Artykuły

Nowy Szekspir Maciejowskiego

Kolejna, trzecia realizacja szekspirowska Jana Maciejowskiego i Zofii Wierchowicz na scenie szczecińskiej - Henryk IV - stosuje to samo kapitalne rozwiązanie formalno-stylistyczne, co dwie poprzednie - Otello i Ryszard III. Udoskonalone i odpowiednio zmodyfikowane działa ono bezbłędnie, jak precyzyjna i dobrze naoliwiona maszyna, "maszyna do grania Szekspira" - jak nazwano, bodaj po Ryszardzie III, konstrukcję sceniczną Wierchowicz i Maciejowskiego. Znakomicie używana, zapewnia przedstawieniu nie tylko odpowiedni koloryt i klimat, ale przede wszystkim wartkość i dynamikę, rozwiązując reżyserowi wszelkie trudności techniczne w prowadzeniu akcji. Zastosowana po raz trzeci, stała się już tak naturalna, że przestała frapować jako wybijający się sam przez się element przedstawienia. Osiągnęła idealną funkcjonalność.

Henryk IV bardziej frapuje czym innym, tym co najistotniejsze: interpretacją Szekspira, treściami filozoficznymi. Może właśnie dlatego że warsztat techniczny opanowany został po mistrzowsku. Ale jeśli tę realizację szekspirowską Maciejowskiego stawiam najwyżej pośród dotychczasowych, to przyczynia się do tego bez wątpienia i sam utwór. Bogatszy i pełniejszy, wielopłaszczyznowy i głębszy w ukazaniu człowieka i świata.

Henryk IV ma kilka wątków bied na pozór równolegle, nie zawsze w przecinających się czy zazębiających. Każdy z nich tworzy inną płaszczyznę treściową i myślową. Oglądaliśmy przedstawienia Henryka, w których wątki te biegły obok bez żadnego wzajemnego stosunku i nic z tego w końcu nie wynikało. Można sobie wyobrazić przedstawienie które eksponuj któryś z wątków i którąś z płaszczyzn myślowych utworu kosztem innych. Maciejowski dokonał w szczecińskim przedstawieniu sztuki największej: komponując widowisko z obu części Henryka IV przedstawił dramat wielopłaszczyznowy a zarazem niezwykle konsekwentny i logiczny, którego wątki integralnie się wiążą, tworząc całość spoistą i klarowną.

Wątkiem przewodnim są w przedstawieniu Maciejowskiego dzieje Henryka-księcia Walii (syna Henryka IV, następcy tronu). Z nimi powiązane zostały precyzyjnie, z jasna myślą, wątki pozostałe. Ułożyły się one przejrzyście w trójkąt, którego "wierzchołki stanowią: Król, Percy-Hotspur i Książe Walii. Z dziejami samego już Księcia Walii związany jest najściślej wątek Falstaffa.

Postać Króla wnosi do dramatu wątek walki o władzę. Henryk IV zdobył panowanie drogą nieprawną (zamach stanu, uwięzienie i zamordowanie Ryszarda II). Pomogli mu w tym inni możnowładcy, których następnie musiał się obawiać. "Część z nich ściąć musiałem" - powie do syna udzielając mu tuż przed śmiercią ostatnich rad. Inni wszczynają przeciw niemu bunty. Szekspir przedstawił je w swoim dramacie w postaci spisku rodu Percych i Mortimerów, któremu przewodzi potężna indywidualność ("wielkie serce i źle utkana ambicja") Henryka Percy-Hotspura. W przedstawieniu szczecińskim początek konfliktu Król - Hotspur zaznaczony zostaje mocnym, wyrazistym skrótem, charakterystycznym dla stylistyki Maciejowskiego: Włodzimierz Bednarski, grający Hotspura po rozmowie z Królem, i po jego wyjściu staje obok tronu i wbija weń sztylet. To jest rzucenie rękawicy, wypowiedzenie wojny.

Henryk IV nie byłby jednak tym czym jest, gdyby ograniczył się do przedstawienia okrutnego, bezwzględnego mechanizmu walki o władze, jak to się dzieje w innych kronikach królewskich. Problematyka władzy, panowania, jest tu ujęta daleko głębiej. Egzemplifikuje ją przede wszystkim postać następcy tronu, Henryka-księcia Walii. Młodego Henryka nie interesują zrazu sprawy królestwa, panowania, władzy. Ku rozpaczy ojca tonie w hulankach i zabawach, lubi przebywać w karczmach w wesołej kompanii, zwłaszcza w towarzystwie starego żarłoka Falstaffa, z którym się przyjaźni i do którego ma szczególną słabość. Z tego trybu życia wyrywa go bunt Hotspura przeciwko ojcu, wojna domowa. Staje do walki u boku Henryka IV, broni legalnego panowania. Z jego ręki ginie w polu główny wichrzyciel - Henryk Percy-Hotspur.

Reżyser szczecińskiego przedstawienia podkreśla paralelność postaci młodego Henryka i Percy'ego, ich przeciwstawność. Żądny władzy, chorobliwie ambitny Hotspur - i beztroski hulaka książę Walii. Obu do pewnego stopnia określa ich sytuacja, każdy jednak obiera inną drogę postępowania. Aby jeszcze bardziej zaznaczyć powiązanie w dramacie obu tych postaci, dodaje Maciejowski na początku przedstawienia krótką scenę w której widzimy młodego Henryka i Hotspura jako towarzyszy młodzieńczych igraszek. Percy uprawia w tej scenie swoją ulubioną zabawę przypisaną mu przez reżysera - rzucanie nożami, które, kiedy cel jest żywy, przestaje być zabawą. Obrazek ten, nie całkiem może prawdopodobny z punktu widzenia realiów, ma potem swój odpowiednik w scenie bitwy, kiedy ugodzony przez Księcia Walii Hotspur umiera opierając się o niego, wpadając jakby w jego objęcia (jedno ze świetnych rozwiązań sytuacyjnych reżysera). Po klęsce buntowników Książę Walii wraz z Falstaffem znowu wraca do karczmy. Ale na krótko. Oto umiera Henryk IV. Młody Henryk wkrótce zasiądzie na tronie. Sytuacja stawia go w zupełnie nowym położeniu. "Sytuacje i zdarzenia - napisał Bogdan Suchodolski w interesującym rozdziale o Szekspirze w swojej książce "Narodziny nowożytnej filozofii człowieka" - wymagają działania, które jest nowe i nieoczekiwane, działania, które burzy dotychczasowe pojęcia o świecie i o sobie samym, działania, które stwarza nowe kształty życia." Taką sytuację stwarza Księciu Walii śmierć ojca. Sięga po koronę leżącą na poduszce, kiedy Henryk IV jeszcze nie skonał. Sięga, aby się z nią zmierzyć. Trzymając ją wygłasza jeden z najgłębszych monologów Szekspirowskich. Ma pełną świadomość ciężaru owej złotej obręczy, licznych konieczności, do jakich zmusi go włożenie jej na głowę, cierpień, wyrzeczeń, działania wbrew sobie, wbrew dawnemu sobie. Nie upaja się czekającą go władzą. Ale pragnie zdecydowanie wszystko to na siebie przyjąć. Jest w tym monologu najprawdziwszy, najgłębszy dramat władzy. Świetnie przekazuje te treści grający młodego Henryka Wacław Ulewicz, doskonale zresztą wprowadzony przez reżysera. Pierwszym krokiem nowego króla jest wypędzenie Falstaffa. Falstaff, wątek Falstaffa. Jeszcze jedna płaszczyzna Henryka IV, jeszcze jedna jego perspektywa. Bardzo ważna, najbardziej ludzika. Falstaff kochający życie i użycie, swobodę, wino, kapłony i kobiety. Kochający młodego Henryka nie jako Księcia Walii, ale jako człowieka i przyjaciela. I Falstaff jako ironista, ironiczny komentator dziwnych spraw "poważnego świata". Przypomnijmy sobie sławny monolog o honorze i uwagi o mięsie armatnim. Ten Magier i gaduła jest "ido szpiku kości intelektualny" - jak napisał o nim Walter Raleigh. Pięknie powiedziane.

Wypędzenie Falstaffa stanowi u Maciejowskiego pointę przedstawienia. Pointę bardzo dramatyczną. Falstaff urasta tu do postaci niemal tragicznej. W owym finale oglądamy dramat nie tylko Falstaffa. Jest to również po części dramat Henryka V i po części - dramat nas wszystkich. Falstaff zostaje sarn na pustej scenie. Idzie w głąb, ku schodom prowadzącym na platformę, na której stoi tron - i powtarza przejmująco, jak echo: "On przyśle po mnie, skoro słońce zajdzie. On przyśle po mnie, przyśle, przyśle, przyśle...". (Jest to znowu scena samodzielnie skonstruowana przez reżysera. W tekście Szekspirowskim Falstaff mówi te słowa do człowieka, od którego pożyczył tysiąc funtów, aby go uspokoić jako wierzyciela.) Eugeniusza Walaszkowi, którego Falstaffowi można było przedtem zarzucić brak szerokiej gamy humoru, zawdzięczamy w tej finałowej scenie chwile prawdziwego wzruszenia.

Wiemy z historii, że były Książę Walii, Henryk V, był wielkim, mądrym i sprawiedliwym władcą. Ale wiemy również, że "wygnać Falstaffa to wygnać cały świat". I takie jest znaczenie owego finału i owej pointy przedstawienia Maciejowskiego.

Trzeba jeszcze oddać sprawiedliwość całemu zespołowi aktorskiemu. Świetnie prowadzonemu przez reżysera, ale i świetnie rozumiejącemu. Obok wspomnianych już wykonawców (Ulewicz, Bednarski, Wałaszek) należy wymienić Marię Chwalibóg jako Lady Percy, Mariana Noska jako Henryka IV, Zbigniewa Mamonta jako Glendowera, Bohdana Janiszewskiego jako Tomasza Percy. Zespół sprawny i zgrany, przyzwyczajony już do stylistyki Szekspirowskiej Maciejowskiego i Wierchowicz, swobodnie poruszający się w jej ramach. Jan Maciejowski pożegnał Szczecin bardzo pięknym i bardzo dojrzałym przedstawieniem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji