Artykuły

Super "Mistrz i Małgorzata"

Wspólnie z Teatrem im. Stefana Jaracza ogłosiliśmy w kwietniu konkurs dla uczniów na najlepszą recenzję spektaklu "Mistrz i Małgorzata". Poniżej publikujemy zwycięską pracę Katarzyny Ładosz

Michaiła Bułhakowa można otwarcie zaliczyć do największych władców pióra w historii literatury - i to nie tylko rosyjskiej. Niewątpliwie próba przeniesienia na scenę dzieła jego życia, "Mistrza i Małgorzaty", musi być prawdziwym wyzwaniem. Czy w ogóle istnieje szansa, by odwzorować lub przynajmniej ukazać w godny sposób to prawdziwe bogactwo i oryginalność kompozycji, rzucając przy tym na całość świeże światło? 5 kwietnia 2008 r. w olsztyńskim Teatrze im. Stefana Jaracza miała miejsce premiera "Mistrza i Małgorzaty" Janusza Kijowskiego, który udowadnia, że tak. Ponadto dyrektor teatru potwierdza swój reżyserski kunszt, który wyraz znalazł już w latach 90. w "Mszy za miasto Arras". Adaptacja powieści Bułhakowa może dorównywać jej rozmachowi.

Lata 30. XX w. Pewnego dnia w komunistycznej Moskwie zjawia się szatan wraz ze swoją świtą, aby zorganizować doroczny diabelski bal. Szybko się orientuje, że nawet jego potężne demoniczne moce nie równają się grozie tutejszej rzeczywistości. W inscenizacji zło czai się wszędzie - w pomyśle Kijowskiego szatanem jest sam Piłat. Ten Piłat, który przez odgórny nacisk, lęk przed utratą pozycji i wbrew własnym przekonaniom skazał na śmierć Chrystusa i cierpi na migrenę już od dwóch tysięcy lat zapewne będzie cierpiał jeszcze długo, bo od swych biblijnych początków świat pozostał taki sam.Zło wciąż panuje nad dobrem, klęska nad zwycięstwem. Idea ta dowodzi aktualności tematu przedstawienia i ponadczasowości powieści Bułhakowa.

Sztuka Kijowskiego nie jest zupełnie wierna książkowemu pierwowzorowi - reżyser pozostawia na niej swoje własne, cenne piętno. Nie decyduje się przedstawiać kolejno wątków powieści, ale skupia się na jej przewodnim przesłaniu. Widzimy więc, że sam szatan jest zaskoczony obliczem współczesnego świata, nie mając za wiele do roboty w totalitarnej Rosji, gdyż wszelkie zło ma już tu miejsce, a z założenia złowrogie czyny Wolanda ostatecznie prowadzą do dobra i ratunku ludzkiej godności. Udowadnia ludziom swoje istnienie, przychodząc jako jeden z nich, ale ślepo bronią się przed prawdą. Może szatan jest już tak człowiekowi podobny - a raczej na odwrót - i po prostu nie mogą dostrzec go pod postacią profesora czarnej magii?

W inscenizacji bierze udział blisko trzydziestu aktorów olsztyńskiego teatru oraz dziesięciu studentów Studium Aktorskiego. Kijowski ubiera ich bardzo tramie i przekonywająco. Niektórzy grają podwójne, a nawet potrójne role, czego przykładem może być Maciej Mydlak, czyli Woland i Piłat. Muszę jednak przyznać, że moje wyobrażenie Bułhakowskiego szatana przedstawia się nieco inaczej - Mydlakowi raczej zabrakło sędziwości i płynącego z niej swoistego majestatu, które powinny cechować budzącą respekt postać Wolanda. Bardzo podobał mi się natomiast Grzegorz Sowa, czyli kot, który pomimo eliminacji kocurzego przebrania był o wiele bardziej przekonywający niż Behemot z dość wiernej filmowej adaptacji w reżyserii Macieja Wojtyszko. Ujęła mnie także Małgorzata, którą gościnnie zagrała Natalia Jesionowska, doskonale oddając sylwetkę wiernej towarzyszki Mistrza - Artura Steranko. Moment jego pstrykania na małżeństwo Małgorzaty zwala z nóg.

Wyremontowana scena prezentuje podczas spektaklu wszystkie swoje możliwości. Wykorzystanie zapadni, sztankietów i ruchomych platform daje wyraz fantastycznej konwencji literackiej Bułhakowskiego dzieła i wyrywa przedstawiony świat z rzeczywistości.

Przedstawienie trwa blisko trzy godziny z tylko jedną przerwą - sprostanie rolom wymagającym opanowania tak obszernej ilości tekstu i poświęcenia aktorów jest bez wątpienia zasługującym na podziw wyzwaniem.

Dobrze została dobrana również muzyka Hadriana Filipa Tabęckiego - budzi nastrój grozy i napięcie w odpowiednich momentach przedstawienia i dopełnia całości.

Kijowski świetnie interpretuje moment sądu. Bar Rabbana i Jeszui - efekty specjalne, tablice z hasłami do skandowania oraz wyjście aktorów na widownię sprawiają, że widzowie są już nie tylko obserwatorami, ale i współwinnymi uczestnikami odbywającego się na scenie procederu.

Nie ulega wątpliwości, że sztuka ta pozostanie jednym z największych wydarzeń w życiu olsztyńskiego teatru i będzie grana jeszcze bardzo długo. Spektakl oczarowuje widzów swym polotem, kunsztem i dopracowaniem, potwierdzając talent Kijowskiego i tutejszych aktorów. A skoro jego promocja zawędrowała nawet do Warszawy, czy błędem byłaby wiara w sukces o skali obejmującej teatr w ogóle?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji