Artykuły

"Gałganek"

"Gałganek", ta z komedii Daria Niccodemiego. która ma budowę najprostszą i najtańszy sentymencik, miała swego czasu dużo powodzenia na scenach polskich. Daje bowiem znaczne możliwości aktorom, a zwłaszcza aktorkom, i niewątpliwie ma wdzięk. Niewielka liczebnie obsada czyni z "Gałganka" sztukę, z którą można jeździć po obozach. To wszystko wpłynęło prawdopodobnie na kierownictwo artystyczne "Teatru Aktora", aby tę sztukę na naszym terenie wznowić.

Intryga prosta: na poddasze rzymskie, gdzie początkujący inżynier czeka, by projekt jego kolei trypolitańskiej uzyskał zatwierdzenie władz, a tymczasem komplikuje sobie życie przez romans z "wydrą" kabaretową, spada "Gałganek", 15-letnia dziewczyna z ulicy, która cudem potrafiła ustrzec się od zepsucia. Inżynier się nią zaopiekował, i poprzez komplikacje sercowe 2-go aktu, dochodzi w 3-cim akcie do jego zwycięstwa na polu zawodowym i do "happy endu", który autor, z dużym taktem artystycznym, tylko daje przeczuć. To wszystko. Jak gdyby szkic zasadniczy do lepiej od "Gałganka" unerwionej "Znajdy" Niewiarowicza, niedawno oklaskiwanej w Londynie.

Jasne jest, że to nie kto i ale właśnie "Gałganek", rola tytułowa, musi porwać i podbić publiczność. Wszystkie inne role po to, żeby stanowić tło i kontrastowo uwydatnić wdzięk, czystość i dowcip rzymskiego dziecka.

Reżyser sztuki, Wojciech Wojtecki, grający w niej rolę młodego inżyniera, dokonał eksperymentu, obsadzając rolę "Gałganka" nieznaną nam dotychczas artystką, Weroniką Lechówną. Jest to tym bardziej eksperyment, że Lechówna jest z urodzenia Czeszką, kształciła się aktorsko w Pradze i mówi po polsku z akcentem cudzoziemskim. Tak, jak Jarossy.

Eksperyment się udał. Akcent nie razi; może być położony na karb odmiennego od wymowy inteligencji akcentu ludowego. Dykcja jest wyraźna i bez zarzutu. A wszystko krasi wdzięk, prawdziwy, dziewczęcy i przyrodzony. Ten wdzięk sprawia, że zapomina się o odmiennym od włoskiego typie urody, tym bardziej, że reżyser i artystka, na pewno świadomi tego, szukają rozmyślnie rozwiązań statycznych raczej, unikając żywości i ruchu. Wyraźnie ujmują artystkę w ramę sceny, jak obrazek, i trzeba przyznać, że ten obrazek jest ładny. Publiczność premierowa, nieco zimna po pierwszym akcie, rozgrzała się po drugim, a po trzecim wybuchła długim i naprawdę serdecznym poklaskiem.

Dwie inne role kobiece obsadzone były bardzo dobrze. Eugenia Magierówna dała żywy typ w roli kochanki inżyniera, w miarę wulgarny i nieprzejaskrawiony. Irena Paczoska była też prawdziwa, jako dama z burżuazji, marząca o kochanku. Obie wyglądały ładnie.

Dwie główne role męskie, młodego inżyniera i jego starszego przyjaciela, obsadzone przez Wojteckiego i Stefana Laskowskiego, wypadły dobrze i naturalnie. Są to role niezbyt wdzięczne, bo bledsze od kobiecych. Szczególnie rola inżyniera, ciągle ocierająca się o sentymentalizm, wymaga wielkiego umiaru. Również rola starszego pana, gdy występuje jako wąż-kusiciel, musi być traktowa na z dyskretną plastyką. Konsekwencja obu typów była utrzymana na poziomie.

W dwu rolach epizodycznych wystąpili Antoni Trzaskowski Władysław Prus-Olszowski. Pierwszy, jako kelner hotelowy, przypomniał nam swego "Soroszczaka" ze "Spotkania" sztywną zamaszystością ruchów. Drugi dał doskonałą sylwetkę starego belfra, groteskowo ujętą.

Dekoracje J. Smosarskiego dobre i celowo proste. Taka wystawa nie lęka się podróży do hosteli gdzie "Gałganek" spotka się na pewno z równym, jak w Londynie, powodzeniem.

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji