Artykuły

W stronę Schillera

Tradycja ludowych "Szopek", "Jasełek", "Herodów" szczególnie bujna na ziemi krakowskiej, ale przecież zakorzeniona w całej Polsce, stanowi, jak wiadomo, niewyczerpaną kopalnię podniet teatralnych, i każdy dramatopisarz, tudzież inscenizator może z niej czerpać do woli, co zresztą wielu czyniło i czyni nadal z zapałem. Warto jednak przypomnieć, że szczególnie u świtu tego stulecia, gdy krzepł teatr zawodowy w naszym kraju, sprzyjało sięganiu po tę żyłę kruszcu artystycznego zapatrzenie się w rodzimą sztukę ludową, przy czym przynajmniej jeszcze wtedy nie groziło "cepeliowskie" zestandaryzowanie motywów. Powstało wówczas między innymi znamienne dzieło Lucjana Rydla, dziś już absolutnie klasyczne z mnóstwem odniesień do stosunków sprzed I wojny. Inną, podobnie już klasyczną kompozycją jest "Pastorałka" Leona Schillera, którego główna działalność przypada na lata między I i II wojna oraz po II wojnie, lecz który z rodzinnego Krakowa wyniósł młodzieńcze wspomnienia i zasady artystyczne. Jako wielki inscenizator i zawzięty szperacz, wyszukiwacz szczególnie smakowitych tekstów słownych i muzycznych, które aranżował i rozbudowywał po swojemu, stworzył na wspomniany temat bardzo sugestywny i pamiętny układ, zobowiązujący do pietyzmu.

Maciejowi Englertowi, który w Teatrze Współczesnym wystawił teraz "Pastorałkę" Schillera, z trudem udało się obfity materiał zawrzeć w granicach 3 godzin. Stworzył widowisko wartkie i zwarte. Przedstawienie jest bardzo starannie dopracowane i aktorsko, i wokalnie, i tanecznie, i muzycznie. Zespół daje dowód wzorowo rzetelnego stosunku do swej pracy. Jak wiadomo, obsada Schillerowskiej "Pastorałki" jest dość tłumna. "Osób" do których zaliczeni zostali także bardzo uroczy Wołek Osiołek, aniołów męskich i damskich, mieszkańców Betlejem, pasterzy, Trzech Króli, Heroda i jego świty, pachołków, śmierci i dwu diabłów, razem jest coś 60. Postaci więc - kopa. Choć niektórzy artyści wzięli na siebie po parę ról, nie widzę możności omówienia każdej kreacji z osobna. Całość jest tak koncertowo zestrojona i tak bez jakichkolwiek luk, że mogę tylko przekazać ogólne uznanie dla wszystkich bez wyjątku.

Jeżeli wymienię wśród śpiewających aniołów Stanisławę Celińską, a wśród pasterzy Mieczysława Czechowicza i Wiesława Michnikowskiego (dodatkowa w roli Osiołka), to nie po to, by ich wyróżnić przed innymi, lecz by podkreślić dyscyplinę aktorską zespołu, która pozwoliła wtopić w zbiorowy chór tak zdeklarowanych solistów.

Dodam jeszcze, że Ewa Starowieyska za kamerton malarski swojej scenografii przyjęła nie opatrzoną już w inscenizacjach tego tematu góralszczyznę, lecz malarstwo włoskie, które w kopiach i reprodukcjach zstąpiło dość powszechnie do naszych kościołów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji