Artykuły

Powrót Józia do domu

Ciekawe to zjawisko, kiedy reżyser zamienia się w autora dramatycznego. Tym ciekawsze, kiedy dzieje się to u początku jego drogi teatralnej. Tak jest w wypadku Helmuta Kajzara. Jest znanym już w kraju reżyserem, chyba bardzo zdolnym, ale bardzo przecież młodym. I zaczął pisać sztuki - w tej chwili kończy już trzecią. Widać, bardzo szybko przestało mu wystarczać wypowiadanie się w teatrze poprzez cudze teksty. I już w pierwszym swoim oryginalnym utworze, w Paternostrze, wypowiedział się w sposób bardzo osobisty.

Sztuka po wydrukowaniu w Dialogu wywołała różne reakcje, od życzliwej i przychylnej analizy Jana Błońskiego (w tymże Dialogu) do licznych wzruszeń ramionami u innych czytelników. Od razu jednak wzbudziła zainteresowanie teatrów. Pracował nad nią w Starym Teatrze w Krakowie Józef Szajna, niestety nie doszło do premiery. Trafił Paternoster na scenę studencką w Łodzi. Widziałem to przedstawienie, wypadło fatalnie. Nie wiedziałem tylko, czy fatalnie dla sztuki, czy dla niedoświadczonych w kontaktach z tego typu dramaturgią realizatorów. Teraz już wiem, że Paternoster nie jest utworem dla niedoświadczonych realizatorów. Teraz, to znaczy po wystawieniu go w mądrze i konsekwentnie prowadzonym przez Andrzeja Witkowskiego Teatrze Współczesnym we Wrocławiu. Po wystawieniu przez reżysera tak wybitnego jak Jerzy Jarocki - najlepszy u nas realizator sztuk Tadeusza Różewicza.

Nazwisko Różewicza padło tu nie bez przyczyny. Można sztuce Kajzara przypisywać różne koligacje literackie i znaleźć ich wiele. Dla mnie jednak Paternoster wywodzi się przede wszystkim z Różewicza, zwłaszcza jeśli chodzi o technikę pisarską, rodzaj dramaturgii. Kajzar - rozsmakowany w Różewiczu jako reżyser - zbudował swoją sztukę w podobnie luźny sposób, jak Różewicz na przykład Kartotekę, spróbował też podobnych połączeń poetyckich skrótów i ostrych, realistycznych obserwacji.

Ów wzór Różewiczowski nie ujmuje jednak sztuce Kajzara oryginalności. Autor dołożył doń własną dobrą znajomość teatru. W warstwie zaś treściowej jest Paternoster wypowiedzią bardzo osobistą, poczynając już choćby od realiów. Miejsce akcji i główne postacie sztuki to kraj dziecinny Helmuta Kajzara - Śląsk Cieszyński ze wszystkimi swoimi osobliwościami. Autor zna je znakomicie i świetnie rysuje w Paternostrze jako tło obyczajowo-społeczne, co słusznie podkreślił w swoim szkicu Jan Błoński. Środowisko to najlepiej charakteryzuje taka wypowiedź Ojca: "Urodziłem się na pograniczu i nie zdobyłem świadomości narodowej zaraz po urodzeniu. O klasowych antagonizmach dowiedziałem się z życia i po wojnie na szkoleniach ideologicznych. Przed wojną byłem wrogiem klasowym takich jak ja, teraz po wojnie. Klasa robotnicza, do której przystałem, po pewnym okresie prewencyjnym pozwoliła mi przewodzić sobie na jednym z odcinków życia produkcyjnego. Co do świadomości narodowej, nie miałem trudności z przyjęciem zasad internacjonalizmu. Były uczeń austriacki, wcielony do armii czeskiej, ziemianin polski, emigrant argentyński, wróciłem, i to niechaj się liczy". Kim był i jest ojciec Józia naprawdę? Ziemianinem czy chłopem? Trudno odpowiedzieć dokładnie, gdyż postacie Kajzara nie są określone do końca. W każdym razie rolnikiem, człowiekiem mocno związanym z ziemią. Z napomknień w finale wynika, że jest dziś kierownikiem gospodarstwa państwowego. Mówi bowiem do niego Dyrektor, który zjechał z Komisją: "Kierowniku, co to znaczy? Na podwórzu krowa się cieli. Młockarnia z Pomu zardzewiała. Ślepiście, czy co? Magazynier akurat wynosił proso ze spichrza! No i co wy na to, kierowniku. Hę? Kwitu nie miał! Proszę wysokiej Komisji jak tu utrzymać porządek? Podnosić wydajność z hektara, pogłowie buraka cukrowego zwiększać? Chwała Bogu, ciele zdrowe! No Kierowniku, Stary Doboszu!?

Stary Dobosz zostaje zabity za stajnią, tam gdzie kiedyś zabijano partyzantów, bowiem proszę Wysokiej Komisji, "z tak hardym i nadgniłym klasowo personelem nie zbudujemy lepszej przyszłości". Jego dobytek rozgrabia rodzina. Ale to jest już zakończenie żartobliwe zakończenie sztuki Kajzara.

Początkiem i osią akcji, główną sprawą Paternostra, jest powrót Józia do domu. Józio jest najmłodszym w rodzinie synem, beniaminkiem wysłanym na studia do miasta, ściślej mówiąc do stolicy. Czy w postaci tej zawarł Kajzar momenty autobiograficzne? Chyba w jakiejś mierze tak, choć snucie dalej idących zestawień byłoby raczej niebezpieczne. Józia dawno nie było w domu. "Jadałem w stołówkach, zbiorowe żywienie, zbiorowe spanie, spałem, mam licznych przyjaciół, zdobyłem ludzi i pieniądze i sławę świecką i duchowną, styl - Macie tu tatusiu tysiąc złotych na drobne wydatki". Takie jest wejście Józia do rodzinnego domu. Ojciec urządza na cześć syna przyjęcie, w którym uczestniczy rodzina i przyjaciele domu, a także przyjaciele Józia z miasta. W czasie tego przyjęcia następują liczne zderzenia, które są najistotniejszą treścią sztuki Kajzara. Zderzeniem głównym jest konfrontacja świadomości ukształtowanego w mieście Józia z zastaną w domu tradycją rodzinną, konfrontacja teraźniejszości z przeszłością bardzo w tym środowisku żywotną, choć w przedziwny sposób do teraźniejszości adaptowaną. Drugim ważnym zderzeniem jest konfrontacja intymnej świadomości dojrzałego Józia z najintymniejszymi wspomnieniami z dzieciństwa, w których sąsiadują ze sobą aniołek i diabełek, wprowadzeni zresztą przez Jarockiego w sposób widomy do przedstawienia. Z wszystkich tych zderzeń wynika w Paternostrze kawałek autentycznej prawdy zarówno o obiektywnym, bardzo u Kajzara konkretnym świecie, jak i prawdy psychologicznej ujawniającej się w postaci bohatera.

Kim jednak jest sam Józio? Jest postacią w zamierzeniu autora dość nijaką. W swojej spowiedzi wypowiedzianej w dłuższym monologu pod koniec sztuki, spowiedzi, która jest oskarżeniem i obroną jednocześnie, Józio powiada: "Doprawdy nie wiem, kim jestem. Chętnie uciekałem, chętniej od zajęcy, uciekałem przed decyzją, nie zamykałem oczu, aby sny nie stały się snami prawdziwymi". - "Byłem głupi. Byłem naiwny, byłem dobry, byłem chciwy miłości ciała" (to o wczesnej młodości). - "Ludzie wiązali ze mną pewne nadzieje. Miałem wiele cieni". - "I uciekałem ludnymi ulicami. Tyle mogę powiedzieć na moją obronę. Przyjmowałem także chciwie każdy pieniądz fałszywy i śmierdzący. Chodziłem po cesarstwach. Tchórzliwie czekałem. Tańczyłem, służyłem, do kiepskiej muzyki. Nie podejrzewałem siebie. Jestem, jestem niewinny. Mam to z głowy".

Powrót Józia do domu jest jego ucieczką z Metropolii. Doświadczenia tam zdobyte przyniosły mu rozczarowanie, jeśli nie wręcz przerażenie. "Józio w kożuchu z czerwoną walizką w ręku ucieka przed jakimiś postaciami. Trudno rozpoznać je w śnieżycy". Tak zaczyna się Paternoster. Niektóre postacie z miasta dopadną go jednak i w domu - znajdą się na przyjęciu wydanym przez ojca i wezmą udział w tej nadrealistycznej komedii, jaka się tu rozegra. Józio jest jej uczestnikiem dosyć biernym, raczej obserwatorem. Przyniesie mu ona jednak nowe rozczarowanie albo nowe przerażenie. Błoński napisał, że Paternoster jest snem. "Snem bohatera, który śni powrót do domu. Powrót upragniony i niemożliwy, którego nigdy naprawdę nie będzie: rozrachunek z Ojcem, pastorem, może Bogiem? ... pozostanie wewnętrzny, wyobrażony tylko". Można to i tak potraktować, ale niekoniecznie. Wydaje mi się, że autora tych słów trochę zmyliła surrealistyczna faktura tragikomedii Kajzara. Powrót, a raczej ucieczka Józia wydaje mi się rzeczywista. Jest kolejnym etapem jego doświadczeń i rozczarowań, wcale nie ostatecznym. Józio będzie uciekał w dalszym ciągu, chętniej od zajęcy, ponieważ ma zajęczą naturę.

Rytm owej wielkiej ucieczki nadał przedstawieniu Paternostra we wrocławskim Teatrze Współczesnym Jerzy Jarocki. Jakże przy tym po mistrzowsku zorganizował scenicznie bardzo trudną materię sztuki Kajzara. Właśnie zorganizował. Bo prawie nic nie zmieniał, nic od siebie nie dodawał. Pozostał zdumiewająco wierny temu, co autor napisał, zarówno w tekście głównym, jak i we wskazówkach scenicznych. Jeśli powstało z tego przedstawienie świetne, to fakt ten przemawia niewątpliwie me tylko na korzyść znakomitego reżysera, ale i na korzyść Kajzara jako autora. Jarocki udowodnił, że Paternoster jest literaturą sceniczną z prawdziwego zdarzenia. Z pozornego chaosu słów i sytuacji, z pozornych nielogiczności uczynił całość wyjątkowo czystą, prawie całkowicie klarowną. Piszę "prawie", bo nie jest to oczywiście przedstawienie łatwe w odbiorze, ani dla wszystkich w pełni zrozumiałe. Nie wszystkim też może się podobać. Należy jednak do tych zdarzeń scenicznych, które sztukę dramatyczną i teatralną (w tym właśnie rzadkim ostatnio zespoleniu) posuwają o kilka centymetrów naprzód.

Widowisko toczy się bez przerwy. (Kajzar również nie dzieli sztuki na akty), nie jest zresztą zbyt długie, a na pewno już nie nużące. Osiąga to Jarocki poprzez nadanie działaniom znakomitego rytmu, znakomitej organizacji sytuacyjnej i ruchowej. Rytm jest zmienny, ale nieustannie wyczuwalny. Sytuacje zmieniają się płynnie i sprawnie, przechodzą jedna w drugą w taki sposób, że żaden szew nie jest widoczny. Do najlepszych należy scena reminiscencji okupacyjnych, w której postacie sztuki (goście zgromadzeni na przyjęciu) tańczą w upiornym kole padając kolejno na jego środek z wyczerpania. Scena przypominająca wrażeniem Akropolis Grotowskiego. Kapitalna też jest końcowa spowiedź Józia. Bogusław Kierc (aktor, którego pamiętamy z filmowych Popiołów jako Krzysztofa Cedrę) wypowiada cały monolog biegnąc, znowu uciekając (pantomimiczny bieg w miejscu), zrzucając przy tym ubranie, obnażając się dosłownie, aż do slipek. To jest już pomysł samego reżysera ale jakże dobrze dopełniający autora, tego typu pomysł nie sprawdził się, jak mi się wydaje, Jarockiemu. Chodzi o wprowadzenie drugiego Józia, sobowtóra pierwszego. Kajzar wprowadza go dopiero w finale, jako postać przybywającą autem w roli Wysokiej Komisji. Reżyser wprowadza drugiego Józia prawie od początku, każąc mu w niektórych scenach zastępować pierwszego, co niezbyt się tłumaczy (drugiego Józia gra Andrzej Kierc, brat Bogusława).

Dla tak zorganizowanego przedstawienia potrzebował Jarocki niezwykle ofiarnego i zdyscyplinowanego zespołu. Trzeba z całą satysfakcją podkreślić, że znalazł go we wrocławskim teatrze. Cały zespół tego przedstawienia godny jest podziwu za pracowitość i dyscyplinę artystyczną, za sprawne i bezbłędne utrzymywanie rytmu, tak ważnego czynnika w widowisku Jarockiego. Zespół jest właściwie cały czas na scenie, grając jako zbiorowość w układach zmieniających się jak w kalejdoskopie. Ról indywidualnych jest w Paternostrze niewiele, ściśle mówiąc cztery. Wszystkie zagrane są we wrocławskim przedstawieniu bardzo dobrze. Doskonały jest zwłaszcza Edward Lubaszenko w roli Ojca, kapitalna to zresztą postać u samego Kajzara. Bardzo cennym osiągnięciem aktorskim Bogusława Kierca, aktora o dużych, jak się okazało, możliwościach. Ina Nowicz jako Matka i Maja Komorowska jako Gwiazda dopełniają czwórkę wykonawców większych indywidualnych ról w Paternostrze, który stał się we Wrocławiu zespołowym sukcesem autora, reżysera i całego Teatru Współczesnego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji