Aktor i hulaka Fred Buscaglione
"Roxi Bar" w reż. Anny Kękuś z Teatru Muzycznego w Gdyni na XXVI PPA we Wrocławiu. Recenzja Grzegorza Cholewy w Gazecie Wyborczej - Wrocław.
"Roxi Bar" chwilami bardziej przypominał występ dyplomowy niźli wydarzenie Przeglądu Piosenki Aktorskiej. Zastygające nagle w bezruchu postacie czy też narrator z patosem deklamujący fakty z życia bohatera spektaklu - choć raziły takie niedociągnięcia, ostatecznie przedstawienie Teatru Muzycznego z Gdyni przyjęto ciepło i z sympatią.
"Roxi Bar" to krótka, lekka, wesoła, nawet momentami frywolna śpiewogra. Kameralna, rozpisana zaledwie na siedmiu aktorów, a właściwie bardziej wokalistów i tancerzy. Sztuka bardzo dynamiczna, wytańczona w niebanalnych układach i, co ważne, całkiem sprawnie zagrana przez sześcioosobowy, z gracją swingujący zespół. Modelowa konwencja spektaklu z piosenkami, które splata biografia śpiewającego aktora i hulaki Freda Buscaglione, zmarłej tragicznie w wypadku samochodowym wielkiej gwiazdy włoskiej sceny muzycznej lat pięćdziesiątych. Anna Kękuś, autorka "Roxi Baru", zawarła niemal wszystkie największe jego przeboje i chyba wszystkie te, które zrobiły jakąkolwiek karierę w Polsce, m.in. "Teresa, nie strzelaj", "Mała tak" czy "Miłość w Portofino".
W główną rolę wcielił się Andrzej Śledź i była to zdecydowanie najlepsza tego wieczoru kreacja. Buscaglione pod względem warsztatowym nigdy nie brylował talentem na miarę Sinatry czy Aznavoura, nadrabiał za to wdziękiem i szarmem chudego, lancetowatego wąsa w stylu późny Clark Gable. Andrzej Śledź niemal idealnie podpatrzył włoski wzór, a do tego wokalnie sprostał zadaniu bez zastrzeżeń. No, może nie miał tylko charakternej chrypki Freda.
Na zdjęciu: Dorota Kowalewska i Andrzej Śledź.