Artykuły

Studium postaci

"Makbet" w reż. Leszka Mądzika w Teatrze im. Osterwy w Lublinie. Pisze Magdalena Jankowska w Akcencie.

Leszek Mądzik, założyciel Sceny Plastycznej KUL i wizjoner "teatru bezsłownej prawdy" (tytuł książki Wojciecha Chudego), jest ciągle artystą poszukującym. Dopracowawszy się autonomicznych środków wyrazu w stworzonym przez siebie odłamie teatru, wciąż stara się poszerzyć pole dramaturgicznych poszukiwań i podejmuje współpracę z repertuarowym teatrem dramatycznym (wyraża się zresztą również poza sferą dramaturgii - fotografuje i pisze). Przypomnijmy, że drogę twórczą rozpoczął jako student historii sztuki od wystawy obrazów na korytarzu uczelni. Wówczas o zrobienie scenografii poprosiła go Wanda Byrska, która wraz z mężem przygotowywała w uniwersyteckim teatrze Wandę Wyspiańskiego. Było to w 1967 r. Z czasem jednak uniezależnił swą pracę od pozostałych elementów dzieła scenicznego, animując elementy dekoracji i nadając im rangę podstawowego budulca. W trzy lata później wystawił pierwsze dzieło autorskie - "Ecce homo". Odtąd znak plastyczny w spektaklach powstających w Scenie Plastycznej funkcjonował samoistnie, obchodząc się bez dramaturgicznego tekstu. Za całą podstawę dramatu wystarczał konflikt światła i cienia, materii w różnych stanach skupienia (ważny udział wody),

Wiedźmy (Hanna Pater, Anna Swietlicka, Anna Nowak, Joanna Morawska, Nina Skołuba-Uryga, Magdalena Sztejman-Lipowska) faktur, odrealnionych kształtów przestrzeni (od nieskończonych głębi do tak bliskiej ekspozycji, że zakłóca ona w odbiorze wrażenie realności widzianego elementu).

Jednak w międzyczasie Leszkowi Mądzikowi zdarzyło się wykorzystywać swój talent w bardziej tradycyjnym repertuarze. W 1991 r. zaprojektował scenografię do "Kasandry" Christy Wolf, którą w warszawskim Teatrze Studio reżyserowała Anna Chodakowska. Ponownie spotkał się z nią w pracy w Lublinie, kiedy w Teatrze im. Juliusza Osterwy przygotowywała Antygonę (z sobą w roli głównej). Pamiętam efekt tego zetknięcia osobowości artystycznych z 1995 roku - sugestywność scenografii chwilami tak skupiała na sobie uwagę widza, że aż blakła siła wyrazu działań aktorskich.

W czerwcu 2010 roku doświadczenie teatralne Leszka Mądzika znalazło pełniejszy wyraz w inscenizowanym przez niego na lubelskiej scenie dramatycznej "Makbecie". Ta najkrótsza ze sztuk Szekspira, ale pełna burzliwych wydarzeń, uległa specyficznej "obróbce", by stać się widowiskiem trwającym zaledwie niewiele ponad godzinę. Główny akcent położony został na aspekt wizualny.

W tym miejscu warto przypomnieć wystawienie tego dramatu przez poznański Teatr Biuro Podróży - grupę specjalizującą się w widowiskach plenerowych. "Makbet", wyprowadzony poza obręb sceny dramatycznej pod tytułem Kim jest ten dziwny człowiek we krwi, oddziaływał środkami charakterystycznymi dla zespołów ulicznych - szczudła, ogromne poruszające się machiny, autentyczne pojazdy, "żywy" ogień, sztuczne ognie, megafony charakterystycznie zmieniające brzmienie mowy i potężna muzyka. Wszystko to w swej ogromnej ekspresji służyło zakorzenieniu opowieści w dwudziestowiecznym totalitaryzmie. Widowisko otrzymało skrajne oceny - od zachwytów nad przejmującą poetyką spektaklu, po całkowite zakwestionowanie wartości myślowej przekazu. Nie to jest jednak ważne. Przypominam owo wydarzenie po to, by - dając tło porównawcze - podkreślić, jak wielka może być skala wyrazu plastyki w teatrze.

W tym zestawieniu Szekspirowski dramat Mądzika tchnie kontemplacyjnym spokojem, zrównoważonym tempem. Historia władcy szkockiego, tana Kawdoru i jego czynów na drodze do królewskiej korony aż po ostateczny upadek, została potraktowana szkicowo, jako funkcjonujący w kulturze motyw, niezależnie od znajomości szczegółów. Toteż kolejne morderstwa dokonywane są niemal dyskretnie, prawie bez słów komentujących fakty i bez konkretnych obrazów wydarzeń. Częściej symbol informuje nas o zajściu. Widz orientuje się, że przybywa ofiar, ale nie zawsze rozpoznaje postaci. Odczuwa jednak gęstniejącą atmosferę mordu. (Gdyby ktoś zatem wybierał się do teatru dla zaznajomienia się ze sztuką dla potrzeb szkolnych, mocno się zawiedzie).

W lubelskiej inscenizacji pierwsze pojawienie się czarownic inicjuje spektakl w iście Mądzikowy sposób. Wchodząc do teatru widz spotyka je po obu stronach wąskiego i wyciemnionego przejścia z foyer na widownię, które zostało zaaranżowane specjalnie dla potrzeb spektaklu. Zza gęstej siatki, w nikłych płomykach, dostrzegamy ciemne kobiece sylwetki z dziwnie rozwichrzonymi włosami. Wówczas, kończąc towarzyskie rozmowy i poruszając się po omacku, nie bardzo jeszcze słuchamy, czy wiedźmy "wśród grzmotów i błyskawic" dopiero rozmawiają na temat wyjawienia Makbetowi po skończonej bitwie jego przyszłych losów, czy już je przepowiadają. (Notabene - czyżby każdy z nas, widzów, nosił w sobie potencjalność Makbeta, czyżby nas również mogła zwieść przepowiednia i doprowadzić do tragedii, jeśli nie potrafimy się oprzeć sile wewnętrznego zła?) Jednak potem, z faktu dwukrotnego pojawienia się wiedźm na widowni, gdzie są wwożone głównym przejściem, możemy wnioskować, że układ akcji jest wierny oryginałowi. O ile jednak w tekście pierwotna pozycja tytułowego bohatera - generała armii i krewnego króla Dunkana, zasłużonego w boju wodza i lojalnego człowieka - jest bardziej eksponowana, o tyle na scenie, dzięki emocjonalnej ekspansywności wiedźm, Makbet wydaje się tylko ofiarą tego, co usłyszał na "ponurym wrzosowisku". Wróżba uruchamia lawinę zmian. Makbet, który dowiedział się, co ma go spotkać, nie bardzo jeszcze rozumie, jakie czyny są zwiastowane przez zawiłe słowa, i nie podejrzewa, że może być do tych czynów zdolny. Jednak myśl o władzy została zasiana w jego umyśle. Żona przyspiesza krwawą realizację przepowiedni.

Wróżba musi się spełnić. Los bohaterów został przesądzony. Zamknięci w tragicznym schemacie, są oni powołani do wypełnienia swoich ról. Co zatem wnosi spektakl, redukując wiele ze zdarzeń budujących intrygę? Otóż otrzymujemy studium psychologiczne postaci w węzłowych momentach dramatu, kiedy to same zdarzenia mniej się liczą niż sposób ich przeżywania, i obraz sytuacji psychicznej bohaterów na chwilę przed nimi lub po ich zajściu. Znajomość przebiegu akcji nie osłabia tajemnicy momentu podjęcia decyzji - krótkich wahań, nagłych zmian postawy, powolnego ulegania wpływowi, drobnych sztuczek pobudzających drugiego człowieka do akceptacji zła. Inscenizator skupił się na prezentacji stanów wewnętrznych protagonistów na różnych etapach akcji - kiedy perspektywa najwyższej władzy dopiero się otwiera, kiedy uświadamiają sobie "koszty własne" przedsięwzięcia i kiedy przychodzi im żyć ponosząc jego konsekwencje. Wreszcie, kiedy ciężar okazuje się zbyt wielki...

Studium to jest o tyle swoiste, że wprawdzie niekiedy wyrażone bywa grą dramaturgiczną, gdzie kwestie postaci mają swój znaczący udział, przeważnie jednak przemawia kompozycja ciała ludzkiego wyrzeźbionego światłem, która niesie znaczenia skuteczniej niż słowa. Umiejętność skupiania uwagi odbiorcy na elementach świata kreowanego z abstrakcyjnej - i z pozoru niezdolnej do wchodzenia w dialog - materii, jaką Mądzik opanował w Scenie Plastycznej, tu też sprawdziła się znakomicie. Widz obcuje bowiem z serią obrazów, które w specyficznym rytmie wyłaniają się z ciemności. Ich jednorodna kolorystyka tworzona jest przez kostiumy utrzymane w tonacjach czerni, ale z tkanin o bardzo różnych fakturach, co z jednych wydobywa lśnienia, a z innych matowość. Tworzy to wyrafinowane wizualnie napięcia, godne dzieł plastycznych. Z tego tła co pewien czas ciepłą barwą jaśnieje

ludzkie ciało: twarz Makbeta, który marzy o świecie bez zbrodni i coraz bardziej pogrąża się w zbrodnię (Jan Kott Szekspir współczesny), ramiona i pierś jego żony, która tym sposobem chce go pozbawić oporów przed zbrodnią, dłoń chwytająca sztylet, martwo spoczywająca noga. Przyciągają one wzrok niczym miłosierny Samarytanin u Rembrandta. W tej ekspozycji działają ze spotęgowaną siłą.

Czas i miejsce zdarzeń "zamarkowane" ciemnością nabierają uniwersalnego wymiaru. Stroje postaci przestają służyć historycznej autentyczności, a odbierane są jako element wrażeń wizualnych, które w swym wyrafinowaniu stają się prawdą artystyczną.

Aktorzy zamknięci w ramach mansjonów, jak to często Mądzik zwykł czynić w Scenie Plastycznej, w jego teatrze podlegają jedynie dynamice zewnętrznej - stanowią nieruchome (i milczące) obiekty, które mogą być przemieszczane w obrębie przestrzeni teatralnej siłą mechaniczną. Tu jednak uzyskują pełniejszy wymiar istnienia. Poruszają się i mówią. Mimo to obszar działań zakreślony jest ograniczającymi ramami dekoracji, a tekst dramatu został maksymalnie zredukowany. Sytuacja ta stanowi niebagatelne wyzwanie dla aktorów dramatycznych, którzy przywykli do nieco innych zadań. Chyba najtrudniejsza jest konieczność przechodzenia, bez powolnego - jak w tradycyjnym teatrze - przeobrażania postaci, w "wykadrowane" miejsce akcji. Z tych miniodsłon powstał bowiem naładowany emocjami cykl obrazów, wewnątrz których powinnością odtwórców stało się bardziej "bycie w roli" niż granie. Szczególną skalę stanów ducha musi wyrazić Anna Rychłowska jako Lady Makbet - od kobiety bezwzględnej, nie wahającej się rzucić na szalę kobiecych wdzięków, po nerwowo rozedrganą winowajczynię, bliską samobójstwa. Udało jej się to osiągnąć i te tak odmienne wcielenia dobrze skontrastowała z powściągliwiej wyrażanymi stanami Makbeta - Krzysztofa Olchawy, który w ostatnim obrazie pochłaniany jest przez wielkie, kolczaste scenograficzne wrota - śmierć zabiera go niczym rosiczka niewiele znaczącego owada.

Tak jak w pierwszym swoim spektaklu Mądzik pokazuje: "oto człowiek", a spektrum ludzkich zachowań przekształca się w podbijaną emocjonalnie wizję - pełną piękna i grozy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji