Artykuły

Szaleństwa rozpasanej wyobraźni

"Nowe Wyzwolenie" - którego premiera w roku 1922 otworzyła sceniczną karierę autora, Stanisława Ignacego Witkiewicza - spotkało się z raczej przychylnym przyjęciem gotowej na wszystko i bardzo jeszcze wówczas liberalnej krytyki. Można w tamtych recenzjach - tych najlepszych - wyczytać słowa sympatii i zainteresowania. I nadziei, że teatr polski zyskał nowego, obiecującego autora. A przecież Witkacy, autor kilkudziesięciu sztuk, w okresie międzywojennym zdobył opinię ekscentryka i dziwaka oraz delirycznego portrecisty, tak że nawet własny ojciec, również nie pozbawiony fantazji i swobody sądów - Stanisław Witkiewicz, skarżył się w listach, że syn zszedł na psy i nic się już z niego nie da wykrzesać...

Trzeba było dopiero kilku dziesiątków lat, by dramaturgia Witkacego trafiła na sceny i zrobiła oszałamiającą karierę. Na przykład wystawiona ostatnio przez Teatr Telewizji "Matka" obeszła z sukcesem wiele scen świata - trafiła i do Paryża, i do Lizbony, i do Madrytu. Ale każdy szuka w jego dziele czegoś innego. Na ogół, niestety, fascynuje tylko zewnętrzna warstwa, pełna niezrozumiałych dialogów i niepojętych skojarzeń, zaskakujących chwytów formalnych. Ale bywa i inaczej. Szajna próbuje wyrazić stan umysłu aktora za pomocą skojarzeń plastycznych. Kantora fascynują motoryczne konsekwencje pomysłów Witkacego, które rozgrywa w planie całkowicie realistycznym. Jerzy Jarocki - wystawiając najpierw "Matkę" na scenie krakowskiej, a potem w telewizji - wyłuskał z niej przede wszystkim racjonalne jądro. Potraktował równie poważnie jak Kantor i równie realistycznie kazał zagrać nie tyle motoryczne, co psychologiczne pomysły autora.

Życie syna widziane oczami zajętej robótką na drutach matki stanowi przerażające, zatrważające wyzwanie rzucone jej światu. Leon toczy rozprawę z filozofią, a właściwie z filozofami swego czasu, podnosząc niemożność porozumienia między społeczeństwem a artystą - myślicielem - geniuszem; rozprawę z moralnością w imię hasła "nic co ludzkie, nie jest mi obce". Również w przekonaniu, że zgorszenie jest prawdziwym motorem życia. A więc gorszenie współczesnych jest obowiązkiem każdego twórczego indywiduum. Toczy rozprawę z tymi, którzy przywykli tłumaczyć wszystko wyniesionymi z dzieciństwa kompleksami i innymi pomysłami doktora Freuda, oraz jego następców, gdyż przecież człowiek nie może szukać wykrętów i w końcu musi stanąć twarzą w twarz z własną jaźnią. Igra sobie dowolnie Witkacy tymi protestami, każąc swemu bohaterowi czynić drobne przytyki do {społecznych i politycznych pomysłów epoki, budząc przerażenie własnej matki, jak i oszołomienie publiczności nienawykłej do autentycznej gry wyobraźni.

Wyobraźni, która nie rządzi się prawami logiki ani życia, lecz konsekwencją myśli. Owo rozpasanie wyobraźni, które sam sobie przypisywał Witkacy, zostało ujęte przez Jarockiego w karby scenicznej dyscypliny. W tej sytuacji jasne i niezbędne są kolejne przemiany bohatera (niezrozumiały artysta - zdrajca i rozpustnik - kochający syn), nie budzi także wątpliwości śmierć i zmartwychwstanie matki, która wraca do życia, by z kolei opowiadać o szaleństwach swojej epoki; nie budzi także wątpliwości cały, mimo wszystko, irracjonalny sztafaż, bo wszystko to mogło zostać wprawdzie pomyślane, ale nigdy nie mogło zdarzyć się naprawdę. Przedstawienie telewizyjne, skrócone i bardziej klarowne w porównaniu z teatralnym, było na pewno powszechniej zrozumiałe, a jednak budziło więcej wątpliwości. Bo telewizyjne zbliżenie - przynajmniej w dotychczasowych konwencjach eksponuje przede wszystkim to, co ma udawać prawdziwe życie. Życie Witkacego rządzi się własnymi prawami i własną psychologią - również u Jarockiego prawdziwą, bo konsekwentną, ale nieprawdziwą dlatego, że przeżytą. Twarze aktorów wyrwane z kontekstu scenicznej rzeczywistości stają się w TV prawdziwe, realistyczne, o co chyba nie chodziło reżyserowi. Z jednym wyjątkiem. Ewa Lassek jako Matka w swojej wierze-niewierze była prawdziwa i z bliska, i z daleka. Była tutaj niejako łącznikiem między światem sceny a widza, wykładnikiem wszechogarniającej zmienności, odradzającego się życia w jego swobodnej postaci. Jaka jest alternatywa? Powszechna i żarłoczna uniformizacja. Tak - nie po raz pierwszy w "Matce" - twierdzi Witkacy. A więc dobrze, że mamy jego sztuki - swoisty odpoczynek logiki. Dobrze, że istnieje jeszcze rozpasana wyobraźnia. W życiu. W sztuce. I na scenie telewizyjnej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji