Artykuły

Czekanie na ptaki

"Kogut w rosole" w reż. Marka Gierszała w Teatrze Scena STU w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Nie pokazali. Szkoda. Wielu czekało: prezydent miasta, marszałek województwa, dyrektor wydziału kultury, dwóch dyrektorów artystycznych dwóch teatrów, jedna dyrektor literacka, pani z kokiem, trzech, może pięciu dżentelmenów o miękkich nadgarstkach... Szkoda słów.

Wszyscyśmy - starzy i młodzi, chorzy i zdrowi, wysocy i niscy - po prostu wszyscyśmy na widowni Teatru Scena STU grzecznie i wytrwale czekali do samiuteńkiego końca, bite trzy godziny. Wszyscyśmy grzecznie i wytrwale czekali zwłaszcza dlatego, że po kwadransie wyreżyserowanego przez Marka Gierszała "Koguta w rosole" Samuela Jokica - smutnawej opowieści o amatorskich striptizerach gdzieś w prowincjonalnej mieścinie Anglii - wiadomo było, iż aktorzy już raczej niczego znaczącego tego wieczoru nie pokażą, więc przynajmniej niech się sprężą i ukażą coś. Niestety. Choć prawdę mówiąc - jeden pokazał. Maurycy Polaski mianowicie, w roli Colina - pokazuje. Cóż począć - pod złym kątem. Tylko nieliczni złowili okiem sedno, a i to nie bardzo. Tylko nieliczni doczekali - a później i tak nic nie chcieli powiedzieć.

Właśnie, po tym "Kogucie w rosole" w ogóle nie wiadomo, co rzec. Same nudne truizmy przyłażą do głowy. Same oczywistości i jedna dziwność. Przecież niedawno, przed wakacjami, Gierszał wyreżyserował na Scenie Miniatura Teatru im. J. Słowackiego "Boga Mordu" Yasminy Rezy - i jedno jest w tamtym seansie pewne: nieoczywiste, niebanalne aktorstwo. Gierszałowi najwyraźniej nie wystarczały wtedy "najprostsze numerki", szedł okrężną drogą, szukał chwil zaskakujących. Po prostu odrzucał wszystko, co pachniało aktorską "sztancą", "starym futerałem", "foremką", do której jak piachu naładujesz, odwrócisz i łopatką pukniesz - bez większego wysiłku uzyskujesz trywialną, bo trywialną, lecz jednak postać. A to kaczuszkę, a to krokodyla, a to konia.

Co to się stało, że teraz, w "Kogucie w rosole" poprzestał na "sztancach", "starych futerałach", "foremkach"? Jakim cudem wystarczyło mu reżyserowanie właściwie wyłącznie przy pomocy tego trywialnego napięcia, co kryje się w zagwozdce: "kiedyż to chłopcy nasi z fatałaszków wyskoczą i pokażą, co mają, by hecnie było na scenie?!". Co się stało, że bez szemrania "kupił" aktorskie "gierki", co z klasycznej polskiej frazy wynikają, z frazy: jak sobie mały Jasio wyobraża aktorski luz Hollywood? Zapomniał, że właśnie tzw. koloryt lokalny, amerykański bądź brytyjski, należy robić z powagą największą i całkowicie poza folderowymi oczywistościami? Oślepł Gierszał, ogłuchł - i zgodził się na aktorstwo odpustowe?

Cokolwiek się stało, albo nie stało, w efekcie generalnie wszyscy, co mieli być grupą bezrobotnych przyjaciół, chcących trochę jako striptizerzy zarobić świeceniem zadkami i nie tylko - Tomasz Schimscheiner, Rafał Dziwisz, Maciej Jackowski, Feliks Szajnert, Rafał Szumera, Dariusz Starczewski i rzeczony Polaski - w istocie świecą aktorskimi truizmami. Pełno ich, a każdy jak ten Jasio, pełen hollywoodskiego "kalafiora" w gestach, intonacji i sposobie rozmawiania przez telefon. Odwracając problem - wyglądają wiarygodnie tak, jak grupa Murzynów tańczących krzesanego w Poroninie. Więc ktoś nosi pieniądze pod kapeluszem, ktoś luźno lotkami do tarczy rzuca, ktoś śmiesznie wygląda w dresie, ktoś drzemie w kącie, czekając, aż ktoś piwo postawi. I jakoś leci.

Przez trzy godziny "Kogut w rosole" kolebie się tak od "foremki" do "foremki". Po kwadransie wiadomo już, że w opowieści Gierszała nie zmieszczą się zapowiedziane smaki: ani gorycz, ani ciepło przyjaźni męskiej, ani lęk przed jutrem, ani bezradność wobec życiowych wyborów, ani kruche nadzieje na przyszłość. Mieści się w niej właściwie tylko nasze cierpliwe czekanie na kluczową chwilę, w której chłopcy wreszcie się rozbiorą i pokażą, zmieniając tym samym imprezę z teatralnej w towarzyską. Czekanie więc, czekanie i rozglądanie się. Tu głowa prezydenta miasta, tam profil marszałka, jeszcze dalej - nos kierownika od kultury na tle koka pani z kokiem. Czas jakoś zlatuje. Wreszcie wielki finał! Chłopcy już goluteńcy! tylko czapki policyjne w miejscach strategicznych!... Niestety, gdy czapki idą w górę - światło gaśnie. Ptaki nie ocaliły teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji