Artykuły

Zbyt banalnie na Getsemani

"Getsemani" w reż. Anny Augustynowicz Teatru im. Bogusławskiego w Kaliszu i Teatru Współczesnego w Szczecinie na IX Festiwalu Prapremier Bydgoszcz 2010. Pisze Michalina Łubecka w Gazecie Wyborczej - Bydgoszcz.

Tegoroczne Prapremiery zainaugurował w sobotę spektakl w reżyserii Anny Augustynowicz. Było tak, jak można było przypuszczać po nazwisku i teatralnych zespołach, które za sztukę odpowiadały: profesjonalnie. Dlaczego jednak tak nudno?

Po tej reżyserce nie spodziewałam się feerii barw na scenie - jej znakiem rozpoznawczym jest ascetyczna scenografia. W " Getsemani" za dekorację posłużyły czarne, ustawione w formie półkola krzesła, jeden stołek na środku sceny i trzy podkreślające głębię ściany-parawany tego samego koloru. Takie uniwersalne tło wystarczyć miało za tło całej opowieści. Obok dekoracji podobną rolę pełnić miały ciemne kostiumy bohaterów. Takie proste zabiegi dobrze się sprawdziły - choć dowiedzieliśmy się, że rzecz dzieje się w konkretnych brytyjskich miastach, urzędach, domach, mogłaby mieć miejsce i u nas. Historię pani minister, której córka ma kłopoty z narkotykami (lub jak mówi, kłopotów wcale nie ma, po prostu ćpa), a mąż prowadzi podejrzane interesy, łatwo i chętnie widzowie przyłożyć mogą do swojego podwórka. Tak jak tam, tak i u nas dochodzi do politycznych nadużyć, wręczania łapówek, które mają wyciszyć niewygodne sprawy, a rodziny sypią się, ponieważ ich członkowie zawsze mają coś ważniejszego niż zadbanie o samych siebie.

Mimo zgrabnego zuniwersalizowania przestrzeni, a tym samym i opowieści, otrzymaliśmy jedną z wielu historii z czołówek gazet. Tak oczywistą i przewidywalną, że aż nudną. Co z tego, że ze sprawnie napisanym tekstem, ciekawą grą aktorską (dobrze w roli Meredith sprawdziła się Anna Januszewska, Macieja Grzybowskiego z przyjemnością oglądało się w roli Ottona, a najswobodniej na scenie czuł się Maciej Litkowski grający Franka), konsekwentnymi staraniami o uatrakcyjnienie zachowawczego ruchu scenicznego, próbą nadbudowania symbolicznej warstwy (rozmowa z offu na temat biblijnego i życiowego Getsemani rozpoczynająca i kończąca spektakl)? Ano nic.

Można w propozycji Teatru Współczesnego w Szczecinie i Teatru im. Bogusławskiego w Kaliszu doszukiwać się zaproszenia do zajęcia pustych krzeseł na scenie i zachęty do wspólnej psychoterapii, a w politycznych lub życiowych kryzysach doszukiwać się chrystusowej chwili zawahania podczas modlitwy w Ogrójcu. Dla mnie to trochę naciągane. Świat pełen jest szumowin, których moralność pozostawia wiele do życzenia, w brudnej polityce taplają się ludzie pozbawieni ideałów, a i w mediach niemało jest hipokrytów. To wiemy dobrze i bez "Getsemani". Niepotrzebna nam do zrozumienia tego jest banalna historia nastolatki, która dla zwrócenia na siebie uwagi daje się przelecieć czterem mężczyznom. Przedstawienie nie wstrząsa. Być może na tym zależało twórcom - by udowodnić, że nie poruszy nas kolejna opowiastka rodem z gazet, telewizji czy internetu. Ja jednak wolę, gdy jest w poprawnym spektaklu coś, co sprawia, że będę o nim długo pamiętała. Tu tego nie znalazłam.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji