Artykuły

Czy "Upiór..." wyskoczy z lodówki?

Czasem zamiast stu małych plakacików warto zrobić jeden duży i powiesić go na przykład na Pałacu Kultury - mówi Krystyna Lewenfisz-Kulesza, kierownik działu PR, marketingu i sprzedaży w Teatrze Muzycznym "Roma".

Dorota Wyżyńska: Znakomity spektakl, świetnie zaśpiewany i zagrany to dopiero połowa sukcesu. Każdej wielkiej produkcji musicalowej w Romie potrzebna jest też... ogromna promocja.

Krystyna Lewenfisz-Kulesza, kierownik działu PR, marketingu i sprzedaży w Teatrze Muzycznym "Roma": To prawda. Teatr Muzyczny "Roma" stawia sobie zadanie niełatwe i dość nietypowe jak na polskie warunki. Mając widownię liczącą około tysiąca miejsc, podejmujemy się grać jeden tytuł siedem razy w tygodniu przez przez kilka lat. Nie bardzo możemy sobie pozwolić na puste krzesła, nie bardzo możemy pozwolić sobie na rozdawanie biletów. Ta promocja musi być gigantyczna. Stąd czasem trzeba posunąć się i do tego, że - jak to wiele osób sobie żartowało - "Upiór..." wyskakuje z lodówki.

Kiedy dyrektor planuje nowy spektakl, zanim podamy tę informację do wiadomości widzów i mediów, ja już zaczynam opracowywać strategię sprzedaży danego przedstawienia. To jest tak jak z wprowadzaniem na rynek nowego produktu.

Promowałaś spektakle w Teatrze Powszechnym. Ale pracowałaś też przy wielu eventach pozateatralnych. Do czego nie można się posunąć przy promocji musicalu w Romie? Jakiej granicy przekroczyć nie można?

- Odpowiedź na to pytanie będzie nieco łatwiejsza, kiedy wybierzemy sobie odpowiednią grupę docelową. Określimy, do jakiej publiczności adresujemy spektakl.

Kiedy promuje się dobre perfumy, to nie rozdaje się na ulicy marnych ulotek na ten temat, ale zaprasza się gości na wytworny wieczór promocyjny.

My mamy ekskluzywny produkt. W związku z tym przede wszystkim wybieramy sobie ekskluzywnych patronów medialnych. Kiedy ogłaszamy tytuł naszego kolejnego musicalu, jest wielu chętnych, więc możemy sobie pozwolić na współpracę z najlepszymi.

Ale też zdecydowaliśmy się na przykład na promocję w ekskluzywnym klubie fitness gdyż tam przychodzą nasi potencjalni widzowie.

Pewnie nie chciałabym mieć reklamy spektaklu na środkach higienicznych. A wyobraź sobie, dostaliśmy taką propozycję. Tu jednak, mimo że jestem, jak wiesz, bardzo otwarta na różnego rodzaju promocje, zapaliło mi się czerwone światełko.

Ale zrobiliśmy np. paradę rewolucjonistów. To była grupa naszych fanów z Facebooka, która w zamian za to, że będzie mogła zobaczyć przedpremierowy spektakl "Les Misérables", wzięła udział w paradzie. Zresztą Facebook bardzo nam pomaga w promocji. Portale społecznościowe mają dziś ogromną siłę i staramy się to wykorzystać. Nasi fani ubrani w koszulki "Les Misérables" z francuskimi flagami przeszli w pewną sobotę ulicami Warszawy.

- Oczywiście pod krzyż. Trafili pod Sejm, na plac Bankowy, na plac Defilad. Wybraliśmy wszystkie strategiczne miejsca. Z przymrużeniem oka. Przechodnie na początek widzieli demonstrację. Dlaczego Rewolucja Francuska w Warszawie?

Szykujemy jeszcze jedną paradę, tym razem aktorów. Nie zdradzę, kiedy to będzie i w jakiej formie, bo to musi być dla przechodniów zaskoczeniem.

Wracając do waszej grupy docelowej... Kim jest wasza publiczność? Kto przychodzi w Warszawie na musicale?

- Z badań wynika, że są to ludzie z Warszawy - 30 plus, górna granica 55, portfel 2,5 tys. plus. Oczywiście nie znaczy to, że nie ma widzów, którzy przyjeżdżają do nas z małych miasteczek, i takich, którzy kupują tańsze miejsca na balkonie.

W tym sezonie otwieramy w naszym teatrze specjalną lożę VIP. Jest tam 18 miejsc, goście mają do dyspozycji oddzielną szatnię, kelner wita ich drinkiem, w przerwie jest skromny poczęstunek. Bilety do loży są droższe, kosztują w weekend 170 zł, w dzień powszedni 160 zł. I co się okazało? Że te miejsca się najlepiej sprzedają. Każdy chce być VIP-em, choćby przez te dwie i pół godziny w teatrze.

Bilety do Romy sprzedają się bardzo dobrze, ale to nie znaczy, że ich zupełnie nie ma.

- Jest taka obiegowa opinia, że w Romie tak świetnie się sprzedają bilety, że zawsze ich nie ma. Mieliśmy już z tym problem przy "Upiorze...". Na początku rzeczywiście o miejsca na dany dzień było bardzo trudno, ale potem już były. Sprzedajemy bilety na kilka miesięcy naprzód, wprowadziliśmy nowy system sprzedaży biletów i na naszej stronie bez prowizji można je kupować w tym momencie już do końca grudnia.

Robimy też eksperyment. Na każdy spektakl chcemy zostawiać do ostatniej chwili po kilka biletów. Warto więc przyjść do kasy w dniu przedstawienia.

- Kiedy pracowałam w Teatrze Powszechnym, to były początki promocji w teatrze. Często spotykałam się z pytaniem, po co ja właściwie to robię. Przecież ludzie i tak przyjdą. Jeśli macie świetny spektakl, to na pewno przyjdą. Dziś już nikt mnie nie pyta, po co ta reklama. Kiedy pojawia się kampania na mieście, od razu widzimy to u nas w kasie. A jaką robić promocję? Czasem warto zamiast stu małych plakacików zrobić jeden duży i powiesić go np. na Pałacu Kultury.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji