Artykuły

Potrójna śmierć gubernatora

To przedstawienie jest strzeliste i lekkie jak obraz, który otwiera dramat. Wąsika, pionowa linia światła, przecinająca scenę od góry do dołu, ciemna - w głębi - sylwetka gubernatora rozpięta na smudze jasności, bliska, złamana w światłocieniu postać Narratora. Jest w tym przejrzystość i czystość, wyrazisty od pierwszej sceny, ostry kontur teatru, obejmującego dramat w arbitralne posiadanie, aby nadać mu niespodziewanych blasków, przewrotnych znaczeń, nowych jakości. Tak właśnie, z wysokiego tonu, przejmującym tutti form i napięć rozpoczyna swoją "Śmierć gubernatora" Jerzy Jarocki w katowickim Teatrze Stanisława Wyspiańskiego. Jest najbardziej surowy wobec autora z dotychczasowych realizatorów, amputuje bez wahania i bez wahania dokonuje potrzebnych transplantacji, przez co dramat obciążony od chwili narodzin niejasnościami i sentymentalizmem, przerostem pozorów i atrofią znaczeń - nabiera zwięzłości i jasności stając się coraz bardziej, coraz pełniej, dramatem świadomości uwikłanej w degradujący mechanizm władzy. A więc nie jeszcze jeden "dramat władzy", ale dramat człowieka osaczonego przez konieczności i nazbyt dociekliwy sposób myślenia, który prowadzi go na pozycje obce, być może, samemu Kruczkowskiemu. Nie dramat mechanizmu, ale dramat konsekwencji wywiedzionych z wieloznacznych mimo wszystko założeń autora.

U Kruczkowskiego moralitetowa koncepcja bohatera prowadzi poprzez subiektywną potrzebę kompensaty do próby obciążenia więźnia doświadczeniami władzy, jako skutek wyrafinowania, samotności czy swoistej potrzeby przekazania doświadczeń dla kompromitacji obcej sobie - a więc i wrogiej - postawy więźnia- Bohater Kruczkowskiego jest groźny i wieloznaczny, niedookreślony i symboliczny jak mechanizm, który reprezentuje, jak porządek, którego broni. Inaczej u Jarockiego. Inaczej u Kaliszewskiego.

Kaliszewski gra w Katowicach nieco innego gubernatora niż pojemna i wieloznaczna postać Kruczkowskiego. Innego niż surowy symbol Mrożewskiego czy wycelebrowana sylwetka Grotowicza, innego niż biologiczny i naturalizujący gubernator Fabisiaka. Jest skupiony i dociekliwy, inteligentny i kulturalny. Obciążony kulturą starej Europy, jako jej wierny i nieodrodny syn, podlega niebezpiecznej dla gubernatorów przypadłości myślenia, zniewalającej do eksperymentowania i porównań, do doświadczeń i indukcji wiążących wszystkie psychologiczne i przygody naszego bohatera w jeden logiczny ciąg poszukiwań. Gubernator Kaliszewskiego zafascynował się instrumentem władzy a jako człowiek rzetelnie myślący dostrzegł również jej prawidłowość, jej kontekst a także - jej sens. Jego wędrówka do więźnia nie jest jedynie próbą kompromitacji przeciwnika wobec samego siebie, ani nawet wyrazem szukania kompensaty za okrutną konieczność własnej, sprawowanej przez siebie władzy, za jej uniwersalny mechanizm i prawo. Jest natomiast kolejnym etapem poznania, próbą konfrontacji ocieplonej nutą zaciekawienia a nawet sympatii, rzeczywistą, wynikającą z własnej suwerenności, potrzebą dania szansy. Przez cały czas dramatu, od pierwszej, strzelistej sceny, do samotnej zadumy nad własnym grobem, grobem rewolucjonisty. gubernator-Kaliszewski przez znamienną przemianę. Logiczny ciąg doświadczeń wyraźnie wypunktowanych przez aktora i reżysera jest źródłem oryginalnej, myślowo płodnej a dramatycznie pojemnej "ewolucji ideowej" bohatera. Przechodzi on proces wyobcowania, kierujący go nieodmiennie w stronę rewolucyjnych ideałów Więźnia. Jest zbyt wrażliwy i zbyt mądry aby mógł pozostać obojętny wobec ich kuszących treści, ale jest równocześnie zbyt świadomy aby nie dostrzec własnych ograniczeń, aby nie ocenić łączącego się z tym flirtem - absurdu. Dramat zamyka znamienny gest gubernatora - rzucenie kwiatu na anonimowy, rzekomo własny grób więźnia.

Gubernator Kaliszewskiego wie gdzie jest prawda, przeczuwa jej formułę i jej społeczny, jej polityczny sens, ale wie również, że jest to prawda dla niego niedostępna, społecznie obca, podobnie jak niedostępny już i obcy jest dla niego jego własny świat, świat faszyzujących koncepcji Manuela, świat, który wyrzekł się go i potępił z chwilą, kiedy los człowieka rozszedł się z losem namiestnika. Samotność gubernatora jest więc ostateczna i najgłębiej umotywowana, nie jest bowiem jedynie moralitetowa samotnością człowieka, który rozszedł się z normą moralną, jak w koncepcji Mrożewskiego - i częściowo - Grotowi cza. Pogłębia ją woluntarystyczny, całkowicie dobrowolny charakter gubernatorskiego wyboru. Wyobcowany z własnego klanu, przerażony nurtującymi go koniecznościami, których zapowiedź widzi w groźnej postawie Manuela (grał go z powodzeniem Zbysław Jankowiak), odcięty od ożywczej prawdy rewolucji, zbyt mądry aby stać się rzecznikiem faszyzmu, zbyt słaby na dotarcie do drugiego brzegu - ponosi ostateczną klęskę, przez którą przebijają pierwsze brzaski zwycięstwa. Przegrywa jako polityk, jako gracz, którym zresztą nie jest, a zbliża się do sukcesu jako człowiek poszukujący, jako zafascynowany - rzecznik poznania. Daleki od jednoznaczności i symboliki moralitetu jest przecież świadomym bohaterem tego dramatu, dramatu odpowiedzialności i przeprowadza do końca z całą jasnością i przejrzystością, z chwalebną i zaszczytną dla aktora czystością wyrazy, z pełną wreszcie świadomością własnych ograniczeń i możliwości.

Intelektualnej koncepcji bohatera służy też konsekwentnie teatr Jarockiego. Sprowadzający otoczenie do tła nadaje mu ostrość groteski, plastykę pamfletu. Najdalszy od obyczajowego realizmu operuje symbolem i skrótem podszytym tęgą dawką drwiny. Ludzi zmienia w schematy, schematom nadaje świeżość i trafność dobrze dobranej formuły. Świat gubernatora to świat manekinów i lalek, które poruszają się w rytmie doskonale zsynchronizowanej zabawy. Jest to teatr znakomity w scenach zbiorowych, w organizowaniu ruchu i przestrzeni, rytmu i kadencji przedstawienia. Dlatego to, co u Kruczkowskiego najsłabsze i najbardziej niekonsekwentne - sceny na balu, w piwiarni a nawet na cmentarzu - zyskują u Jarockiego wyrazistość i jednoznaczność formy niespotykaną w innych realizacjach tego dramatu. Są doskonałym teatrem przeznaczonym na użytek sztuki. Narzucają koncepcje i ton daleki od surowości moralitetu, ale równie odległy od amorficzności naturalistycznych, "obyczajowych" prób krakowskich. Formuła pamfletu zaostrzonego wyrazistą koncepcją formy najlepiej, jak się okazuje, przylega do wieloznacznej formuły tekstu. Doskonała scenografia Wiesława Lange.

Zupełnie inna jest krakowska "Śmierć gubernatora", Władysław Krzemiński okazał się nazbyt uległym pisarzowi człowiekiem teatru. Pozostawił wszystkie dłużyzny, które Jarocki wyczyścił z całą skrupulatnością. Pozostawił logikę i następstwo scen, które Jarocki połączył z ogromnym pożytkiem dla całości, rozgrywając scenę po pogrzebie, rozpisaną na salon gubernatora - wprost na cmentarzu. Akcja zyskała na zwięzłości, dramat na mocnym zakończeniu- Ta rzekoma lojalność wobec tekstu stała się w przypadku Krzemińskiego nielojalnością wobec autora, ukazując mielizny dramatu, których w Katowicach nie było. Nielojalnością wobec autora i błędem wobec teatru, który też natychmiast pogrążył się w retorykę lub płaskość naturalistycznego sposobu relacji. Zawiódł przede wszystkim Kazimierz Fabisiak. Znakomity w "Kapitanie z Kopenick" przeniósł do "Śmierci gubernatora" jakieś echo tamtej postaci i wspomnienie tamtej formy pogrążając niepowrotnie wszelkie możliwości intelektualnej egzegezy bohaterów, wszelkie szanse dramatu. Był z góry skazany nie dlatego, że podjął kroki za które trzeba ponosić odpowiedzialność, ale dlatego, że pokazał człowieka słabego, którego wiek jest już zarzewiem przegranej. Katowicki "Gubernator" zaczyna się sceną zadumy i spokojnym, refleksyjnym tonem Narratora. "Gubernatora" krakowskiego otwiera wyrazista w swojej opisowości scena neurastenii, przejmujący lęk starego człowieka o stanowisko i - życie. Fabisiak pokazał bohatera osaczonego przez czas - nie przez konieczność wyboru - którego los jest już w nim, a nie wyraża się - poprzez niego. Wygrał go znakomicie swoją bogatą techniką doświadczonego, wytrawnego wirtuoza, ale nie dał nam żadnej satysfakcji intelektualnej, szukając źródeł dramatu tam gdzie ich na pewno - nie ma. Miał w sobie coś z upartego i ciasnego urzędnika c.k. monarchii, który się zaperzył i dlatego przegrał, a nic z groźne i determinacji Grotowicza czy dociekliwej ruchliwości Kaliszewskiego. Sklerozę bohatera postawił na miejscu ideologii, własną, społeczną siłę na miejscu intelektualnej i psychologicznej spekulacji. Miał w sobie zadufanie tyrana i tępą, obłudną siłę tyrana - tworząc w ten sposób jedyną intelektualną i historyczną aluzję przedstawienia.

Wyraźniej jego myślową tonację próbował Krzemiński zamknąć w postaci Narratora, którego w Katowicach grał kulturalnie Andrzej Ziembiński. Zbigniew Wójcik kreujący go w Krakowie był bardzo ironiczny i zjadliwy wobec przypominającej chwilami Zapolska postaci bohatera, ale nie zachował godności w sposobie relacji; szyderstwo pogrążał często w atmosferze humoru, drwinę przemieniał w godną estrady - kpinkę. Zaciemniło to intelektualną propozycję Krzemińskiego godną na pewno uwagi i wyróżniającą się swoją poglądowością. Przeciwstawienie ograniczoności gubernatora, który ,w końcu jest tylko narzędziem przemocy, współczesnej nam wrażliwości i postawy, symbolizowanej w postaci Narratora, świadome stwarzanie dystansu dla tym pełniejszego podkreślenia obcości, dla tym dotkliwszej kompromitacji, było, jak się zdaje, założeniem krakowskiej realizacji - przeprowadzonym konsekwentnie i czysto - mimo niepowodzenia scen zbiorowych rażących przede wszystkim brakiem formalnej konsekwencji, z niepotrzebnym przegadaniem i eklektyzmem stylów. Przeszkadzało to w odbiorze szczególnie w zestawieniu z konsekwencją formalną przedstawienia katowickiego a także - wrocławskiego.

Opisowość scen w piwiarni z jej jaskrawością i naturalistyczną skłonnością do patologii, niezdecydowana linia balu czy sataniczna sylwetka Grabarza bardzo zaciążyły na jednolitości przedstawienia, a brak tak przydatnych tu skrótów pozbawił go należnego tempa zwalniając równocześnie nurt dramatu. Kameralizacja, słuszna jako jeszcze jedna próba teatru, jako nowe i twórcze podejście inscenizatora do tekstu, połączyła się jednak w Krakowie z mimowolną tegoż tekstu degradacją, z pominięciem zabiegów kosmetycznych, których tekst ten potrzebuje. W sumie otrzymaliśmy przedstawienie nieco niezdecydowane, nudnawe i eklektyczne, pozbawione wyraźnej linii myślowej, własnej odkrywczej koncepcji upadku Folfatera, o ile, rzecz jasna, nie ufamy za taką propozycję biologizującej sugestii Fabisiaka.

Jeszcze inaczej, w poetyce krańcowej symboliki, rozegrał we wrocławskim teatrze Rozmaitości swoją "Śmierć gubernatora" Kazimierz Kutz jako reżyser i Wiktor Grotowicz jako gubernator. Podniesione do rangi misterium, przeniknięte atmosferą fatalizmu i wysokich regionów abstrakcji - jeszcze pełniej, jeszcze konsekwentniej niż głośne i szeroko krytykowane przedstawienie Dejmka podkreślało Konieczności władzy, konsekwencje postawy niezależne od wyboru i lęku jednostki. Katowicki gubernator, jako jedyny z zrealizowanych dotąd wersji tej postaci, umiał przejść ponad zaklętą granicą konieczności zbliżając się do intelektualnego i moralnego wyzwolenia drogą intensywnego procesu poznawczego stanowiącego niezaprzeczalny i własny dorobek aktora i reżysera. Wrocławscy realizatorzy poszli równie daleko - w odwrotnym kierunku. Przytłoczyli postać koniecznością przegranej wynikającej z samej sytuacji bohatera, jako swoista emanacja zbrodni i władzy, zgodnie z moralitetowym charakterem utworu, mniej zgodnie z doświadczeniem historii. Postawili go wobec prawa posępnego i okrutnego jak gdyby to była naprawdę jedyna możliwość władzy. To pesymistyczne a może tylko realistyczne odium dramatu Kruczkowskiego usiłowano w Katowicach przekreślić poprzez przypisanie go jedynie do porządku reprezentowanego przez gubernatora ale nie był to zabieg najszczęśliwszy, pozbawił bowiem tezą Kruczkowskiego jej twórczej uniwersalności.

Kutz za to nie krępował się w uniwersalizacji pesymizmu. Stworzył dramat o organicznym skażeniu władzy, o organicznym określeniu podległego jej prawom - człowieka. Rozegrał go w szaropopielatej symbolice, w znakomitej scenografii Janusza Tartyłło, nasycając pełnią nastrojów, fatalizmem działań, gęstością form. Tak też zagrał bohatera Wiktor Grotowicz - w skupieniu, w powadze, z kabotyńską wręcz obsesją klęski. Był świadomym aktorem teatru zaproponowanego przez Kazimierza Kutza, ale czy powiedział nam wiele o gubernatorze?

Kto w ogóle powiedział nam wiele o gubernatorze? Kaliszewski? Fabisiak? Mrożewski? Kim on jest? Dlaczego umiera? Czy dlatego, że był rzecznikiem władzy, reprezentantem przemocy czy dlatego, że wówczas, na balkonie, uczynił ów nieznaczny gest chusteczką? Czy wszyscy, którzy czynią podobne gesty - umierają? Czy musiał umrzeć albo czy musiał wykonać ten gest? Kruczkowski na pytanie o następstwa zbrodni politycznej nie udziela odpowiedzi, ale na pytanie o konsekwencje władzy odpowiada wcale jednoznacznie. I to jest jego największy sukces, który teatr pogłębia teraz poprzez różnorodną egzemplifikację przypadków, poprzez różną wykładnię dramatu. Czasem jest to teatr lepszy, czasem gorszy, świeży lub powielający, ale zawsze jest to teatr, który przyjmuje tę prawdę jak aksjomat, nawet wówczas gdy wyposaża bohatera w wyjątkowe zasoby dociekliwości i niezależności. Napisałem o sukcesie Kruczkowskiego, bowiem w stwierdzeniu o skażeniu władzy udało mu się wyrazić nienową wprawdzie, ale zawsze ważką i brzemienną prawdę. I to jest chyba jądro "Śmierci gubernatora". Można odczytać ją jako moralitet, jak Dejmek czy Kutz, można jako pamflet jak Jarocki, czy jako przestrogę, jak Krzemiński, ale zawsze, na dnie każdej interpretacji, kryje się organiczna konieczność tego gestu. Dlatego nie spierałbym się tu o formę ani nawet - o kierunek realizacji. Żadne nie narusza przecież istoty tego dramatu, w którym obowiązek tak blisko splata się z wolnym wyborem, poczucie konieczności z poczuciem klęski. Nie spierałbym się o to, co może tu przejściowego i zmiennego. Nie spierałbym się o sposób motywacji.

Ważna jest jej istota. To że w określonych sytuacjach trzeba strzelać. To że sytuacja determinuje człowieka i sprowadza go do zbrodni dokonanej w imię obowiązku. Gubernator jest skomplikowany i pełen sprzeczności, ale przecież każe strzelać, bo taka jest jego rola. Taki obowiązek. Może być lepszy lub gorszy, ale każe strzelać, bo wymaga tego od niego stanowisko. Za to go cenią. Za to go kochają. Ludzie - zdaje się mówić Kruczkowski - znaczą często tyle, ile znaczą ich stanowiska, ich fotele. Taka jest przecież sugestia dramatu. Można z nią dyskutować, można się nie zgadzać, można przytaczać przykłady, doktryny o zupełnie innej treści niż pesymistyczny pogląd Kruczkowskiego, ale nie sposób zaprzeczyć że tego rodzaju teza pojawiła się w dramaturgii naszego obozu po raz pierwszy. W tym widzę doniosłość tej niedocenionej sztuki. W jej tezie przewodniej. W jej intelektualnej pojemności. A cóż ważniejszego jak nie cyrkulacja myśli, nawet gdyby można przeciwstawić im niejeden argument czy niejeden - przykład?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji