Artykuły

Emigracja wewnętrzna

"Emigrantka" - recital Katarzyny Groniec na XXVI PPA we Wrocławiu. Dla e-teatru pisze Agnieszka Kłos.

Prędzej czy później czeka to każdego z nas. Przymusowa emigracja wewnętrzna. Można mówić o szczęściu, jeśli po niej pozostają takie teksty i piosenki jak z najnowszej płyty Katarzyny Groniec.

Emigrantka czy cudzoziemka? Bo podczas tego brawurowego koncertu wciąż mi się to myliło. Jeśli ktoś śpiewa o życiu na ziemi z bardzo dalekiej perspektywy, może być zarówno kosmonautą, jak i alienem. Może być również po prostu kobietą doświadczoną, taką jak Groniec.

Ten koncert to summa dojrzałości artystycznej i życiowej. Nie mogłam pozbyć się wrażenia, że w pewnych obszarach twórczości, mimo wielkich różnic stylistycznych, Groniec spotyka się z Kasią Nosowską i jej albumem Sic. W odkrywaniu przestrzeni getta dla kobiet, sytuacji zafałszowanych i sterowanych odgórnie. Songi obu artystek to protesty, czasem osobiste, częściej przeciwko układom, ustawom i językowi oficjalnej prawdy. Z takim kunsztem nie protestują nastolatki ani zwykłe kontestatorki, tak mogą zaprotestować tylko dojrzałe artystki.

Ten spektakl miał klasę. Na scenie pojawiła się jedynie Groniec i duża, surowa blenda, która w drugiej częsci spektaklu zainstniała jako ekran do projektora. Dyskretna scenografia rzucała cień na skupioną artystkę. W pewnych momentach wydawało się nawet, że Groniec zapomniała, że stoi na scenie teatru. Jej skupienie i rodzaj wyalienowania mogły sugerować, że tłum ją niewiele obchodzi.

Oczywiście to poza profesjonalistki. Już po pierwszych piosenkach można było się domyślić, że nie będzie to zwykły koncert, a sama artystka przez ostatnie lata zrobiła ogromny krok do przodu. Z energetycznej, rozszczebiotanej piosenkarki zmieniła się w doskonały instrument, obdarzony wielką siłą sugestii.

Pierwsza część wieczoru upłynęła na songach o straconych złudzeniach. W tych piosenkach słychać było to, co robi ostatnio taką karierę wśród polskich jazzmanek - głos polskiego krajobrazu, treść niektórych pieśni ludowych. Każdy utwór okazał się mistrzowską miniaturą, zagraną, przemyślaną do samego końca. Opowieść Groniec miała tego wieczoru ogromną intensywność. Artystka z wielką swobodą i sceniczną wyobraźnią powiedziała tylko kilka słów na temat życia, niewiele o sobie i swoim rozczarowaniu. Jej dojrzałość jednak przebijała przez każdy z tych utworów, bardziej lub mniej cynicznych.

Emigracja to hymn starca i jednocześnie tekst pełen ironii jak z zeszytu Agnieszki Osieckiej. Dla mnie ten wieczór był najlepszym podsumowaniem tego, co dzieje się w duszy każdego z nas. Gdzieś, pośrodku życia.

Druga część koncertu zaskoczyła pewnie wszystkich widzów. Wiedzieliśmy, że artystka zaśpiewa piosenki kabaretowe z lat 20 i 30, którymi zdążyła się zachwycić ogromna część Europy. Tymczasem w genialnej interpretacji scenicznej Groniec utwory retro zmieniły zupełnie swoją wymowę. Dzięki komentarzom filmowym, które towarzyszyły poszczególnym utworom, mogliśmy się przekonać, że kwestie korupcji wśród polityków, złodziejstwa rzędu, emancypacji i praw gejów nie należą do przeszłości. A mówienie o nich zdecydowanie nie jest pasée.

To był wieczór nieprawdopodobny. Napełnił widzów mieszanką tak aktualnych treści i melancholii, że gdyby nie klasa artystki, taki mariaż byłby pewnie trudny do pogodzenia. O czym tu zresztą mówić, skoro na wielokrotny bis, artystka z prawdziwą maestrią wykonała te same piosenki, tylko w zwolnionym tempie. Groniec była naga, odarta ze skóry. Zmiana koloru na blendzie sugerowała zmiany tonacji tego wieczoru. A było ich niespodziewanie dużo, jak twarzy samej Groniec

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji