Artykuły

Wyuzdany Gburek

"Czerwony kapturek, kichawka i Gburek" w reż. Anny Proszkowskiej we Wrocławskim Teatrze Lalek. Ocenia Leszek Pułka.

Zapowiadałem, że "Czerwony kapturek, kichawka i Gburek" w inscenizacji Anny Proszkowskiej to próba zmierzenia się z tradycją. Reżyserka tę próbę wygrała. Maleńcy widzowie - niekoniecznie.

"Czerwonego Kapturka, kichawkę i Gburka" napisała Agnieszka Zaskórska. Od pierwszego do ostatniego słowa, piosenki czy żarciku w kolorowym programie dorośli odbierają niezwykle barwny spektakl jako grę z baśniową tradycją. Hania, tytułowa bohaterka, zamieniła kapturek na charakterystyczną dla raperów czapeczkę z daszkiem. Wilk jest byłym psem policyjnym. Babcia włącza się w akcję "Cała Polska czyta dzieciom". Wszystko utrzymane w znakomitym tempie, kolorach, formach do chwili, gdy wilczur Gburek zaczyna swój jednoznacznie seksualny monolog pod adresem skulonej ze strachu dziewczynki, która zabłądziła, idąc do babci.

Lubieżne sytuacje

W przedszkolach podczas leżakowania Freuda raczej się dzieciom nie czyta. I przyznam, że nie chciałbym, aby jakikolwiek maluch był adresatem podobnych "żarcików". Żyjemy w czasach rozchwianych norm seksualnych i przyzwyczajanie kilkuletnich malców do quasi-erotycznego słownictwa, wikłanie ich w lubieżne - nie ma co kryć - sytuacje wydaje mi się po prostu niepedagogiczne. Brzdące z trudem odróżniają fikcję od rzeczywistości. Skutek niefrasobliwości w formowaniu relacji dorosły-dziecko przez teatr lalek może być potworny.

Poza tym jest dobrze. Otwarta scena. Poszukiwanie bohaterki wśród widzów. Wartka akcja, podczas której nicpoń Haneczka (Anna Kramarczyk), córka lekko zakręconej mamy, wędruje przez podwórka i parki do babci Wandzi, aby odnieść staruszce okulary. Klasyczny dylemat dobrego serca i nieposłuszeństwa kończy się happy endem, choć wilczur Gburek (Bogdan Kuczkowski) - niechcący - wciąga nosem Babcię i Kapturka, tak tęgo kicha. Nos ma bowiem rozregulowany policyjną profesją - nieustannym tropieniem przestępców.

Piosenki i awanturki

Dzieci zresztą społecznie słuszne niuanse kichawki mało obchodzą, bo zachwycone włączają się w akcję głośnymi okrzykami zachwytu, oklaskami i śmiechem. Desperaci próbują nawet wedrzeć się na scenę Lalki Mańki Balcerek są śliczne, niezwykle mobile, a ich animatorzy bawią się równie szczerze jak widzowie. Uproszczone do maksimum elementy scenografii: dwa kubły, ławeczka i ażurowe rusztowania wystarczają, byśmy wędrowali z Kotką Miaurellą (Irmina Annusewicz), redaktorem Stukaczem (Konrad Kujawski) i Misiem Zdzisiem (Barbara Pielka) wśród piosenek i awanturek. A to po skradzione przez Srokę okulary. A to po zagubioną ścieżkę. W końcu wszyscy spotykają się wśród całusów i achów, a o to przecież w życiu chodzi.

No i po hucznych brawach dylemat: nadwrażliwy jestem? Może jednak szkoda było paprać tak czysty spektakl anegdotą, która - jeśli już - to po dużej wódce i tylko wśród dorosłych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji