Artykuły

"Wyzwolenie" w... domu

Kraków, ściślej - Teatr im. Słowackiego jest dla dramatów Stanisława Wyspiańskiego domem. Tu się scenicznie objawiały, tu następowały narodziny wielu przedstawień, które stanowiły dla teatrów naszych w okresie zaborów wzorzec interpretacyjny. Wzruszająco rozpoczęły się też w Krakowie przedwczoraj gościnne występy TEATRU POLSKIEGO. Dano "WYZWOLENIE" Stanisława Wyspiańskiego w reżyserii KAZIMIERZA DEJMKA, ze scenografią ANDRZEJA MAJEWSKIEGO, fragmentami utworów WITOLDA LUTOSŁAWSKIEGO.

Nim przystąpimy do uwag szczegółowych, podkreślmy ochoczo, z największą przyjaźnią i szacunkiem wagę środowego przedstawienia, jego atmosferę. Nie może być inaczej - Dejmek na scenie, jego aktorzy, scenograf, BRONISŁAW DĄBROWSKI w loży - dyrektor honorowy zapisany złotymi zgłoskami w dziejach polskiego teatru również dla wspaniałej inscenizacji "Wyzwolenia" sprzed 27 laty (niezapomniany Zaczyk - Konrad, Maski na widowni), świadomość, że gmach przy ul. Karasia w stolicy wzniósł Arnold Szyfman. I wystarczyła ta iskra, którą wniósł na scenę ZDZISŁAW MROŻEWSKI w roli Starego Aktora; widownia zadrżała od krótkich, ale potężnych oklasków. Zaraz przypomnieliśmy sobie długi korowód postaci, jakie ów artysta oddał tej scenie i tej widowni...

W części analitycznej naszego sprawozdania musimy otwarcie powiedzieć, że Kazimierz Dejmek najpierw narzucił sobie mnóstwo pomysłów wymuszających niejako pogłębianie metafor, wymowy symbolicznych scen w tekście Wyspiańskiego. Nie mówię tu o postawieniach tekstu. Uważam, że niepotrzebnie reżyser wprowadził gromadę chłopską z kosami na sztorc, żołnierzy powstania listopadowego i grupę kolędników poprzedzających i kończących potężną kwestię Konrada z fragmentem "daj nam poczucie siły..."

Doskonała scenografia Majewskiego, która wydłużyła perspektywę, sięgnęła ostrzej po motyw antyczny (krakuska, która ma głowę wkłada jedna z postaci nie "zrobi" atmosfery podwawelskiej tak istotowo związanej z "Wyzwoleniem") wypełniona była nie tylko Maskami, nie tyle Robotnikami i Chórem, co kilkoma postaciami głównymi.

Oczywiście na plan pierwszy wysuwa się natychmiast JAN ENGLERT w roli Konrada. W drugiej części przedstawienia sięga on szczytu, jest wstrząsający w ukazaniu dążenia do wolności, gorzkiej świadomości polskich podziałów. Jak gdyby oczyszcza Englert się ze sceny na scenę z tak zwanych pomysłów uzupełniających Wyspiańskiego. I dziwne - Konrada w interpretacji Englerta nie odbieram jako postaci romantycznej. Artysta skupił się na bardzo wyrazistym akcentowaniu znaczeń wyrazów. Przeto ta "siła", ta "Polska", to "państwo", to "objawienie" - w ustach artysty brzmią jak komentarz publicystyczny. On tkwi w języku Wyspiańskiego. Englert dodał do tych słów swoją absolutną czystość, swój absolutny słuch na układ scen dramatycznych. Wierzymy jego posłannictwu i dlatego obdarzyliśmy go największymi brawami!

Karmazyn MARIUSZA DMOCHOWSKIEGO z Hołyszem RYSZARDA DEMBIŃSKIEGO w interpretacji to świetna para, która wykroczyła poza wyraźności obyczajowe. Sądzę, że Prymas w wykonaniu ANDRZEJA ŁAPICKIEGO dobrze dawał sobie radę z pewnym "wykreśleniem" scenograficznym - tekst tyleż wzniosły co mało pouczający miał w sobie temperaturę odpowiadającą naszym uniesieniom. I ANNA SENIUK i świetny ANDRZEJ SZCZEPKOWSKI w roli Geniusza i wielu innych, podporządkowanych zamysłom reżysera, grali jednak na własną rękę. Nie pozbyli się siebie. Tak, jak wstrząsający Jan Englert w rozmowie z Maskami nie krył swego polotu, swego uniesienia - tak potrzebnych w interpretacji warstwy politycznej tekstu, który niesie z sobą tyle trudności i niebezpieczeństw.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji