Artykuły

Polski "Niezłomny"

Poznański "Książę Niezłomny" charakteryzuje się wyjątkową atmosferą orientalności. Tworzy ją muzyka, sposób poruszania się aktorów, oświetlenie... Nie zmieniając przestrzeni scenicznej - wielkiego basenu - potrafimy bez problemu "odnaleźć się" w kolejnych miejscach - najpierw na polu walki, później w pałacu, wreszcie ogrodzie (...)

Spektakl zrywa z myśleniem o Fernandzie jako naśladowcy Chrystusa - dla nas jest on fanatykiem. Historia podobna do przypowieści została zmieniona na drastyczne obrazy, które trafiają do widza poprzez złamanie stereotypu, jakim stała się postać księcia. Poznajemy człowieka jednoznacznie złego, przyczynę śmierci wielu niewinnych (!) ludzi, nietolerancyjnego przywódcę. Jest to odniesienie do walk zbrojnych na Bałkanach i Bliskim Wschodzie, których my - ludzie Zachodu, staramy się nie zauważać (tak można by tłumaczyć orientalną ramę spektaklu, podsycaną światłami Pawlika i muzyką Mykietyna).

Książę utwierdza nas w przekonaniu, że naprawdę pierwotne jest w człowieku zwierzęce okrucieństwo i instynkt, że liczy się przede wszystkim skuteczność w walce - i w tym sensie niezłomność. Dosłowna zwierzęcość objawia się szczególnie intensywnie w scenie przedstawienia dla niewolników zorganizowanego przez króla Maurów (Roland Nowak). Niepełnosprawny przyjaciel Feniksany zostaje wpuszczony do basenu; musi zachowywać się jak dzikie zwierzę i zapewnić oglądającym atrakcję w rodzaju igrzysk olimpijskich w starożytnym Rzymie. Także zmagania Fernanda (Michał Kaleta) z własną niewolą, sprawiają wrażenie zwierzęcości, nieokiełznania - aktor ryczy, sapie, pluje krwią... Przed wyruszeniem "na Afrykę" (wymowny początek spektaklu) naładowuje się złą energią - ciężko oddycha, wznosi ręce ku górze, szuka siły u jakiejś wyższej istoty (złego Boga?). Eksponuje swoją fizyczność. Pot ścieka mu po czole, żyły się naprężają. Chęć szerzenia okrucieństwa wydaje się organiczna.

Kaleta uwydatnia paradoksy tekstu Calderona- Słowackiego. Chce (niby) nawracać, ale nierozdzielnie łączy to z przemocą, zabijaniem, brutalnością. Rysuje się jako nieprzeciętna jednostka - monologi, które wygłasza i konsekwencja postępowania świadczą o jego silnym charakterze. Czy zachowuje samokontrolę? W doborze słów, które wypowie jest bardzo zdyscyplinowany (sam przez siebie). W czynach także wykazuje się wytrwałością dążenia. Ale na ile Fernand pod względem moralnym zdaje sobie sprawę z tego, co czyni? Jest skrajnym fanatykiem i to trochę usprawiedliwia go jako osobę. On nie wie, że jego postawa jest zła! Ma poczucie, że bierze udział w ważnej misji i nie potrafi się liczyć ze społeczeństwem.

Książę przeraża. W swojej niezłomności, w akceptacji zadanego mu bólu, wydaje się odrażająco nadludzki (w odczuciu widza trwoga zaczyna przeważać nad litością.) Jest odarty z pozorów, prawdziwy do granic możliwości. Być może dlatego odnajdujemy u niego przejawy dobra - zło ma wyraz w działaniu, natomiast w chwilach wyciszenia, gdy widz ma możliwość poznania wnętrza postaci, okazuje się prawie łagodny. Tuż po zamordowaniu Maura czuje do siebie obrzydzenie i próbuje popełnić samobójstwo. Feniksanę gwałci dopiero wtedy, gdy ta odrzuca miłość jego umierającego, umęczonego ciała. Później sam chce za to odpokutować i kaleczy się grabiami. Sam klęka przed królem, gdy ten naprawdę tego nie chce. Cierpi, choć wydaje się dumny, a nie pokorny - być może dlatego nie usprawiedliwia go ani reżyser, ani widz...

Liryzmu prawie tu nie ma. Z głośników dobiega śpiew, przeradzający się w lament: "Don Fernanda wysłał król, ile łez, jaki ból" - świadectwo egzystencjalnego nieszczęścia ludzi. Widzimy krew, gwałty, przemoc, dług reżysera są nasze czasy i tak jest nasza religijność. W programie do "Księcia" przywołano historię wojen religijnych, które toczono od XIII do XX wieku. Najważniejszy element scenografii - basen to ciekawe nawiązanie do walk, które zaskakiwały okrucieństwem w wyjątkowych miejscach, np. w Chile, gdzie stadion - miejsce zabawy - służył za miejsce przetrzymywania więźniów. Spektakl kończy się stertą trupich ciał. Nie żyją Maurowie, nie żyją chrześcijanie. I tu okrutna ironia pomysłu teatralnego: z basenu można łatwo zmyć krew!

Córka króla Maurów (Ewa Szumska) jest uosobieniem miłości. Król nie dostrzega jej uczuciowości i tęsknot, znajdujących odzwierciedlenie w czułości traktowania kalekiego przyjaciela, którego prowadza na smyczy (jakby bała się, by nie uciekł). Jest istotą słabą i naiwną - gdy próbuje się przeciwstawić ojcu, siłą zostaje zmuszona do czynienia zgodnie z jego wolą tylko dlatego, że polepszy to układy polityczne jego kraju z innymi (hipokryzja polityków i zakłamanie, które nazywa się dyplomacją). Jej poczucie estetyzmu zostaje (dosłownie) pogwałcone przez Fernanda. Osoba, w której wsparcie wierzyła, zadaje jej fizyczny ból. Ten ból zaczyna dręczyć psychicznie. Nie ma nikogo, komu można by ufać.

Łysak daje diagnozę dzisiejszego świata: niepewność i okrucieństwo. Ale daje też nieśmiałą nadzieję, że w przyszłości będzie lepiej. Podkreśla to ostatnia scena - sfilmowana i wyświetlona rozmowa nagich Feniksany i Fernanda o kwiatach i gwiazdach (nadmierną obfitość rekwizytów i strojów zastępuje tu prawda jednostkowego człowieka). Świat może być lepszy, jeżeli zastąpimy żądzę zwyciężania bliskością z innymi ludźmi, poezją i miłością. Tutaj tekst Słowackiego przenika do sztuki chyba po raz pierwszy z taką siłą.

To ważny spektakl, który mówi o prawdzie i pozorach, o potrzebach człowieka i naszej rzeczywistości.

Niniejszy tekst to recenzja nagrodzona w konkursie poznańskiego Teatru Polskiego i "Głosu Wielkopolskiego" dla członków Klubu Czytelnika.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji