu. Są ofiary i ranni, choć brak stron tego konfliktu. Tak jak przedtem - agresja wyładowana jest na dziewczynie i na Debilu. Kolejne postacie. Kolejne wybuchy. Kolejny gwałt. Koniec świata domków z kartonu.

Milena Marković opisuje wojnę, którą zna, jakby to była zwyczajna rzecz. Jej sztuka w Belgradzie grana jest jako musical. Ludzie śmieją się na niej. - Odreagowują coś? - zapytałam. - Wiesz, że o tym nie pomyślałam, ale być może tak jest - zdziwiła się. Podczas poznańskiej premiery nie było śmiechu. Blok do złudzenia przypomina nasze blokowiska. Bohaterowie są jak małoletni sąsiedzi, na których przestaliśmy reagować. Agresja wydaje się znajoma. Boimy się? Czego? Kogo? Siebie?

W ostatniej scenie przedstawienia dwoje bohaterów rozmawia w zaświatach. To Szparka i Wesoły: po raz pierwszy ze sceny padają słowa z nutą czułości - kalekiej, szorstkiej, chropawej, ale jednak czułości.

- Musimy się śmiać - mówi Wesoły. - Nie zgwałcili mnie - kłamie Szparka i dodaje:

- Na prawdę mamy całą wieczność.

Często drażni mnie we współczesnych sztukach epatowanie brutalnością i wchodzenie w kompetencje Pana, Boga - zbawianie za niego świata i jego mieszkańców. Ale sztuka Mileny Marković i spektakl Rafała Sabary tego rozdrażnienia nie powodują. Oboje usiłują dotknąć tego, co omijamy, co nam się opatrzyło, co nie robi już wrażenia: ani w telewizji, ani na żywo. I coraz trudniej nam sobie przypomnieć, co to właściwie jest. A oni sprawiają wrażenie, jakby wiedzieli, że zacząć trzeba od tego, co najbliżej! Co się przeżyło. Co się zna. - Powtarzam moim kolegom na Warsztatach dramaturgicznych, żeby nie pisali o świecie w ogóle, świecie jako takim - mówi Milena. I ma rację. A my jesteśmy odpowiedzialni za nasze domki z kartonu i ich mieszkańców.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji