Artykuły

Po Ślubie

"Pułapka" była dziełem trochę z boku: chwilą introwertycznego namysłu. "Sen srebrny Salomei" - dzieło ubiegłego sezonu - sięgał do treści wcześniejszych u Jerzego Jarockiego; do wątku "polskiego snu", którego kulminację stanowiło wspaniałe przedstawienie Calderonowskie sprzed dziesięciu lat. W "Płatonowie" Jarocki z całą mocą powraca do tego, co ożywiało go ostatnio: w genealogii jego dzieł to właśnie jest następne przedstawienie po "Ślubie".

Tutaj także na pustej, mrocznej scenie znajduje się samotny człowiek. Po chwili jest ich już dwoje: Mikołaj Trylecki i Anna. "No i co? - Nic. Nudno" - to bardzo Gombrowiczowski początek: spokój, spokojnie, wilgoć. Rozpoczyna się akcja. Nadchodzi coraz więcej osób, pomiędzy nimi krąży dwóch fagasów w liberiach, którzy meblują niespiesznie scenę. Już po chwili jesteśmy w salonie Anny Wojnicew, w towarzyskiej sytuacji. Skrótem, jak w przypomnieniu, przeszliśmy drogę z pustki do realiów, którą "Ślub" pokonywał przez niemal godzinę. Ale jest to ta sama droga. Sytuacyjna tkanka, która się przed nami stworzyła, jest bardziej teatralna niż realna, jej dekoracje umowne najwidoczniej. Całość zbiera się do kupy na naszych oczach. Akcja co chwilę się pruje, niepewnie szuka drogi, by się potoczyć dalej. "Milczenie... Głupiec się narodził", "Załgała się!" - takie kwestie pointują sytuację najlepiej. Przedziela je gorączkowy ciąg bezsensownych zwischenrufów, nieświeżego dowcipkowania, ujawnianych mimowolnie człowieczych małości, pokazów sztucznych energii ("Zakochałem się i ożeniłem!"). Jest już po wszystkich ślubach. Postaci są niby rzeczywiste, ale zapadają w sztuczność; kompromituje je cała polifonia odezwań nie w porę, i nieustanne inscenizacyjne porządki, które się wokół toczą. Przechodzą lokaje-technicy, meble nie mogą do końca oswoić pustej sceny, słowa zawisają w próżni.

Ten pozorny światek ma swój podmiot - Płatonowa, który innymi manipuluje, rozgrywa ich uczucia, wyżywa się na nich lub im się poddaje, określa ich. Oni są dla niego, on zaś jest w części poza nimi, jak Henryk. I w tym miejscu trzeba już zmienić ton opisu, żeby nie okazało się, że "Płatonow" jest dokładnie repliką "Ślubu"; nie jest nią oczywiście. Toczy się Czechowowska akcja, tyle że wzięta w nieustanny nawias i trochę rozmontowana, tak że w szczelinach widać pustkę. Właśnie w tej pustce ukazują się podobne, jak w "Ślubie" perspektywy.

W każdym razie fałsz narasta crescendo i wtedy zjawia się Osip, wyciągając zza pazuchy prawdziwego zajączka: przyniósł go w darze dla Anny. Zdaje się, że obecność tego żywego, naturalnego zwierzątka ośmiesza bohaterów do reszty. Niedługo później opuszczają scenę i idą jeść; tak kończy się ekspozycja przedstawienia.

Teraz przestrzeń wyciemnią się, pustoszeje, w plenerowym otoczeniu dzieją się epizody drugiego aktu sztuki. Od początku widownię oskrzydlały dwa wychodzące ze sceny pomosty, w tej chwili akcja toczy się także i na nich. Grupa rozbiła się na szereg indywiduów, rozgrywających teraz swoje indywidualne wątki. Płatonow bawi się Marią i rozbudza miłość Soni, Wengierowicz przepłaca przeciw niemu Osipa - ten zaś przed chwilą obrzydliwie upodlił lokaja Wasyla. Głagoliew oświadcza się Annie, a jego syn intryguje przeciw niej; Szczerbuk i Pietrin idą na folwarczne dziewuchy. Nad sceną wiszą teraz lampiony, z tyłu zjawiła się jakaś chińska altanka, zabawa rozkręca się coraz bardziej. Figurki nabrały życia i wigoru, plączą swoje ludzkie, arcyludzkie dramaty. W końcu towarzystwo idzie do fajerwerków, które wybuchają w tle podejmującej życiową decyzję Soni. Ona też wybiega; wpada za to w orgiastyczny korowód z czworaków - dwaj jurni ziemianie teraz już nago ze swoją Dasią i dwiema innymi dziewkami. Na to miłosiernie zapada kurtyna.

Środkowa część przedstawienia obejmuje sceny przed domem Płatonowów - drugi obraz drugiego aktu sztuki. Tutaj zmienia się dekoracja: przez całą scenę ukosem przebiega tor kolejowy, z tyłu w półmroku widnieje regularny szereg pni drzew, z prawej strony ściana z oknem Płatonowskiej chatki. Przed nią stół, na którym będzie się palić świeczka w butelce. Zbudowany prostymi środkami, pełen półcieni, przykuwający obraz letniej nocy. Po całej okolicy snują się pijacy. Płatonow wraca do czekającej go żony, kłóci się z nią i godzi, rozmawia długo z młodym Wengierowiczem, który przyczłapał torami, odbiera list od Soni, spotyka się z generałową. Potem do niej wyrusza. Postacie kryją się w mroku sprzyjającym szczerości, scenografia ustaliła się i buduje nastrój; teraz zaczyna się rzeczywisty dramat.

Toczy się on wokół Płatonowa, którego gościnnie gra Jacek Mikołajczak. Bohater jest, jak się rzekło, podmiotem całej akcji. Pozostaje w wewnętrznym dystansie; styka się z innymi a zarazem ich obserwuje, i obserwuje siebie w zetknięciu z nimi, bardzo intensywnie. Jest trochę dyrygentem, więc ma powściągliwe, mierzone gesty, przy tym szeroki, wyraźny uśmiech, sugestywny głos. Wie, jak go widzą. Nie wie niczego poza tym. Prowokuje partnerów, teatr, siebie. Wszystkie wątki i wszystkie płaszczyzny skomplikowanej polifonii Jarockiego Mikołajczak wygrywa doskonale.

Partneruje mu przede wszystkim kobiecy kwartet. Bohaterki potraktowano najrozmaiciej. Najbliższa życia, najrzeczywistsza jest Sasza (Jolanta Fraszyńska) - dziewczę nieskomplikowane, ale pełne naturalnego wdzięki i świeżości, wzruszające i śmieszne na przemian. Porywy rzeczywistych uczuć dojrzałej kobiety ma także Anna (Halina Skoczyńska) - wzruszająca w lesie z Płatonowem. Jednak ona stoi już na pograniczu sfery, do której należą dwie pozostałe panie: groteski. Maria Greków (Jolanta Zalewska), infantylna sawantka, jest już nawet zgoła burleskowa, ze slap-stickowych komedii, gagi jej towarzyszą. Główna zaś miłosna heroina - Sonia Ewy Skibińskiej - to pusta lalka. "Po co się pani pudruje?" - pyta rozpaczliwie Płatonow i rzeczywiście: w pierwszej części spektaklu napudrowana jest na palec grubo. W rysunku Jarockiego śmieszności osób obwiedziono konturem bezlitośnie.

Właściwie należałoby przepisać afisz, cała obsada zestrojona jest bowiem świetnie. Z męskiej połowy warto może jeszcze wskazać Stanisława Melskiego jako Osipa i Krzysztofa Dracza w roli młodego Wengierowicza, czyli postacie najwyrazistsze w drugiej odsłonie i na tym poprzestać, albowiem odsłona ta, a z nią psychologiczny dramat, zmierza ku końcowi. Biedna, głupiutka Sasza, powiadomiona przez Osipa o zdradzie męża rozpacza, kładzie się na szynach. Myśl o pozostawionym dziecku podrywa ją na nogi i już przy zapadającej kurtynie widzimy, jak mała postać w rozwianej nocnej koszuli komicznym pędem ucieka torami przed nadjeżdżającą lokomotywą.

Trzeci akt dramatu Jarocki wyciął w całości. Po drugiej przerwie znajdujemy się więc od razu w zlicytowanym dworze Wojnicewów. Jest szary poranek. Scenę zamyka ściana z wysokimi oknami, po szybach nieustannie spływają strugi deszczu. Przez cały czas słychać jego melancholijny i kojący szmer. Potrzeba tego ukojenia - figurkom świat się bowiem rozsypał i teraz dogrywają swój dramat z pełnym przejęciem, zrozpaczone, ale przecież już doszczętnie skompromitowane: nie można im uwierzyć. I smutno, że nie można. Nawet Płatonow abdykował ze swej nadrzędnej roli, nie panuje już nad niczym, cały się trzęsie, a zamiast uśmiechu ma rozpaczliwy grymas. Rozbiegany jest obrzydliwie. Osipa zaś zabili chłopi i trup leży gdzieś za sceną; dopiero potem przenoszą go za oknami jako memento. "Oto jak odkupuje swoje winy Rosjanin!" - ów patetyczny frazes wygłasza idiota Sergiusz; ale w taki niewiarygodny sposób jawią się ostatni i ostateczny plan akcji: kosmos moralny.

Tego w "Ślubie" nie było. Był tylko kosmos psychiczny, egzystencjalny i teatralny, ale bohater nie wikłał się w realny świat między ludźmi - może wyjąwszy Władzia, którego śmierć stanowiła dlań moment graniczny. Tutaj, wspominając tamte doświadczenia (co od początku się sygnalizuje), dochodzimy właśnie do obiektywnego świata. Najkrócej powtarzając: ślub się odbył, kilka ślubów się odbyło. Ten fakt ma moralne konsekwencje. Po tym fakcie akcja wchodzi w inny wymiar. Po ślubie jest małżeństwo, a z nim konkretne wymagania wierności, odpowiedzialności - nieprzewidziane bariery dla zgłębiającego swoje możliwości, głębie i mielizny podmiotu.

Jak z obiegowego już bon motu wiadomo - to co po ślubie, należy do domeny komedii. Komedii w jej najszlachetniejszym rozumieniu: choć bowiem bohaterowie "Płatonowa" kompromitują się co chwilę i inscenizacja bezwzględnie wyciąga wszelkie ich słabości, nie ma powodu, by czuć się nad nich wiele wyższym. Są, by znów powtórzyć, arcyludzcy. Najostrzejszą groteskę podszywa melancholia. Zagubienie jest przejmujące, a zagubieni są już w ostatnim akcie wszyscy. Wczesny tekst Czechowa, nierealistyczny jeszcze i mieniący się odcieniami różnych poetyk, stanowi znakomitą podstawę dla wszystkich inscenizacyjnych ambiwalencji.

Pójdźmy dalej. Nie ma tu, jak u Gombrowicza, czystej analityki treści, które wzrastają we wnętrzu dominującego nad akcją ego; jest powszednia potoczność, z którą to ego się boryka i o którą rozbija. Tam wszystko urastało z czystych esencji i każde drgnienie miało wagę; tu dominuje przypadkowa miałkość i łatwo przeoczyć w niej to, co ma wagę rzeczywiście.

Tam więc Ego zostawało na koniec we własnej pustce, wobec wstrząsająco realnego trupa, a później niejasnego cienia pogrzebu. Tutaj człowiek, który w charakterze takiego ego wkroczył na scenę, sam jest na koniec trupem. I to jego partnerzy pozostawieni są wobec tej śmierci sami sobie. Sytuacja tężeje, deszcz szemrze nad wszystkimi i wreszcie, zdaje się, dochodzimy do teatru czystych esencji. W ostatnim, statycznym obrazie każdy z zebranych wokół zwłok mówi słowa, które zamykają w sobie istotę jego charakteru i zarazem typu, jaki przedstawia. "Co robić?" - dziecinnie pyta Sergiusz. "Grzebać umarłych i reperować żywych" - pozytywnie odpowiada Mikołaj. "Życie moje... nie wierzę" - przekwitająca niedługo Anna. Kwestie znów zawisają w powietrzu, ostatni zabiera głos Trylecki, pijak, ale za jego sprawą zjawiają się echa moralitetu - o ile można wierzyć pijakowi. "Po coś grzeszył, stary błaźnie? Nie zniósł tego Pan Bóg i uderzył".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji