Artykuły

Między konwencją a metaforą

"Pomórnik. Kryminał ekologiczny" w reż. Emilii Sadowskiej w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Stefan Drajewski w Polsce Głosie Wielkopolskim.

"Pomórnik" Emilii Sadowskiej, choć estetycznie jest zupełnie inny, kojarzy mi się z "Domem saren" Jana Lauwersa i dwiema operami współczesnymi: "Pokojem saren" Lecha Majewskiego i Józefa Skrzeka oraz "Świętym Franciszkiem i wilkiem z Gubbio" Stefana Themersona". Wszystkie dotykają śmierci, umierania, relacji między światem ludzi a światem zwierząt. Wszystkie wychodzą poza opowiadane historie, odrealniają świat, metaforyzują go.

Emilia Sadowska sięgnęła po powieść Olgi Tokarczuk "Prowadź swój pług przez kości umarłych", aby zwrócić nam uwagę nie tyle na fakt, że nie szanujemy życia naszych "braci mniejszych", że nie mają oni w Polsce żadnych praw. Sadowska chce nam powiedzieć, że ludzie w tym kraju, podobnie jak zwierzęta, też nie mają pełni praw, a co ważniejsze - nie potrafią, nie są zdolni, wreszcie boją się walczyć o nie.

Historię głównej bohaterki poznajemy dzięki retrospekcji. Janina Duszejko, bo tak intrygująco brzmi jej nazwisko, jeszcze raz przeżywa swoje życie na Płaskowyżu. Duszejko (świetna Barbara Krasińska) odkrywa zwykle pierwsza trupy myśliwych: Komendanta (Sylwester Woroniecki), Wnętrzaka (Piotr B. Dąbrowski), Prezesa (Wojciech Kalwat) Wykazuje przy tym niesłychaną aktywność w poszukiwaniu morderców. Aż podejrzaną. Podpowiada tropy, sugeruje, że za tymi morderstwami kryją się zwierzęta, może tajemniczy Pomórnik, którego tak naprawdę nikt nie widział. Mimochodem, niezbyt nachalnie Duszejko obnaża także mechanizmy rządzące społecznością lokalną, powiązania towarzyskie i układy polityczno-biznesowe. Szczytem jest msza w intencji myśliwych, w rozumieniu Duszejko - msza w intencji zabijania bezbronnych, niewinnych zwierząt. Ksiądz (rewelacyjny Wojciech Kalwat) - zdaniem głównej bohaterki - staje w obronie morderców, uświęca ich postępowanie. Sankcjonuje obłudę Kościoła. Duszejko nie jest jednak typową obrończynią zwierząt. Barbara Krasińska tak buduje swoją postać, aby w niczym nie przypominała zwariowanych babusów, jakie pokazywane są przez media podczas proekologicznych pikiet. Momentami jawi się raczej jako "wyrzut sumienia" swoich sąsiadów, znajomych, oponentów...

Sadowska wspólnie ze scenografką, reżyserem światła i kompozytorem wykreowali własny świat, który różni się od powieściowego. Stworzyli bohaterów znanych (tym, którzy czytali powieść) na nowo i nie ma sensu snuć porównań. Zapraszają widza, aby wszedł w ich świat. Oczekują uaktywnienia wyobraźni. Bez niej, nie ma tego "kryminału ekologicznego", (chociaż zagadka, kto zabił, wcale nie jest najważniejsza, podobnie zresztą jak sama ekologia). Niepotrzebne są tylko wyjścia poza przestrzeń sceny, bo niczego do świata przedstawionego nie wnoszą.

Emilia Sadowska podobnie jak Majewski i Skrzek, Themerson i Lauwers nie daje gotowych odpowiedzi. Nie zakłada, że wszystko wie i tą wiedzą dzieli się z innymi. Niepokoi, stawia pytania, wychodzi daleko poza kryminał, chociaż na płaszczyźnie teatru - co bardzo ważne - trzyma się mocno konwencji gatunku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji