Artykuły

Krakowski "Proces"

AKURAT pięć lat temu oglądaliśmy na scenie "Ateneum" w Warszawie pierwszą sceniczną adaptację "Procesu" Kafki z pamiętną kreacją Jacka Woszczerowicza, zaś przed ośmiu miesiącami Adam Hanuszkiewicz sprezentował to dzieło Kafki we własnej adaptacji i reżyserii w Teatrze Narodowym.

W kilka miesięcy później w krakowskim Starym Teatrze odbyła się premiera "Procesu" w adaptacji i reżyserii Jerzego Jarockiego; to właśnie przedstawienie przywiózł teatr na Warszawskie Spotkania Teatralne. Wszystkie trzy inscenizacje są nieporównywalne, każda wydobywała inne warstwy dzieła, inaczej przede wszystkim kształtowała postać bohatera Józefa K. Łączy je tylko jedno: zupełne pominięcie najistotniejszej dla "Procesu", jak i dla całej niemal twórczości Kafki warstwy metafizycznej. Przenika tę twórczość niepokój metafizyczny, wyolbrzymiony przez kompleksy i neurozy do rozmiarów przekraczających jakiekolwiek sprawdzalne granice odczuwania. Kafka przez całe swe życie szamoce się tragicznie w ustawicznie ponawianych próbach poznania i zrozumienia Nieznanego i Niepoznawalnego. Nie wolno przecież zapominać, że na kształtowanie się jego psychiki i filozofii wywarła decydujący wpływ religia Mojżeszowa, a w późniejszym okresie filozofia Kierkegaarda. "Jego Bóg - pisze o Kafce Aleksander Rogalski w swych "Profilach i pretekstach" - "był par excellence Bogiem starotestamentowym: był Bogiem karzącym, sądzącym, budzącym grozę i strach i - całkowicie niewyobrażalnym... Kafka więc, człowiek z natury głęboko religijny, stanął pośrodku między judaizmem a protestantyzmem i to protestantyzmem w ujęciu Kierkegarda, który pojmował chrześcijaństwo nie jako religię radości, lecz jako religię lęku, paradoksu, irracjonalizmu i męczarni". To wszystko jest w "Procesie". Ale nie ma tego lub ledwie niekiedy przebija (m.in. w scenie w kościele) w przedstawieniu krakowskim.

To zresztą jedna tylko płaszczyzna "Procesu", jeden układ odniesienia. Jest i drugi - dosłowny: los ludzki w zderzeniach z absurdem świata, z jego niesprawiedliwością i okrucieństwem, z jego zdeterminowaniem niewiadomego-wiadomego końca. I w tej głównie płaszczyźnie rozgrywa "Proces" Jarocki. I w konwencji surowego realizmu, bez żadnych deformacji "koszmaru sennego". Zarówno w scenografii (ciężka zabudowa - ceglasty mur jako eksponowany jej element, kilka niezbędnych rekwizytów, kostiumy z epoki Kafki), jak i w aktorstwie. Tylko "chór oskarżonych", włączający się od czasu do czasu w ten realistyczno-absurdalny "proces" pierwszego prokurenta banku Józefa K., wyprowadzony jest z koszmarnego, dławiącego snu.

Jan Nowicki najostrzej odcina się od tego brakującego w przedstawieniu kontekstu metafizycznego. Żadnych neuroz, lęków, żadnego porażenia. Reaguje na narastający absurd normalnie to jest ostro, niekiedy agresywnie, próbuje jakoś wywikłać się z tego coraz szczelniej oblepiającego go koszmaru - aż do momentu zrozumienia, a może - kapitulacji ?

Jarocki jest bardziej okrutny od Kafki. Naturalistycznie brutalnej, ale jakoś fascynującej tą brutalnością sceny egzekucji Józefa K., rozegranej w kontrastującej z pozostałą oprawą spektaklu oślepiającej bieli - nie rozjaśni żadne otwierające się okno nawet cienia nadziei.

Można by ten wybitny jednak spektakl określić mianem "teatru okrucieństwa", gdyby ten termin cokolwiek dziś już oznaczał.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji