Artykuły

Zakłócenia wizji

KRĄŻĄ po mieście wizjonerzy. Dajcie im szansę, albo trochę forsy, już oni was urządzą. Przeczytałem notkę o filmie "Spokojne lata": "Kraków to początkach XX wieku, epoka "Zielonego Balonika". Fikcyjna akcja wykorzystuje wiele motywów historii krakowskiej bohemy wpisanych w malownicze tło tamtych lat..." Tło rzeczywiście malownicze: w filmie wykorzystano utwory Louisa Aragona i Artura Międzyrzeckiego. Nareszcie znamy prawdę. Aragon to nie żaden tam Louis, lecz nasz swojski Lulek, z czułością wspominany przez Boya. Natomiast Międzyrzecki szalał w "Zielonym Baloniku" pod pseudonimem Stasinek. Cóż to był za uroczy kompan, ile absyntu wytrąbił z Przybyszewskim! Włóczył się po Rynku Mariackim gorsząc przekupki czarną peleryną, aż wywiało go za Ocean. I pomyśleć, że ani Biuro Paszportów, ani nawet Lesław Bartelski nie wiedzieli o tym krakowskim epizodzie w życiu poety. Dopiero reżyser Kotkowski sprawił, że łuski spadły nam z oczu. Co to jednak znaczy trafna wizja epoki: "Zielony Balonik" wsparty piosenkami Aragona i dowcipem Międzyrzeckiego wyraźnie podreperował swą reputację. Szkoda, że reżyser Kotkowski nie wstawił jeszcze kupletów Miłosza. Mówią, że zdolny, należy mu się.

Dwójka kolegów Kotkowskiego też nie dała się zakasować. Dzięki serialowi "Jan Serce" jesteśmy bogatsi o wizję życia kanalarzy. Do tej pory szczytem psychologicznych komplikacji byli wajchowi. "A u nas wajchowych"... - napisał kiedyś Mrożek. Zdanie to przetrwało jako skrót myślowy, symbol bolesnej tajemnicy. Panowie Piwowarski i Kamiński przekonali wielomilionową widownię, że prości kanalarza - o ileż bardziej skomplikowani. Przycupną sobie gdzieś u wylotu kanału kawiorem zagryzą, łososiem przekąszą, zadumają się nad Kirkegardem, Hegla rozliczą albo i Heideggera, potem idą na bankiet do Himilsbachów, gdzie nie tylko bezpieczniej, ale i wytworniej niż w niejednej ambasadzie. Szampan w tym serialu pieni się częściej niż malkontent, oglądający redaktora Tumanowicza w DTV. Subtelność uczuć sprawia, że czeka się, aby artysta Kaczor przemówił do mamusi trzynastozgłoskowcem, Sity lub bodaj Mickiewiczem. W rysunku postaci znać przedłużony o długopis lwi pazur scenarzysty Kamińskiego. Pasowano go już dawno na najwytrawniejszego znawcę drgnień duszy kobiecej. Coś drgnęło i w tym serialu. Więcej takich, a nie będziemy świecić oczami przed przedstawicielami bratnich telewizji (Zakontraktowali ostatnio jedynie program dla dzieci pt. "Wystrzyganki". No i "Białe tango" - dzieło zasłużonego pogromcy katowickich wampirów reżysera Kidawy).

W teatrze z wizją równie przyjemnie. Zwłaszcza w Narodowym. Nazywa się to "Leśmian - Interpretacje". I dalej skromniutko?. "Autor przedstawienia: Adam Hanuszkiewicz". Zawsze podziwiałem plastyczność talentu tego pana. Zaraz po Dejmku palił świeczkę-partyzantkę w "Rzeczy Listopadowej". Później, gdy buchnął dobrobyt, woluntaryzm i technokracja - kolejki zjeżdżały z gór, warczały Hondy wypożyczone od słabo wówczas wykorzystywanych jednostek zmotoryzowanych, merdały ogonami tresowane psy ogrodowe. Jeszcze później - amatora licencji i technicznych nowinek wyparł surowy moralista i społecznik. Publicystyka, reportaż, teatr faktu, jeśli nawet klapa, to ozdobiona plakietką... Hanuszkiewicz w dniach kryzysu ma wizję teatru ubogiego. Wydawać by się mogło, że Leśmian to odkrywanie barw słów, zapachu ziemi, wnikanie w to, co skryte przed nieuważnym spojrzeniem. Diabła tam. Na scenie oglądamy resztki umeblowania zbankrutowanego ginekologa. W tym wnętrzu pojawiają się aktorzy - wyjąc, rzężąc, dukając, rycząc i podśpiewując wiersze lub ich obrzynki. Wszystkiemu zaś przygląda się obecny na scenie Twórca Spektaklu i zarazem jego dyrygent. Skąd my to znamy? Ano, "Umarła klasa". Z tym, że jest to raczej umarła klasa reżyserska. To, co u Kantora było kapitałem jego własnych przemyśleń, staje się u Hanuszkiewicza wyłudzoną pożyczką. Po kilku godzinach przebywania w tym kantorze wymiany wartości na tandetę nic już nie dziwi. Chyba jedynie pomysł, by nieletnią Urszulę Kochanowską odegrała nestorka Karolina Lubieńska. Co autor przedstawienia chciał przez to powiedzieć? Że z małej Urszulki wyrosła w niebie duża Urszula? A może to żart, ironia, głębsze znaczenie? Albo, broń Boże - satyra na Pana Boga, o którym wie się na pewno, że jeżeli jest - to zaprenumerował "Tygodnik Powszechny", bo większa radość z dziesięciu nawróconych niż z jednego Wierzbickiego. Leśmian, rejent z Zamościa, nie miał za życia szczęścia do wspólników. Okazuje się, że po śmierci również. Silny człowiek z wizją nie zginie w świecie polityki. Głośno było niedawno o pewnym działaczu, pracującym w nadbudowie, który wystosował list do swojej bazy. Wystosował list, bo miał inną wizję - jak, a kim i dlaczego. Wizja jego była solidna, żelbetonowa. List, widocznie niedoklejony - dotarł nie tylko do adresata. W jakiś czas potem na konferencji prasowej zapytano działacza o tę jego epistołę. Mówiono bowiem o konieczności ugody i pojednania, co jakby nie bardzo zgadzało się z ocenami zawartymi we wspomnianym tekście. Nagabywany wyjaśnił, że sprawa listu nie wiąże się i treścią konferencji, po cóż więc pytać... Czyżby wizja zmieniła się nie do Poznania? A może, jak w bajeczce Jachowicza - swawolny Tadeuszek już nie muszki, ale zupełnie kogoś innego chce nabić w butelkę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji