Artykuły

Chór patriotów w "Makbecie"

- Przesłanie tego spektaklu związane jest z bolesnym momentem naszej historii, doświadczeniem całego pokolenia, które przeżywało niegdyś euforię i było dumne z tego, że jesteśmy Polakami - mówi MAREK WEISS, reżyser "Makbeta" w Operze Bałtyckiej.

Z Markiem Weissem-Grzesińskim, dyrektorem Opery Bałtyckiej, o inscenizacji "Makbeta" Verdiego rozmawia Jarosław Zalesiński:

Szkoda, że nie zobaczymy Pańskiego "Makbeta" w Stoczni Gdańsk, jak to było planowane.

- Tak to było planowane. Ale okazało się, że w Centrum Stocznia jest raptem o 180 miejsc więcej niż na widowni Opery Bałtyckiej. Dla tych 180 miejsc dołożylibyśmy drugie tyle pieniędzy na tę premierę.

Godna pochwały gospodarność. Ale szkoda.

- Nie była to łatwa decyzja, bo pokusa była duża - zrealizować tam spektakl, który odnosi się w swojej wizualnej symbolice do stoczni. Ale nie można takich rzeczy robić za każdą cenę. Opera ma swoje żelazne zasady, wystawianie jej gdzie bądź po to tylko, by popularyzować gatunek, jest złą popularyzacją.

Choć jest teraz w modzie wystawianie oper w atrakcyjnych plenerach, dla masowej publiczności.

- Żyjemy pod taką presją popkultury i oglądalności, ilościowych wyników, że wszyscy wariują i padają przed tym na kolana. I wydają przy tej okazji worki pieniędzy, bo to robi wtedy wrażenie. Ja uważam, że potrzebne są takie enklawy w kulturze, które się przed tym bronią i które mają "w poważaniu" ilościowe wyniki, a skupione są na jakości.

Ale przecież nie myślał Pan o wystawieniu "Makbeta" w stoczni po to tylko, żeby wyreżyserować masowe widowisko.

- Nie, nie, to wzięło się z czego innego. Uczestnicząc od początku w rozmowach na temat festiwalu "Solidarity of Arts", miałem wspólne z innymi osobami nadzieje, że stanie się on festiwalem ideowym i bardzo poważnym, który będzie dbał o szanowanie pewnych wartości.

Związanych z tradycją Sierpnia?

- Ale inaczej rozumianą. Słowo solidarność trzeba oderwać od kontekstu politycznego i także od kontekstu związkowego. W nazwie festiwalu mówimy o solidarności sztuk. Ale nie w sprawie obalenia komunizmu, którego już nie ma, tylko w tym duchu, że wspólnie myślimy o czymś pozytywnym, dobrym dla innych. Takiemu uporządkowaniu używania słowa solidarność miał, moim zdaniem, służyć ten festiwal.

Do Pańskiego "Makbeta" jak się to odnosi?

- Przesłanie tego spektaklu związane jest z bolesnym momentem naszej historii, doświadczeniem całego pokolenia, które przeżywało niegdyś euforię i było dumne z tego, że jesteśmy Polakami. To było coś wspaniałego, co wciąż odgrzewamy we wspomnieniach, bo było wielkim zbiorowym przeżyciem.

Było...

- Dzisiaj ludzie, którzy to symbolizują, nasi idole tego okresu, moralne autorytety, zachowują się tak, jakby to wszystko parodiowali. Wielu z nich jest ogarnięta jakimś szaleństwem, porażona wirusem władzy. Ci ludzie, nie mówię oczywiście że wszyscy, zatracili swój charakter, pion, swoją szlachetność, w tym co sobie i o sobie wzajem mówią.

Istotą demokracji, która nastała, jest ciągły spór.

- Zgadzam się. Im więcej w niej odrębnych zdań, tym lepiej. Ale ja mówię o czymś innym. Sytuacja tych ludzi nie polega na tym, że zakończyli swoją misję i teraz mogą się dorabiać i obrastać tłuszczem. Ja twierdzę, że ktoś, kto wypełnił taką misję i został przez nas uznany za idola i autorytet, ma psi obowiązek do śmierci unieść to brzemię.

Łatwo się mówi.

- To sytuacja wszystkich ludzi, którzy zajęli bardzo wysoką pozycję społeczną, a potem skarżą się, że nie mają normalnego życia. Najskrajniejszym przykładem tego były lamenty księżnej Diany. Jeżeli ktoś zostaje żoną następcy tronu, jest kimś powszechnie czczonym, to to zobowiązuje. Jaki sens ma mówienie wtedy, że chce się mieć normalne życie i prawo do uczuć?

Trzeba trzymać fason?

- Wie pan, kiedy widziałem, jak nasz największy idol, którego szanowałem jak kogoś bardzo bliskiego, w telewizji pogardliwie mówi coś o rocznicowych obchodach tylko dlatego, że nie podoba mu się ich polityczny kontekst, i do tego śpiewa jakąś głupkowatą piosenkę o Zurichu, myślałem, że dostanę zawału.

Na początku Szekspirowskiej historii Makbet jest szlachetnym i niezłomnym wojownikiem. Na końcu sięga dna. O tym mówi Pański spektakl?

- Nie do końca. "Makbet" Szekspira i "Makbet" Verdiego to jednak trochę inne dzieła. Dramat Szekspira jest straszliwie mroczny, pokazuje, że wirus władzy zabija charakter, szlachetność, niszczy wartości i powoduje, że wynaturza się wszystko to, co w człowieku było dobre. Nie ma przed tym ratunku, nikt się przed tym nie obroni.

U Verdiego jest ratunek?

- U Verdiego i w muzyce, i całej konstrukcji jest rodzaj optymistycznego finału. Być może Malcolm z Makdufem nie wejdą później w taki sam konflikt. Być może po tym, co się wydarzyło, nastaną inne czasy, może właśnie okaże się możli-

wa solidarność. A po drugie, ani Makbet, ani Lady Makbet nie są postaciami, o których moglibyśmy powiedzieć, że to ktoś spośród nas. To nie jest para typowych ludzi, która jedynie uległa niszczącemu wirusowi władzy.

A co jest w nich takiego szczególnego?

- W moim spektaklu tym czymś szczególnym jest ich bezpłodność. To, że nie mają dzieci, rzutuje na tempo tego gnicia, któremu ulegają. Proces stawania się zbrodniarzami dokonuje się w nich szybciej, niż dokonałby się u ludzi, którzy są odpowiedzialni za rodzinę i dzieci.

"Makbeta" Verdiego wykorzystywano czasem do przedstawiania mechanizmów totalitarnej władzy. Pański "Makbet" to obraz mechanizmów władzy demokratycznej? U Verdiego nie ma według mnie aż tylu wątków, które pozwalałyby pokazywać, jak rozwijają się mechanizmy władzy. Można znaleźć opowieści, również u Szekspira, o wiele ciekawiej ilustrujące, jak manipuluje się władzą. W "Makbecie" pokazana jest raczej ekstremalna sytuacja człowieka, który nie waha się mordować najbliższych i przyjaciół w imię osiągnięcia pełni władzy. Ale podstawowy problem Makbeta polega na tym, że on tej zdobytej władzy nie może przekazać swojemu potomstwu. O tym jest opowieść.

To właśnie Makbetowi przepowiadają wiedźmy.

- Że i tak królować będą synowie Banca. Makbet ma ten sam problem co Herod. Dowiedział się, że pojawi się król większy od niego, więc morduje wszystkie noworodki. Ale akurat ten jeden najważniejszy mu uciekł. "Makbet" nie jest według mnie dziełem politycznym. To przede wszystkim historia szaleństwa, jakie władza może zaszczepić człowiekowi podatnemu na podobny wpływ.

Co w takim razie robią w Pańskim przedstawieniu odniesienia do najnowszej historii i do stoczni?

- W "Makbecie" Verdiego jest przepiękny moment, na początku czwartego aktu, chór patriotów, śpiewających o swojej uciśnionej ojczyźnie. Ten jeden chór, ta jedna scena opowiada o wszystkim, co przeżywaliśmy przez wiele lat. Zbieraliśmy się i śpiewaliśmy "Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie". Osoby religijne i niereligijne myślały o tym samym, o wolnym kraju, to była nasza wspólna wielka tęsknota. Tę scenę połączyliśmy właśnie ze stoczniowymi realiami, a także sam finał. Przypominamy stocznię, konkretny czas i konkretne miejsce na ziemi. Ale to nie znaczy, że cały spektakl opowiada o tym, co przez ostatnie lata działo się w Polsce i że można sobie dorabiać klucz, iż Makbet to X, Banco to Y, a Lady Makbet to jakaś pani Z i tak dalej.

Myśli Pan, że do tej symbolicznej solidarnej stoczni możemy jeszcze wrócić?

- Wzruszenia zbiorowe są jak bomba atomowa, potrzebują jakiegoś specyficznego detonatora. Kiedy się taki detonator pojawia, powoduje w sposób nieoczekiwany wielkie zbiorowe wzruszenie i poczucie, że jesteśmy razem na tym świecie.

I wokół czegoś dobrego.

- Ale to są jedynie chwile, momenty historii. Próba utrwalania ich na zawsze czy próba robienia z nich doktryny albo obowiązującej normy społecznej nigdy się nie udaje, a wręcz prowadzi do złego.

Powiedział Pan gdzieś, że zespół opery dojrzał już do wystawienia "Makbeta" Verdiego.

- Dla chóru to ogromne wyzwanie. Orkiestra gra już wspaniale, ale rzeczywiście stale był dotąd ten problem, że chór jakby doganiał nas wszystkich. Ale dzisiaj naprawdę chylę czoła przed pracą, jaką wykonał w "Makbecie". Chór jest wielkim bohaterem tej naszej premiery.

Nie ma chóru bez solidarności...

- (śmiech) Tak. I nie ma solidarności bez chóru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji